środa, 18 marca 2009

RZUT MAROKAŃSKI 2009 (2)

W Maroku bez zmian. Ciepło, bardzo ciepło. Zeszły tydzień to w Agadirze temperatury powyżej 30 stopni. Gorące powietrze buchało nawet wieczorem. W przeciwieństwie do znanego mi klimatu tureckiego jest tu bardzo sucho - więc przynajmniej jakoś się funkcjonuje; ale tak czy tak - mogłoby być nieco chłodniej.
Na ulicach tak samo jak zwykle - wszechobecne rozwalające się taksówki w dwóch wersjach: petite (mała) w kolorze czerwonym, która zabiera maksymalnie 3 osoby i jeździ wg taryfikatora. Grande (duża) to biało-kremowy stary mercedes typu "beczka", mieszczący w sumie 6 osób, z czego dwie siedzą koło kierowcy, a na tylnym siedzeniu 4 - ściśnięte jak śledzie. Grande taxi działa na zasadzie tureckiego dolmusza - jedzie dopiero zapełniona. Jeśli ruszy z dwoma osobami, to pewnie "dobierze" po drodze kolejne cztery, żeby interes się opłacił.
Taksówkarze niewiele mówią i niewiele wiedzą. Słuchają głośnej muzyki marokańskiej, berberyjskiej, arabskiej, ale kiedy widzą, że wsiada cudzoziemiec, zdarza się że przełączają na pierwsze z brzegu europejskie disco.

Marokańczycy zadają ciągle dwa te same pytania: Ça va? (Jak leci) i Bonjour (Dzień Dobry) - też ze znakiem zapytania, dodając czasami epitety w stylu "La Gazelle". Porównanie do gazeli niewątpliwie uchodzi za komplement w Maroku, ale mnie jakoś nie przekonuje. Kręcą się wszędzie, zadając te pytania wszędzie, niezależnie od tego ile mają lat, zębów, i jak wyglądają - myślą może, że po iluś tam próbach w końcu im się poszczęści. I pewnie tak jest. Turystyka określonego rodzaju w Maroku, a dokładniej Agadirze właśnie, kosi niesamowite żniwo. Siedząc tutaj przez kilka tygodni nie sposób tego nie zauważyć.

Poniżej, trochę z innej beczki, kolejna tura zdjęć. A jutro - insallah - jadę kolejny raz - ale pierwszy w tym roku - do Marakeszu. Insallah, bo wczoraj dopadła mnie marokańska zemsta (krótko ale intensywnie) i mam nadzieję, że już nie wróci.


Klasyczne ujęcie Agadirskiego portu z widokiem na kazbę. Na kazbie napis: Allah, El Watan, El Malik (Bóg, Ojczyzna, Król). W nocy świeci.


Mewy o zmierzchu. W nocy strasznie hałasują.


Kobieta z Tiznitu z mężczyzną z Tiznitu.


Banana Republic - wróć, Banana Kingdom.


Klasyk marokański.


Zwietrzałe skały nad oceanem, Sidi'rbat.


Domki rybaków nad oceanem wykute w zwietrzałych skałach. Przy okazji: mekka surferów, bo wieje pieruńsko.


Typowe czerwone Maroko, głęboko w Antyatlasie.


Nie dotykaj. Grrrryzie.


Tafraute. Jedna z głównych ulic.


Hotel w górach z basenem. Oj, chciałoby się.


Wyglądają jak zabawki z gumy lub narzędzie do zbijania celluitu pod prysznicem. Ale uwaga na te malutkie kolce...


Niesamowita wiocha z niesamowitym meczetem.


Rzut z góry na wioseczkę berberyjską - ksar.

Au revoir (do zobaczenia), tudzież Ma'salaama.

9 komentarzy:

Renata pisze...

Ge-nial-ne. Pozdrawiam, Renia

Anonimowy pisze...

zdjecia mnie powalily po prostu...

/patrycja-em

/// pisze...

zazdrośc.... tu taka pogoda, że najbardziej trafiają do mnie następujące słowa: "30 stopni", "sucho", "gorąco"

なな pisze...

ja tez tak chce!!!!!

Unknown pisze...

z chęcią bym się z Tobą zamieniła we Wrocławiu padał dziś śnieg:(

Anonimowy pisze...

ach, chciałabym tam teraz być! Czekam na więcej relacji :)

Anonimowy pisze...

Podziwiam takich ludzi jak Ty bo ja to nie mam odwagi żeby tak podróżować ,ograniczam się do wyjazdów z biur podróży.1września lecę właśnie do Maroka do hotelu Argana.

majena pisze...

mój przedmówca mnie na tyle zdziwił,że zapomniałam co miałam napisać;)ale jakie widoki-te na zdjęciach rzecz jasna;)
pozdrowienia Marlena

Anonimowy pisze...

Tak przeczytałam Twoje dwa wpisy Agato o Maroku (po ostatnim tureckim :D ) i widzę, że niezbyt Ci ono do gustu przypadło.

Ja póki co jestem zakochana w Maroku, choć uważam, że jak tam mieszkać, to tylko z europejskimi znajomymi :D jakkolwiek to nie zabrzmi, ze względu na to, o czym właśnie piszesz.

Marokańska architektura i krajobrazy mnie po prostu powalają, ale te ciągłe zaczepki trutni na ulicach są rzeczywiście nie do przejścia, nie ma mowy w ogóle o swobodnych samotnych spacerach po mieście, choć w sumie teraz zdałam sobie sprawę, że jednak po Marakeszu porusza się w pojedynkę dużo łatwiej niż po Agadirze :D

Jednak co ja bym dała za marokańskie lato w polską zimę ehhhh ;)

Pozdrawiam