niedziela, 18 lipca 2010

JAK SIĘ MA CHŁOPAKA TURKA WERSJA 2010

Niedzielny wieczór jest porą idealną na to, by chlapnąć jakąś notkę. A jeszcze śmieszniej, jeśli notka będzie dotyczyła nieustająco popularnego tematu, hitu nad hitami... Jeśli mowa o Turcji, jeśli mowa o Riwierze, Alanyi, to zawsze, ale to zawsze (kwestia tylko czy wcześniej, czy później) pojawia się pytanie o TURECKICH CHŁOPAKÓW.
Pytanie o tureckiego boyfrienda zadają mi wszyscy od początku mojej pracy w Turcji. Czy jest? Jeśli nie ma, to dlaczego (pewnie dlatego, że biją kobiety i są zazdrośni). A jeśli jest, to dlaczego (czyżby byli lepsi niż Polacy? - znaczące chrząknięcie)? A czy planujemy się pobrać? A czy się nie boję ?
Czasem pytania podszyte są głęboko ukrytymi emocjami. Czyżby pytająca kobieta również miała w zanadrzu turecki romans? A może nadzieję na taki? A może przeciwnie, negatywne doświadczenia?

Po latach intensywnych obserwacji pseudonaukowych wiem już z całą pewnością. Niewątpliwie "turecki facet" jest zjawiskiem. Modą. Wydarzeniem. W niektórych kręgach warto mieć tureckiego faceta (chociaż w niektórych z kolei lepszy jest Hiszpan, Włoch, bo przecież nie Egipcjanin). Dodaje to naszemu życiu trochę blasku, egzotyki, oryginalności. Ładnie wychodzi się na zdjęciach z tureckim facetem, kiedy on taki ciemny, a przynajmniej brązowooki.

Co innego jednak zdjęcia i ploteczki opowiadane od niechcenia koleżankom z pracy po urlopie, co innego prawdziwe życie. To jeden z takich banałów, które aż szkoda pisać. Ale jednak czasem trzeba, żeby niedzielna notka na blogu trzymała się kupy.

Związki Polek z Turkami można podzielić na kilka kategorii. Niektóre to zwykłe flirty wakacyjne, które sztucznie podtrzymywane przy życiu za pomocą internetu udaje się przeciągnąć do przyszłorocznych wakacji, a przynajmniej sylwestra. Inne to - odwrotnie - znajomości internetowe, które z czasem stają się rzeczywistością, a czasem rozpływają we mgle obietnic przyjazdu, i zapewnień o wiecznej miłości. Jeszcze inne, to coraz popularniejsze związki z projektów, staży, wymian, Erasmusów - czyli miejsc, gdzie spotykają się w miarę podobni do siebie młodzi ludzie.
Najmniej jest zwykłych krótkotrwałych i ulotnych wakacyjnych przygód, bo, jak zauważył kiedyś znajomy Turek: "Polki nadzwyczaj szybko się zakochują".
I jest w tym sporo prawdy. Jak dowodzą obserwacje w terenie, w ekspresowym tempie dziewczyny są gotowe zmieniać kompletnie swoje życie, rzucać stałą pracę w Polsce, ba, czasem nawet poprzedniego, "nudnego" polskiego chłopaka, aby tylko znaleźć się bliżej ukochanego z Krainy Orientu. Już nie mówiąc o próbach nauki tureckiego i szalonym entuzjazmie do zgłębiania arkan tureckiej kultury!

Zaiste, w wielu przypadkach ten szalony entuzjazm godzien byłby lepszej sprawy.
Niestety, nie owijając w bawełnę, często zakochanym dziewczynom brakuje zdrowego rozsądku i odrobiny samokrytyki. Z jednej strony trudno się dziwić - magia Turcji robi swoje. Ja sama podczas pierwszego swojego pobytu w tym kraju siadywałam z koleżankami z pracy w kawiarni i pożerałam wzrokiem odzianych w białe koszule kelnerów. Z naszych ust wydobywały się tylko ciche westchnienia i refleksje typu:
- Jakim cudem Matka Natura rzuciła tych wszystkich adonisów razem właśnie tutaj?!
A kiedy jakiś adonis przesłał dokładnie zaadresowane do którejś z nas głębokie spojrzenie wilgotnych czarnych oczu - byłyśmy ugotowane.

