wtorek, 31 stycznia 2012

UWAGA, SKYLAR SIE OTWIERA.

Szykowałam się od początku roku a może i nawet jeszcze dłużej do napisania notki osobistej. Co prawda osoby czytające bloga od dawna mogą stwierdzić, że u mnie co druga notka jest osobista, bo w końcu piszę w pierwszej osobie, zamiast o poważnych sprawach takich jak turecka polityka, społeczne zagadnienia, tematy tabu, i tak dalej. Znacie mnie już, przynajmniej tak Wam się wydaje ;) i wiecie, że po prostu stronię od takich zagadnień, bo jako kulturoznawca z papierkiem wolę pozostać "z boku", nie angażować się za bardzo - a przecież każda moja interpretacja jakiejś sprawy będzie angażowaniem się. A wolałabym opisywać życie codzienne i obyczaje, takie drobiazgi, bo one zawsze wydają mi się najbardziej ekscytujące.
No, ale do rzeczy.

Przy okazji ostatniej notki kiedy zapowiedziałam trochę zmian na blogu, dostałam także kilka maili i komentarzy z prośbą, aby nie zmieniało się za bardzo - to jest, aby zostały moje ironiczne opisy tureckiej rzeczywistości - OK, zostaną. Ale i tu zaczyna się problem :)

Ten blog musi ewoluować, bo ja sama się zmieniam i zupełnie inaczej postrzegam świat wokół. Niektórzy czytelnicy ewoluują pewnie też w swoim własnym tempie, co czasami zauważam, w końcu niektórych też znam osobiście.

Z osoby, która zupełnie z przypadku trafiła do Turcji, "zwariowała" na jej punkcie, potem przeżyła okres buntu, potem zdecydowała że tu zamieszka (nadal będąc w fazie fascynacji), zostałam osobą z bardzo pogmatwanym stosunkiem do tego kraju. Jednocześnie go lubię, czuję się tu jak w domu, jednocześnie go nie lubiąc, złoszcząc się na wiele codziennych spraw, wobec których jako cudzoziemka jestem bezradna - mogę tylko próbować zaakceptować lub zignorować. Do tego jeszcze moja nieustanna chęć rozumienia wszystkiego - można zwariować.

Piszę to wszystko dlatego, by dać się poznać od innej strony. Mimo, że mi miło, to peszą mnie maile pochwalne i peany na moją cześć, tak jakbym dokonała nie wiadomo czego i była nie wiadomo jakim wzorem dla młodych dziewcząt zakochanych w Turcji i/lub Turku. Nie zasługuję na nie - to raz. Dwa, że moja droga do Turcji wyglądała zupelnie inaczej i jest efektem zupełnie innych działań.
Nigdy nie planowałam mieszkać za granicą, a tym bardziej w Turcji. Jadąc tu pierwszy raz, byłam kompletnie zielona - i dziś ze wstydem się do tego przyznaję. Pierwsze dwa sezony pracowałam będąc kompletnie zauroczona krajem, bajdurząc o nim bzdury, nie będąc zdolna do jakiejkolwiek krytyki. Potem krytyka była aż za ostra (na blogu się wtedy stopowałam, ale to było widać), a przyczyniło się do tego zrzucenie klapek z oczu, przygody w pracy i zakończenie nieudanego związku z tradycyjnym tureckim macho-manem. Obraziłam się wtedy na ten kraj i na własną głupotę i nie chciałam tu więcej przyjeżdżać. No ale, jak to bywa, życie wycięło mi niezły numer i postawiło na drodze kogoś innego, kto wszystkie moje dotychczasowe teorie wywrócił do góry nogami. Wybór życia w Turcji był potem już rozsądną kalkulacją, a nie romantycznym porywem serca. Wiedziałam mniej więcej, na co się decyduję, a i tak do dziś przeżywam miłe zaskoczenia, będąc z natury pesymistką (czy też realistką, jak wolicie). I tak nie wiedzieć kiedy minęły prawie cztery lata, a ja nadal ostrożnie, krok po kroczku, wchodzę w życie tutaj.

