piątek, 4 września 2009

GEÇMIŞ OLSUN

... czyli "niech przeminie". Tak mówi się do chorych. Fajny, uniwersalny - na każdą chorobę - zwrot. Usłyszymy zarówno od lekarza, po wysłuchaniu diagnozy i odebraniu garści recept, jak i od aptekarza, bo wymienieniu garści recept na torebkę leków.
Z racji moich ostatnich zdrowotnych kłopotów (tak, nadal się z choroby nie wykaraskałam, staram się oszczędzać by dojść do siebie - niniejszym w biurze mają mnie za leniucha) z tym zwrotem mam do czynienia niemal bez przerwy.
Niniejszym postanowiłam dać znak życia kochanym czytelnikom opowiadając o tym, jak się w Turcji choruje - bo mam w tym temacie niejakie doświadczenie.

Kilkakrotnie nawiedzając tureckie szpitale (z turystami, jako pilot i tłumacz, oraz sama, jako pacjentka), doświadczyłam dotkliwej odmienności służby zdrowia tureckiej od polskiej. I nie ma tu znaczenia kwestia, czy ośrodek jest prywatny czy państwowy. Od kilku lat turecka służba zdrowia funkcjonuje sprawnie - po reformach. Leczyć się można tam, gdzie się wybierze. Można iść do przychodni państwowej - czysto, nowocześnie, bez kolejek. Ale jeśli chcemy jeszcze lepiej - wybieramy ośrodek prywatny, gdzie standard jest jeszcze wyższy. Wtedy płacimy tylko niewielką kwotę (resztę pokrywa ubezpieczenie). A co z bezrobotnymi? Otrzymują oni tzw. zieloną kartę, z którą mogą udać się do szpitala prywatnego, i będą rzetelnie leczeni i dokładnie badani - koszta pokrywa państwo.
Będąc cudzoziemcem korzystamy z ubezpieczenia turystycznego - a zatem kierujemy się do prywatnych klinik. I tu - niezwykle pozytywne doświadczenia... aż się chce zdrowieć.
Trzy lata temu spędziłam noc w szpitalu. Miałam jednoosobową salę z łazienką, na ścianie telewizor (w której grała m.in. polska telewizja), w lodówce butelkę wody. Z okna widok na morze! Wylegując się na łóżku pomyślałam, że wiele alanijskich hoteli mogłoby pozazdrościć standardu takiej szpitalnej sali ;)
W tym roku odwiedziłam tureckiego okulistę. Rejestrując się wpisano mnie do bazy pacjentów - tam "zbiera się" wszystkie moje dane, czyli kolejne wizyty i wyniki wszystkich badań. Nie potrzeba żadnych kart i dokumentów - przychodząc kolejny raz otrzymujemy w rejestracji małą nalepkę z kodem kreskowym, który lekarz wklepuje do swojego komputera - i ma moje dane dostępne od razu.
W oczekiwaniu na wizytę poddano mnie kilku badaniom wzroku - sprawdzono komputerowo moc widzenia itd., mimo że przyszłam z zupełnie innym problemem. Nie szkodzi - kiedy weszłam już do gabinetu, lekarka wiedziała o moich oczach sporo, co bardzo ułatwiało sprawę.
Niedawno byłam też u dermatologa. Pierwsza wizyta była płatna, ale ponieważ leczenie trwać ma dłużej, kolejne wizyty kontrolne i wypisywanie dalszych recept są już za darmo. Miła odmiana...
Badanie krwi? Wyniki gotowe po godzinie.
I tak dalej, i tak dalej...

Ponieważ w Alanyi obcokrajowców jest sporo, w większych prywatnych szpitalach organizowane są osobne recepcje dla cudzoziemców, gdzie personel albo pochodzi z Europy, albo mówi biegle po angielsku czy niemiecku.

Tyle o opiece zdrowotnej - myślę, że wystarczy, by wyrobić sobie jakiś obraz sytuacji. Ale co innego służba zdrowia, co innego turecka mentalność. Turcy na większość chorób i choróbek mają kilka określonych sposobów:
1. Antybiotyk
2. Zastrzyk w pośladek
3. Kroplówka i noc w szpitalu

Antybiotyki można (o zgrozo) kupić w aptece bez recepty. Wielokrotnie aptekarz namawiał mnie na zakup antybiotyku, kiedy prosiłam o lekarstwo na zwykłe przeziębienie. Zatrzyk stosuje się w cięższych przypadkach, a kroplówkę - w najcięższych. Sprawdziłam na sobie - działa :)

Tak na marginesie, pisząc o tureckiej mentalności miałam na myśli coś jeszcze. Źle się czujesz? Jesteś blady/a? Zmęczony/a, przybity/a?
Zaraz wszyscy to tobie powiedzą.
Trzeba przyznać, że Turcy nie krygują się w tych kwestiach. Są zaskakująco szczerzy w ocenie wyglądu. A szczodrzy w udzielaniu "pomocnych" rad.
Załóżmy, że jestem przeziębiona. Czerwony nos, czerwone oczy, nieciekawy wygląd. Staram się ukryć co się da makijażem i okularami słonecznymi, ale Turcy nie są wrażliwi na te subtelne sygnały. Wchodzę do biura:
- O, cześć Skylar! Jesteś chora? Tak? Oooo, nie dobrze. Gecmis olsun.
Podobnie wyczuleni są, kiedy wyskoczył ci na czole pryszcz ("O, masz coś na czole! Niedobrze, niedobrze. Gecmis olsun"), jak i kiedy przytyło ci się troszkę ("O, przytyłaś!"). Nie - przed Turkami nic się nie ukryje.