Wraz z kolejnymi randkami przy dźwiękach tureckiej muzyki, flirtami, bukietami kwiatów i spacerami w świetle księżyca świat stawał się jeszcze piękniejszy. Trudno zresztą się dziwić - która kobieta nie marzy o odrobinie romantyzmu? Tutaj dostawała go w takich ilościach, jakby wspomniana Matka Natura chciała wynagrodzić nam wszystkie "stracone lata".

Z czasem, jeśli weszło się w prawdziwy związek, człowiek zaczynał zauważać kulturowe (i nie tylko) różnice. Wymuskany kelner w białej koszuli okazywał się chłopakiem w wolnym czasie noszącym paskudne sportowe szorty ze sznureczkiem w pasie i do tego nie pasujący kolorystycznie t-shirt. Romantyczne randki w restauracjach zamieniły się w banalne kolacje w domu z niezmiennie dużą ilością białego tureckiego chleba (nawet do makaronu) i mlaskania. Polska kuchnia w naszym wykonaniu budziła jedynie udawany zachwyt. Okazało się też, że trzeba było się pogodzić z paroma obyczajowymi drobiazgami. Na przykład będąc w mieście zachowujemy się przyzwoicie, nie obłapiamy partnera, a już brońcie bogowie od publicznego całowania! Musimy też uważać na własny strój (co niektórym przychodziło łatwo, jeśli nie miały nigdy ciągot do minispódniczek), a szczególnie na męsko-damskie przyjaźnie. Zostawało się pouczonym, że każdy turecki mężczyzna chce od nas tylko jednego (co akurat nie mija się za bardzo z prawdą), i w związku z tym najlepiej, abyśmy ograniczyły kontakty nawet z kolegami z pracy.
Jeśli delikwentka jest zakochana, takie rzeczy nie będą dla niej problemem. Ba, można przecież wszystko to potraktować jako wyraz miłości i troski ukochanego! To, że nie pozwala jej nigdzie samej chodzić (i odwozi ją i przywozi w każde miejsce o każdej porze). To, że wymieniają się hasłami do skrzynek e-mailowych (w końcu to dowód zaufania). To, że zakładamy bluzki bez dekoltów (och, on jest o mnie tak uroczo zazdrosny!).
Nie mówiąc już o tym, że kiedyś wreszcie kończą się tematy pod tytułem "kocham Cię kochanie moje" i okazuje się, że po prostu nie ma o czym gadać. A może i nawet - że jesteśmy kompletnie inni. Zaczyna być widoczne, że Polka z wyższym wykształceniem i świetnie zapowiadającą się karierą to świetny awans dla Turka z Riwiery po podstawówce... Paradoksalnie wielu takim dziewczynom wydaje się odwrotnie: że to je spotkało niezwykłe szczęście, w postaci boskiego przystojnego i oddanego mężczyzny, że to one dostały prezent od losu...

I tak dalej, i tak dalej.

Konserwatyzm czy kompleksy partnera albo niedopasowanie poziomem intelektualnym to tylko jedne z przykładów bolesnych rozczarowań. Nie wymądrzałabym się tak, gdybym sama w życiorysie nie miała takiego. A przecież jest tyle innych wersji zakończeń polsko-tureckich przygód. Niektóre o wiele bardziej dramatyczne: kłamstwa, inne dziewczyny, ba, oficjalne żony i nie mniej oficjalne dzieci, przemoc, wyciąganie pieniędzy pod pozorem rodzinnych tragedii i tym podobne.
A czasem po prostu ciężko sobie wyobrazić życie w "takim kraju jak Turcja". Bo o ile można w Anglii, to przecież nie w dzikiej Azji...