Być może pisząc te słowa chcę się trochę wytłumaczyć? Uparcie nie chcę dać się zaszufladkować. Zauważyłam jednak, że i tak niektórzy do danych szufladek mnie wrzucają. A to jako "dziewczynę Turka", a to jako "dziewczynę Turka, która z nim pracuje" (pewnie żeby być pod jego kontrolą!), a to jako "Skylar, która krytykuje wakacyjne związki" i tak dalej.
Przechodząc do reala, znów mamy stereotypy i szufladki. Każdy tworzy sobie swoje własne, by jakoś poukładać to polsko-tureckie życie. Mamy więc na forach internetowych i w prawdziwym życiu nieustającą walkę. W zależności od środowiska są więc 'zawody' na to, która ma lepszego męża, która ma fajniejsze dzieci, której mąż bardziej pomaga w domu, a w końcu która jest bardziej niezależna i nowoczesna. Wyścig niedowartościowanych, zakompleksionych kobiet (na ogół niestety - Polek), które zamiast żyć własnym życiem, jakby to robiły w kraju w swoim własnym od lat znanym środowisku, próbują stworzyć sobie - tymi dziwnymi sposobami - własne za granicą. Z tego wszystkiego można stracić głowę, ja sama w którymś momencie ją straciłam, kiedy to ze mną niektórzy przestali się kontaktować, biorąc mnie za kogoś, kim nie jestem.

Wszystko to doprowadziło mnie do przemyślenia i przewartościowania wielu spraw. Cóż, jeśli ktoś z Was pisanie o tym w tak nieuporządkowanej spontanicznej formie na poczytnym blogu nazwie przegięciem, to jego sprawa. Nie musicie tego czytać (właściwie trzeba było to napisać na początku) ;)

Wniosek mój do oryginalnych nie należy: każdy sam kształtuje swój los. Każdy sam dostaje to, na co zapracował (czy też: 'zasłużył'). Obserwując z oddalenia przygody rozmaitych zachwyconych Turcją osób, dochodzę do wniosku, że... należy zawsze używać rozumu :) Banalne? Może. Tak łatwo dajemy się oczarować palmom, szumowi morza albo, dla odmiany, pięknu stambulskiej metropolii, no i czarnym wilgotnym oczom 'kochającego' mężczyzny. Tak łatwo sami sobie wmawiamy, że nasze życie od teraz będzie łatwiejsze, piękniejsze, inne. Że złapaliśmy Boga za nogi. Że Turcja to raj na ziemi, a Polska jest be.

A potem... buch! Mniej lub bardziej bolesny upadek wprost na ziemię.


Po tym całym tłumaczeniu mam następujące wiadomości dla wszystkich Czytelników, i mam nadzieję, że zostanę dobrze zrozumiana:

1. Nie jestem już szaleńczo zakochana w Turcji, dlatego nie jestem w stanie poradzić Wam czegoś, z czego będziecie zadowoleni. Mój stosunek do kraju przypomina dojrzały związek, w którym oprócz intuicji dużą rolę gra także rozum. Dlatego moje porady albo posty na blogu mogą się Wam po prostu nie spodobać - bo nie będą pokazywać zawsze kraju takiego, jakim być może chcielibyście go widzieć - za co z góry przepraszam.

2. Nie każdy nadaje się do związku międzykulturowego. Zarówno wśród Polaków, Turków, Francuzów, Amerykanów czy kogokolwiek jeszcze. Nie mówiąc o tym, że nie każdy nadaje się do tego, żeby w codziennym życiu komunikować się w innym języku niż ojczysty (mam wrażenie że mało osób myśli o ograniczeniach językowych, i wcale nie chodzi tu o znajomość języka).
Jeśli związek miałby być naczelnym powódem zmiany Waszego życia, to musi to być naprawdę wielka miłość i wielki spontan. W obie strony. A w takich przypadkach raczej więcej się robi niż gada.

3. No właśnie. Jak ktoś ma coś robić, to będzie robić, a nie gadać. Warto o tym pamiętać bo idealnie pasuje do Turków (także).