Bezpośrednio z kwestią zauważania czyjejś choroby wiąże się udzielanie porad. Zatroskany Turek czy Turczynka od razu przypomni sobie, że jego brat/ciotka/babcia mieli podobną przypadłość, i udało się znaleźć cudowny lek, który pomógł. Rozpoczyna więc dokładne wyjaśnianie co to było, jak się nazywało, jak się stosowało - nie zwracając uwagi na to, że mówienie o danym problemie może być dla kogoś kłopotliwe, tym bardziej, jeśli rozmawia się w obecności osób trzecich (!)

Cóż. Mamy przecież dobre chęci, prawda? Całe szczęście, że jeśli wyglądamy dobrze, Turcy czy Turczynki też na pewno to nam powiedzą!
Geçmiş olsun...

12 komentarzy:

Ollivka pisze...

Czekam i czekam, wreszcie patrzę... i jest! Nowy wpis! xD

Z tej radości aż postanowiłam się dziś ujawnić ^^'
_________________________________
Notka świetna,jak zawsze i doskonale dopasowuje się do tego co obserwowałam podczas ponad miesięcznego pobytu z Turkami "od kuchni" xD
Gecmis olsun! ^^

Anonimowy pisze...

Zatem zdrowia Agatko, bo jak wiadomo ono najwazniejsze! ma.

Anonimowy pisze...

super notka. ostatnio zastanawialam sie, jak wyglada w Turcji sluzba zdrowia. chcialoby sie tak i w Polsce.

zdrowia!
/patrycja-em

szadsii pisze...

Wlasnie! ilekroc bywalam w turcji prawie ze modlilam sie,zeby nie stalo sie cos co mnie zmusi do odwiedzenia tamtejszego szpitala(filmy i opowiastki ludzi potrafia odpowiednio pokolorowac fantazje..)Kolejny mit obalony!Gecmis olsun!

なな pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
なな pisze...

a ja po polskiemu będę: niech przeminie :)
No to może polska służba zdrowia powinna brać przykład z tureckiej? W tym roku w Kemerze, miałam okazję parokrotnie zaglądać do takiego prywatnego szpitala. Prawdą jest to co napisała Skylar zatem nic , tylko tfu tfu można zachorować...:)będziemy bezpieczni...
w Wawie pierwsze oznaki jesieni, a ja mentalnie przygotowuję się do wyjazdu i przekopuję internetowe katalogi last minute:) droga Skylar życz mi powodzenia :)

LilQueen pisze...

Dokladnie powinnismy sie od Turkow uczyc takiej sluzby zdrowia a nie obawiac podczas pobytu w TR.

Tez uwazam ze Turcy sa za bardzo bezposredni, czasem chyba nie znaja granic....

Agata Wielgołaska pisze...

a na Kanal D właśnie program o Alanyi. że najpiękniejsze miasto na świecie, bo góry i morze i ciepło, i cudzoziemcy kupują w szale mieszkania ;)

ech, a sezon Ci się zaraz skończy, pewnie smutno się robi na samą myśl, hm? ;)

Anonimowy pisze...

Życzę dużo zdrówka , a tak w ogóle to jestem ciekawa jak wyglądają w Turcji odpłatności za leki . Czy na receptę jest dużo taniej? Pozdrawiam . Poznanianka

Anonimowy pisze...

Świetna notka :) Doprowadziła mnie do uśmiechu :D Gecmis olsun przy pryszczu.. A jednak Turcja ciągle zaskakuje..
Pozdrawia Aga z Głogowa

Anonimowy pisze...

Mój mąż leżał w tureckim, prywatnym szpitalu. Po powrocie do kraju i wizycie u naszych lekarzy, w naszych przychodniach poczułam nieodpartą chęć powrotu do Turcji celem kontynuacji leczenia męża właśnie tam, a nie w brudnym i odrapanym ZOZie, w którym pacjent jest traktowany jak zło konieczne. Mąż ma złamanie kości czaszki, do kraju przywiózł dokumentację leczenia w języku angielskim oraz płyty z zapisem wykonanych w Turcji tomografii (miał ich 5) - niestety polski chirurg nie znał języka angielskiego oraz nie posiadał w gabinecie komputera więc dostarczone materiały zdały się na nic. Nie wiadomo co robić, śmiać się czy płakać - człowiek ma chęć spakować manatki i wyjechać z tego kraju... w którym ZOZy robią wszystko, żeby wesprzeć ZUSy a lekarze są nieukami pracującymi metodami i narzędziami z ubiegłego stulecia.

majena pisze...

Więc wszystko jest na równi:)chwalą i troszczą się:)
ZDRÓWKA po polskiemu
Gecmis olsun:)
pozdrowienia Marlena