U mnie, na szczęście, sercowy zawód i negatywne nastawienie do tureckich mężczyzn nie przeniósły się na spadek zainteresowania Turcją. Cóż, tym lepiej, poznałam obyczaje tradycyjnych macho od podszewki, i, jak widać, mogę o tym nawet pisać notki na bloga. Znam też sposoby, jak się maskują - najczęściej udając niezwykle wyedukowanych, światłych i zeuropeizowanych (kiedy w rzeczywistości w życiu przeczytali dwie książki i niezliczoną ilość magazynów piłkarskich, a ich opinie to zlepek sądów wygłaszanych przez gwiazdy tureckich mediów). Oczywiście pomijam tych NAPRAWDĘ wyedukowanych, światłych i zeuropeizowanych, ale ich znaleźć ciężko. Nie wystają na czatach i skajpach, zagadując nieznane sobie dziewczyny. Nie pracują przez lata w kurortowych barach jako naganiacze czy kelnerzy. Nie bajerują, że "dzięki nam czują się tak, jak nigdy w życiu się nie czuli" i nie zapewniają, że "tu jest pełno podrywaczy, ale ja jestem inny", lub też, że "dzięki tobie się zmieniłem".
Znów banalne stwierdzenie, ale naprawdę im takich czarów po prostu nie trzeba. A życie z takimi prawdziwymi Turkami? Takimi nie-kurortowymi, nie-chłopcami-z-plaży?

Cudownie normalne. Raz wspaniałe, czasami nudne, a jeszcze innym razem po prostu trudne.
Bez zakazów i nakazów, bez napadów zazdrości, z rozmowami o życiu, z dyskusjami o kulturowych różnicach. Z tolerancją, przyzwoleniem na inność i wolność osobistą drugiej strony.
No... po prostu jak to z prawdziwym mężczyzną. Nawet to, że Turek, jakoś specjalnie nie przeszkadza. Bo przecież mógłby być Polak, jakie to ma znaczenie?

Dobry chłop, to dobry chłop, niezależnie od narodowości.
Czyż nie?

14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Nic dodać nic ująć. Alanijski boy to specyficzny typ. Zbieranina z całej TR... Nawet mój alanijski mąż tak uważa, że różne typy się tam kręcą :)
A to prawdziwe życie z Turkiem jest jak z mężczyzną innej narodowości jeżeli tylko trafimy na tego jedynego!
pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

Pointa o "dobrym chlopie"- to jest to!ma.

Anonimowy pisze...

Świetna notka i trzeźwe spojrzenie na temat! Osobiście jestem przykładem takiego wakacyjnego romansu ale miałam to szczęście trafić na "normalnego" turka, z którym mogę rozmawiać godzinami na każdy temat..i dziś ten "normalny chłop" jest moim mężem:) Nigdy nie wiadomo gdzie trafi się na swoje przeznaczenie,więc nikogo nie można z góry skreślać. Myślę że to kwestia szczęścia i odrobiny zdrowego rozsądku, którego zauroczonym kobietom niestety często brakuje. Pozdrawiam
PS: Uwielbiam Twojego bloga! ai

なな pisze...

he he :) Dobry chłop to dobry chłop - szanowna autorka ma rację :))))

Anonimowy pisze...

Dzięki. To mi było dzisiaj potrzebne, bo mam jakiś 'tęskny' dzień... jeszcze jak pomyslę, że dzisiaj znajomi będą w tej samej miejscowości... jakieś małe ukłucie, że nie ja. Ale to przecież mój wybór. Świadomy. Jeszcze tak. Oby tak zostało. Pa / W.

Anonimowy pisze...

marakron z chlebem...?!?!?!
mam to na co dzień!!! :)

Pozdrowienia z Gdańska!
Ola

Święta prawda Skylar, święta prawda- Ciebie to powinni tam świętą ogłosić za te celne prawdy które głosisz! Powaga! :)

Neela pisze...

No wlasnie ja jestem przykladem takich znajomosci internetowych przerodzonych w fajny zwiazek.. co prawda to juz nieaktualne, ale wspomnienia mam mile :) ja akurat mialam szczescie trafic na fajnych, normalnych, dobrych i wyedukowanych Turkow.. na zwiazek wakacyjny pewnie bym sie nie zdecydowala, bo wiem jak to wyglada, choc oczywiscie wszedzie zdarzaja sie wyjatki.. natomiast swieta prawda jest to co napisala Skylar 'dobry chlop, to dobry chlop, niezaleznie od narodowosci', moze czasem bedzie nudniej niz z takim 'boskim gigolo z Turcji' ale na dluzsza mete bedziemy bardziej szczesliwe :)

Pozdrowionka!