4. Tak, ja też jestem nadal w związku z Turkiem ('Król Pomarańczy'). Udanym. Od samego prawie początku mieszkamy razem i nie wyobrażam sobie związku na odległość, dlatego nie jestem w stanie nic radzić w takich kwestiach. Nie chcę też o nim tu pisać, bo wolę swoje prawdziwe życie zachować dla siebie. To, czy mój facet jest nowoczesny czy tradycyjny nie ma żadnego znaczenia (właściwie sama nie wiem, czy jest taki, czy taki, czy może jednocześnie i taki i taki). Dla mnie jest ważne, że nie musiałam z niczego rezygnować i niczego poświęcać. Że zamiast się zwijać rozwijam się. I gadajcie sobie co chcecie ;)

5. Wiem (!!!), że niektórzy czasami biorą mnie za przykład - że w końcu także i Skylar ma faceta, a więc musiała kiedyś też "zaszaleć", nawet jeśli to teraz krytykuje. I w ten sposób tłumaczą swoje wyskoki z czarnookimi przystojniaczkami z baru. Nie jestem przeciwko "kurortowym" czy jakimkolwiek innym mieszanym związkom, tylko przeciwko głupocie, naiwności, i braku racjonalnego podejścia do życia oraz odrobiny samokrytyki.

6. I na koniec: szukam w swojej okolicy normalnych ludzi. Znam już parę osób, ale wciąż mam niedosyt. Takich, którzy nie próbują sobie leczyć kompleksów posiadaniem tureckiego boyfrienda, tylko po prostu żyją, i patrzą co życie przyniesie. Takich, co nie muszą się lansować na kurortowym deptaku albo przeciwnie, krytykować wszystkich na internetowym forum za ich styl życia. Takich, co nie uznają pozowania i grania, tylko po prostu są sobą, niezaleznie od tego, czy są właśnie na terytorium Polski, Turcji, czy może Republiki Południowej Afryki.

Amen.

czwartek, 26 stycznia 2012

JEST ZIMNO W ALANYI

Narzekacie, że zimno? Ale tylko na dworze, prawda? W domu ciepło grzeją kaloryfery i można się zaszyć z dobrą książką lub przed telewizorem z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach.
Kiedy mówię, że w Alanyi też może być zimno nikt nie traktuje mnie poważnie. Jak może wyglądać zima w jednym z najcieplejszych rejonów Turcji?! Wystarczy spojrzeć na wiadomości by przestać narzekać: w Antakyi (dalej na południowy wschód) śnieg, w Ankarze i okolicach śnieg, nie mówiąc już o kompletnym odległym wschodzie jak Erzurum, albo o Kapadocji położonej w centrum - wszędzie temperatury minusowe i opady śniegu lub ewentualnie śniegu z deszczem.
Alanya na tym tle to tropiki. W ciągu dnia 12-15 stopni, w nocy około 5-10. I dużo, dużo, duuuuuużo obfitego, mokrego (ha, ha) deszczu.

O ile faktycznie temperatury nie można zaliczyć do niskiej, o tyle funkcjonowanie w Alanyi zimą jest trudniejsze niż zwykliśmy myśleć z zupełnie innego powodu. Chodzi o chłodne mieszkania :) Budownictwo w Alanyi, szczególnie to nowe, nastawione jest na trzymanie chłodu. W końcu zima jest krótka więc łatwiej mieszkanie chłodne - dogrzać i jakoś "przepękać" dwa miesiące niż męczyć się całe długie lato w ciepłym. Często można więc w mieszkaniach zauważyć marmur - jest w Turcji stosunkowo tani, a więc wykłada się nim po prostu wszystko: blaty w kuchni, podłogi w całym domu, klatki schodowe itp. Latem jest to faktycznie cudowne - chodzenie bosymi stopami po chłodnej posadzce! Okazuje się, że w takim mieszkaniu - do tego odpowiednio usytuowanym, i izolowanym z zewnątrz budynku (to te małe ceramiczne płytki którymi się często wykłada ściany) jest naprawdę rozkosznie chłodno. Tak, że szkodliwą i wredną klimatyzację można ograniczyć do niezbędnego minimum!

Widzę, że z lubością mogłabym tak jeszcze długo opowiadać o lecie. Ale wróćmy do zimy :)

W zimie, proszę Szanownych Czytelników, mamy:
a) bardzo zimne podłogi i blaty
b) brak ogrzewania centralnego
c) poza klimatyzacją. Klimatyzacja charakteryzuje się tym, że jak jest włączona to grzeje - a jak wyłączona, to nie grzeje. Niestety.
d) kto nie ma klimatyzacji, ten dogrzewa się rozmaitymi piecykami, kozami, czy też po turecku "sobami". Działają jak wyżej.
Ahhh, kaloryfer to jest to!

Teraz rozumiem, dlaczego Turcy tak bardzo lubią wszelkiego rodzaju dywany i dywaniki... zaczęłam się do nich przekonywać. Tym bardziej że niekoniecznie oznaczają tzw. tureckie wzory.

A poniżej, bardzo w temacie, teledysk na rozgrzewkę. Miła, ciepła, akustyczna turecka piosenka. Moja ulubiona w tym tygodniu:




Na koniec tak z zupełnie innej beczki. Zamierzam przeprowadzić duże zmiany na blogu. Wszelkie uwagi mile widziane. Powód jest bardzo prosty: 20 lutego minie piąty rok działalności tur-tur bloga!!! Co prawda blogowanie tureckie prowadzę już od lat siedmiu czyli od początku mojego pobytu w Turcji, ale wcześniej były to inne adresy i nieco inna formuła. Z okazji jubileuszu chciałabym więc trochę małych rewolucji ;)
Są więc w planach m.in.
- nowy adres z tak zwaną "stroną domową" Skylar
- osobna podstrona ze zdjęciami
- duża baza linków do stron i blogów związanych z Turcją
- uporządkowane tematycznie notki z ważnymi/istotnymi informacjami

A także:
- w ramach pracy nad lepszą znajomością tureckiego a i dla dobra publicznego :) chciałabym wrzucać na bloga więcej tłumaczeń - troszkę piosenek, ale nowością będą tłumaczenia "wycinków" z tureckiej prasy.
- więcej muzyki, info o filmach, książkach itp.
- trochę więcej kuchni tureckiej, jedzenia, zdjęć jedzenia i przy jedzeniu :)
- portrety foto i nie tylko - tureckie i turecko-polskie (chętnych zapraszam do pozowania ;))

- i wiele innych cudów-wianków, które kłębią mi się w głowie.

Co Wy na to? :)

piątek, 20 stycznia 2012

ODKURZANIE

15 dni od ostatniej notki. Znaczy albo byłam naprawdę zajęta, albo byłam w Polsce, albo jeździłam na spotkania autorskie, albo się rozchorowałam. Albo wszystko naraz :)

Teraz na szczęście jestem już na starych alanijskich śmieciach, mam dużo mniej na głowie, co nie oznacza, że się nudzę, ale wszystko jest w granicach rozsądku. Telefony nie dzwonią, na maile jest czas odpisać, a z choroby jakoś się wykaraskałam.

Na dzień dobry ruszyliśmy z Królem, który świeżo rzucił palenie i ma mnóstwo energii, do sprzątania naszej rezydencji. Wyszorowaliśmy ją od sufitów po podłogi i z powrotem... Wkrótce zabieramy się z powrotem za bieganie, i to mimo arktycznego zimna (rzut oka na komputerowy termometr: Alanya 6 stopni, Poznań - 4). Bieganie, które przed świętami padło z powodów prozaicznych - fragment naszej ścieżki "zdrowia" został dość gruntownie rozkopany, no i jakby... nie dało się. Siła wyższa.

Tyle wstępu. Jak widać leniwe życie w zimowej Alanyi przebiega bez zakłóceń. A teraz chciałabym przejść do konkretów.

Spotkania autorskie minęły niesamowicie miło. A trzeba przyznać że jestem w tej dziedzinie kompletną laiczką, nigdy bowiem nie miałam zwyczaju uczestniczyć w spotkaniach lubianych przeze mnie autorów. Pewnie dlatego że albo nie żyją, albo mieszkają gdzieś strasznie daleko i nie byli w Poznaniu, kiedy ja w nim byłam. A nie wyobrażałam sobie specjalnie jechać mnóstwo kilometrów po to, by zobaczyć autora ulubionej książki...

Tym bardziej zszokował mnie fakt, ile osób faktycznie wsiadło w pociąg/samochód/autobus i przejechało szmat drogi na nasze spotkania. Ile osób przełożyło swoje inne zajęcia z naszego powodu. Czapki z głów dla Was, ludzie. Nie sądziłam, że wywołamy tyle pozytywnych emocji i dobrego 'szumu' jedną małą debiutancką książką o Turcji. Uświadomić sobie coś takiego jest na pewno jednym z większych sukcesów na początku tego roku.

