sobota, 4 czerwca 2011

OBFITY STOL A WYBORCZE GADKI

Jak zwykle ktoś wpadł do nas w porze posiłku! Spędzając całe dnie w biurze przygotowujemy jedzenie właśnie tutaj. Ot, taki syndrom pracowitego sezonu. Poza tym jest kuchnia, więc o ile w domu szafki świecą pustkami (do domu w sezonie przychodzi się tylko spać i ewentualnie uprać ubrania), o tyle biurowa lodówka pełna jest po brzegi. Przyniosłam z mieszkania nawet trzepaczkę, formę do ciasta i wczoraj upiekłam jogurtowe ciasto z truskawkami, a co!

Wraz z Królem Pomarańczy i jego bratem, z którym pracujemy, zaczynamy być pewni, że pory naszych posiłków wyciekają w jakiś magiczny sposób "w miasto". Jak to bowiem jest możliwe, że ilekroć upichcimy obiad czy kolację, przygotujemy śniadanie albo rozłożymy w biurze tureckim sposobem gazety zamiast obrusa, przychodzą "goście"?
A to jakiś znajomy chłopaków, a to sąsiad z naszego budynku (sąsiedzi z naszego budynku zasługują na osobną notkę), a to na przykład moja koleżanka. I to niezależnie od godziny posiłków, a te mamy bardzo nieregularne! Jak zwyczaj i lokalna kultura każe, wypada wtedy przybysza zaprosić do wspólnego stołu (a przybyszowi z kolei nie wypada odmówić).
Stało się to na tyle regularne, że pół żartem chłopaki określają nasz stół "bereketli" (obfity). Kiedy nie mamy zupełnie żadnych niezapowiedzianych odwiedzin, czujemy się wręcz dziwnie. Jak to, nie pojawił się nikt głodny na horyzoncie? Niemożliwe... Skoro nie na obiad... to pewnie przyjdzie, gdy zaparzymy świeżą herbatę.

Niektórzy upatrzyli sobie chyba nasze biuro (z wygodnymi wzorzystymi kanapami przed wejściem, na których można się komfortowo rozłożyć), jako odpowiednik tradycyjnej tureckiej meyhane, czyli 'tawerny', 'herbaciarni'. Odwiedzają nas w ciągu całego dnia, siadają, i niezależnie od tego, czy jesteśmy zajęci, czy nie - piją herbaty, kawy, palą papierosy, nasze orientalne fajki wodne ;) oraz gadają. Gadają, gadają, gadają.

Także dzisiaj w nasze okolice ściągnęło mnóstwo jak zwykle przypadkowych gości. A że w Turcji zbliżają się wielkimi krokami parlamentarne wybory... rozmowy nie przypadkiem zahaczyły o politykę. I już tak zostało. Znudzona i trochę przestraszona coraz bardziej donośnymi pokrzykiwaniami i tym, że dyskusja z lekkiej robi się coraz zawzięta, wycofałam się do środka, w bezpieczne miejsce za swoim biurkiem.

A na kanapach usiedli sami mężczyźni: Król Pomarańczy w wygodnej szefowskiej pozie, pan E. - przewlekle chory działacz religijnej organizacji charytatywnej, pan M. czyli kucharz w kraciastych spodniach z restauracji obok, młody żonkoś, który wytrwale nas karmi, pan K. właściciel konkurencyjnego biura podróży oraz pan R., nasz gość z dalekiego miasta Diyarbakir, studiujący socjologię, u którego nocowaliśmy podczas zeszłorocznej wyprawy na wschód. Po chwili do wesołej gromadki dołączyło dwóch sąsiadów z naszego budynku, jeden nieuleczalny podrywacz mieszkający na stałe w Niemczech a drugi pracujący dorywczo przy produkcji koralików nie do końca zrównoważony anarchista. Doprawdy doborowa obsada.

I się zaczęło!

Z racji że w Turcji o głosy narodu walczą przede wszystkim walczą dwie wielkie partie: obecnie rządząca AKP z premierem Erdoganem na czele oraz CHP, partia usiłująca kontynuować myśl Ataturka, dyskusja rozpoczęła się od nich. Potem zaczęto wspominać także MHP, nacjonalistyczną partię która, jak się prognozuje, ma szanse znaleźć się ponad wysokim 10% progiem wyborczym.
Próbowano się nawzajem przekonać, w końcu rzucano ostrymi słowami, wstawano i "wychodzono", na to adwersarze prosili, żeby jeszcze dwie minuty zostać, bo oni coś jeszcze nam dopowiedzą (i dopowiadali pół godziny), i tak w kółko. A potem nagle z godziny 19.00 zrobiła się prawie 22.00...

Wybory 12 czerwca. Do tego czasu w naszym biurze odbędzie się pewnie jeszcze kilka takich "zjazdów". Jeśli będziecie w Alanyi i znajdziecie się w okolicy - wpadnijcie, zrobimy alternatywną polską meyhane... - herbata już się parzy. Tylko proszę - nie gadajmy o polityce - no chyba, że tej tureckiej, w formie ciekawostki :)

4 komentarze:

Justyna pisze...

Skylar, u Ciebie polityczne debaty na kilka dni przed wyborami, a tutaj wybory na jesieni i już z każdej strony straszą polityczne hasełka i mądrości [nawet wczoraj na rodziny pikniku zaatakowała mnie pani w celu poparcia kogoś tam na liście wyborczej - boję się co będzie 8 dni przed polskimi wyborami] :)

Anonimowy pisze...

oj będzie...trzeba jakoś to przeżyć :)

anna pisze...

a ja tak z innej beczki: kiedy w księgarniach będzie można dostać Twoją książkę. Po prostu już nie mogę się doczekać i zżera mnie ciekawość.

Anonimowy pisze...

a ja zamówiłam 2 egzemplarze i czekam na przesyłkę:) i też zżera mnie ciekawość.