Anonimowy pisze...

...kulturowe (i nie tylko) różnice.
Właśnie! Z czasem te różnice mogą się dawać poważnie we znaki. Jest dokładnie tak jak piszesz. Potrzeba wiele samozaparcia czasem,by to wszystko zaakceptować i jakoś "przełknąć",poza tym jest całkiem normalnie. Ale rzeczywiście,zależy też na kogo się trafi. Zasady jednak mają niezmienne - mnie to trochę śmieszy ale też wzbudza mój respekt. Akurat dla mnie jest to sytuacja idealne - w końcu ktoś,kto nie namawia mnie do noszeni spódniczek (nie znoszę ich),a zbytnie "rozbieranie się" też uważam za niestosowne. Jednak są inne zasady,które poznaje się z czasem i mogą być powodem poważnych nieporozumień.
Trochę chaotycznie to napisałam,ale... nie mam takich zdolności jak autorka.
Bardzo dziękuję za ten post,tak jak i za inne,które pozwalają poznać ich obyczaje lub przekonać się,że te "wymysły mojego faceta nie są odosobnione.
Pozdr.

Anna pisze...

Cóż za trafne spostrzeżenia,zgadzam się w całej rozciągłości!

My way... pisze...

ha ha świetny artykuł i puenta:) ileż to z nas przeżywało te swoje tureckie miłości i ile się uśmiechnęło czytając te słowa:) pozdrawiam serdecznie.Milena

Anonimowy pisze...

Ech, a ja teraz jestem na rozstaju dróg,jechać czy nie jechać? obiecałam, że przyjadę mojej tureckiej sympatii rok temu, on pisze, prosi itp. odwlekam przyjazd od miesięcy, nie wiem co zrobić... bo przecież to bez sensu, ale jednocześnie ta tęsknota nie do zniesienia. Niedługo mam poważną operację, po której będę unieruchomiona przez kilka dobrych tygodni, chciałabym wcześniej jeszcze go zobaczyć ... Czasami mówię sobie: żyj tak jakby każdy dzień miałby być ostatnim dniem! ale później w drugą stronę: pomyśl co będzie potem! Ech............. Inka

bosky pisze...

Zgadzam się jak najbardziej. Będąc w ostatnie wakacje w 1 z hotelów w Side( znalazłam się tam wraz z mamą , bo w hotelu do którego mieliśmy trafić nie było dla nas miejsca) poznałam można powiedzieć wszystkich kelnerów, a że 1 bardziej do mnie się :) itp itd to jakoś bardziej z nim nawiązałam kontakt. Kiedy zaś wkurzało go to,że ciągle chodzę z mamą i to,że nie koniecznie chce się z nim całować ,a już w gl sprawy łóżkowe mnie nie interesują znalazł sobie inne panienki . Kiedy wróciłam do domu do Polski to zaczęłam pisać z innym kelnerem z tego hotelu i tak w końcu został moim chłopakiem. Denerwowało go jak uważałam,że on ma inną i jak wspominałam,że u nich to można mieć kilka żon i tak po trochę więcej niż miesiąc(2 dni przed moimi 18 urodzinami) nasza pseudo miłość miała swój koniec. Mimo to i tak mam bardzo miłe wspomnienia , bo przecież w Polsce jak się ma chłopaka z Turcjo to jest się lepszym , bo oni są tacy piękni i w gl i wtedy taka dziewczyna ma się czym pochwalić.
Obecnie od prawie 2 lat mam przyjemność pisać z turkiem , który jest pożądany i wierze ,że ta przyjaźń( o ile to jest , bo nie wiem czy te jego wyznania miłosne są naprawdę czy na żarty)będzie trwać jeszcze latami.

marlena pisze...

I BASTA;)
pozdrowienia Marlena

Anonimowy pisze...

Z niektorych typu 'tureckie milosci' (cale szczescie) kometarzy mozna wyciagnac nie mile wnioski o polkach i nasuwa sie na mysl skojarzenie...sex turyzm... pozniej prowadzi to niestety do powstawania nieprzyjemnych stereotypow o nas :/ Pozdrawiam serdecznie wszystkie panie ktore powaznie podchodza do siebie i zycia i wiedza czego w zyciu chca! :)