To wszystko jest niejako przypieczętowaniem moich (i pewnie i Agaty Wu. choć nie chcę się wypowiadać w jej imieniu :)) życiowych decyzji. Okazuje się, że warto mieć marzenia, warto się specjalizować w Turcji, bo tak się człowiekowi swego czasu ubzdurało, mimo że każdy kilka lat temu pytał:
"Dlaczego Turcja?",
albo:
"A czemu nie... (tu inny kraj z listy tzw. "obiecujących"),
albo:
"No ale co cię tak tam ciągnie, przecież to różnice kulturowe".

No i jeszcze "Oj ty wciąż o tej Turcji".
A potem wkurzające mnie coraz bardziej:
"O, pani turecka", albo "Ty taka Turczynka jesteś"....

Po prostu warto. Okazuje się, że udało się tą książką przełamać parę schematów, zrobić małe zamieszanie, zwalczyć kilka stereotypów. Może niewielkiej ilości osób, ale każda "wygrana" dla kulturowej tolerancji dusza jest na wagę złota.

Trochę idealistycznie i szumnie zabrzmiało, ale co tam. Czasami można ;)

Tak więc wszystkim obecnym ciałem i duchem na naszych książkowych spotkaniach wielkie DZIĘKI! Właściwie dzięki Wam w ogóle ta ksiązka powstała, bo to Wy zadając różne (czasem bardzo dziwne :)) pytania jesteście inspiracją dla młodych autorek :)

I trzymajmy tak dalej ;)

A poniżej, w ramach samokrytyki, wrzut zdjęć mały:


IMG_2930

Spotkanie w Krakowie. Organizator, pan Marian Pajdak ze Stowarzyszenia Polska Sahara wpadł na wspaniały pomysł z... poczęstowaniem słonecznikiem uczestników wieczorku. Zapachniało... a ja przez chrupanie dokładnie takie jak w Turcji - nie mogłam się skupić!

IMG_3184
Spotkanie w Poznaniu. Ja z Pawłem Gajowieckim, prowadzącym, jednocześnie moim starym przyjacielem i sprawcą tego, że w ogóle trafiłam do Turcji..!

IMG_3221
Nadal spotkanie poznańskie w Młodzieżowym Domu Kultury nr 1, miejscu w którym spędziłam 10 lat jako nastolatka. Agata pisze nosem, jak zawsze, zdjęcie koszmarne, ale wrzucam je po to, żeby nigdy więcej tym nosem nie pisać!!!

IMG_3227
Spotkanie poznańskie - z sympatycznymi Czytelniczkami :)

wtorek, 3 stycznia 2012

OGŁOSZENIA

I jak się bawiliście w Sylwestra? Bo ja wybornie... :)

Dzisiaj krótko i konkretnie, ogłoszenia parafialne. Zapraszam na spotkania turecko-książkowe: tym razem występować będę sama, Agata Wielgołaska będzie mnie wspierać duchowo :)

10 stycznia, wtorek - Olkusz, sala kominkowa PTTK w Olkuszu (Rynek), godz. 17.00

11 stycznia, środa - Kraków, restauracja-pub "Magazyn Kultury" (Kolanko nr 6) przy ul. Józefa 17 (Kazimierz), godz. 19.00. Będzie to jednocześnie inauguracja Krakowskich Spotkań Międzykulturowych (dotychczasowa nazwa: "Posmak Afryki") organizowanych przez Stowarzyszenie Polska Sahara.

12 stycznia, czwartek - Klucze, siedziba agencji turystycznej Ufo Travel, godz. 17.00.

Organizatorem powyższych spotkań jest Stowarzyszenie Polska Sahara, a partnerami: agencja turystyczna Ufo Travel, biuro podróży Alanya Online, oraz oczywiście wydawnictwo Nowy Świat.

14 stycznia, sobota - Poznań, Młodzieżowy Dom Kultury nr 1, ul. Droga Dębińska 21, Galeria pod Arkadami, godz. 16.00


ZAPRASZAM WSZYSTKICH!!! :)

i przypominam przy okazji o stronie Tur-Tur na facebooku: http://www.facebook.com/turturblog