sobota, 30 czerwca 2007

HADI GÜLE GÜLE GIT

No i co tu pisac. Zycie sie toczy pomalutku. A moze z szybkoscia swiatla, ciezko stwierdzic.

Przygotowywanie transferow, transfery, spotkania informacyjne, dyzury, wycieczki, dyzury, przygotowywanie transferow, transfery... i tak leci tydzien za tygodniem. Koleczko za koleczkiem. Milym relaksem sa wycieczki z fajnymi turystami, ciekawe rozmowy, w ogole ten tydzien jest takis wyjatkowy - nie dosc ze mam kompletnie bezproblemowy turnus (zadnych zastrzezen, wszystko sie wszystkim podoba), to jeszcze ludzie mili niespotykanie. Usmiechnieci, grzeczni, kulturalni - och, zeby tak bylo zawsze. I jeszcze wszyscy sie bardzo uparli jezdzic na wycieczki, wiec nie trzeba ich namawiac - po prostu sami za mna gonia zeby tylko kupic ktoras i gdzies pojechac. Dla mnie to wspaniale, bo wiadomo, rezydent zarabia na sprzedanych wycieczkach (procent jest naprawde malenki, dlatego nie naciskam ani nie zmuszam turystow do czegokolwiek, i zawsze opowiadam szczerze jak daleko jest np. do takiego Pamukkale, na ktore wszyscy sa zawsze napaleni). W tym tygodniu nie kombinujac, nie zmuszajac, nie prowadzac zadnych, absolutnie zadnych "technik sprzedazy" czy innego badziewia, czyli w swoim wlasnym niepowtarzalnym stylu (byc moze zlitowali sie nad moim zachrypionym glosem?) sprzedalam wprost niewyobrazalna ilosc wycieczek.

A tymczasem upalow juz nie ma takich jak w ubieglym tygodniu (jak napisze ze bylo ponad 50 stopni to pewnie nie mine sie z prawda), lepiej sie zyje, lepiej oddycha. Ostatnio temperatura skoczyla tak, ze po minucie od wyjscia z domu bylo sie juz mokrym od potu. Teraz juz wszystko wraca do normy - insallah.

Moje gardlo ma sie troche lepiej, ale ciagle nim "pracuje": gadam, gadam, gadam. Taki fach. Do lekarza nie pojde, bo wiem co mi powie: poloz sie w domu, nie gadaj, nie pracuj, odpocznij. A ja na to: Ha. Ha. Ha.
Niniejszym w poniedzialek jade na najbardziej bezsensowna wycieczke w Turcji, czyli Pamukkale jednodniowe. Wyjazd o 5 rano.
Mam mala grupke turystow, wiec mam nadzieje ze jakos mi pojdzie, ale i tak boje sie o swoj glos.

Koncze. Wrzuce jeszcze kilka zdjec z Kapadocji na fotobloga.
I zmykam.
Jestem po rejsie statkiem i troche jeszcze buja mi sie błędnik. Żeby go wyrownac, napije sie piwa.
A jutro wolne.
WOLNE.

Rany, co ja bede robic???

Brak komentarzy: