czwartek, 22 marca 2007

NA POLMETKU

jestem juz na polmetku pobytu, niedlugo do domu, a tymczasem odkrywam, ze zaczynam sie przyzwyczajac. pewnie bedzie tak jak podejrzewalam, ze w ostatnim tygodniu bedzie mi sie pracowalo i zylo najlepiej, no i stan wiedzy sukcesywnie sie zwieksza - no ale na co mi ona bedzie jak wyjade do Polski :)

sprawdza sie tez moja wymyslona kiedys teoria, ze po dwoch tygodniach (prawie co do dnia ;) od przyjazdu, czlowiek przestawia sie na dany jezyk (o ile znal go wczesniej). podobnie mialam w Turcji - rozumialam co mowia, ale sama nie bylam w stanie nic wydukac, wszystko mi sie mylilo. tak samo bylo tutaj - na poczatku mylilam angielski z francuskim, ktorego nie uzywalam od paru lat, do tego jeszcze dokladal mi sie turecki - wychodzila mieszanka, ktora nie bylam sie w stanie plynnie z nikim porozumiec.
a teraz - mija pomalu trzeci tydzien pobytu, i WRESZCIE mowie po francusku (ta informacja na pewno ucieszy moja mame) :) - po prostu we wtorek na wycieczce jeepami "odblokowalam" sie i teraz z kazdym dniem przypominam sobie rozne slowa i zwroty, i juz mi sie nie myla z innymi jezykami.

przez to prawdopodobnie czuje sie tu swobodniej - wyjscie do banku czy do sklepu nie jest juz zrodlem bezsensownego stresu. poza tym moge "robic wrazenie" na turystach - potwierdza sie to, ze znajomosc "egzotycznych" jezykow dziala najlepiej. jesli zna sie kulture, zwyczaje - to jest to normalne, takie sa obowiazki pilota czy rezydenta. kiedy zna sie szczegolowo np. rosliny - jest to imponujace dla turystow, ale wielu z nich tez moze sie znac na tej samej dziedzinie. natomiast jezyk obcy to prawdziwy atut. turysci znaja angielski, niemiecki - i pilot poslugujacy sie tymi jezykami nie jest dla nich zadnym "znawca". za to uzywajacy tureckiego, czy francuskiego - uuu. szacuneczek :)

wczoraj bylam na wycieczce do Marrakeszu - mialam przeczucie, ze nie uda mi sie od tego wywinac i kiedys nadejdzie dzien, kiedy bede musiala stawic czola temu wyzwaniu :) udalo sie. bez zadnych, absolutnie zadnych problemow. mam w tym tygodniu cudownych turystow - sympatycznych, kulturalnych, niekonfliktowych - wiec tym bardziej prowadzilo sie ta wycieczke "jak po masle". mam nadzieje, ze im tez sie podobalo - zadne zastrzezenia moich uszu nie dotarly, wiec albo dobrze sie maskowali, albo byli zbyt kulturalni, albo faktycznie udalo mi sie stanac na wysokosci zadania i sprawiac wrazenie, ze to moja ktoras z kolei wycieczka :)

a sam Marrakesz... pojade tam jeszcze pare razy i chyba kompletnie sie zakocham w tym miescie! jest niesamowite... polecam wszystkim. najlepiej indywidualnie, z noclegiem - wiem ze robie antyreklame wlasnej branzy ale to miasto nadaje sie przede wszystkim do zwiedzania z plecakiem, kiedy ma sie sporo czasu.

zdjec z Marrakeszu celowo nie zamieszczam - zrobie to po powrocie, zeby trzymac "najlepsze" na koniec :)

no coz.
a dzis mam wolne.
hurra. bo przeciez bylam bardzo zmeczona, dwie wycieczki pod rzad, dyzury, infa, biura, papiery.
poszlam spac okolo 2 w nocy.
obudzilam sie o 8 - organizm sie przestawil, dluzej po prostu nie moglam juz spac :)
wiec przyszlam do biura.
a teraz juz uciekam na plaze.
pierwszy raz - po prostu na plaze, opalac sie.
kto jak kto, ale chyba rezydentka powinna byc ladnie opalona.
chociaz moj eks szef (Turek) zwykl mawiac: "Dobry rezydent to blady rezydent".

polemizowalabym :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Trzymam kciuki za Twoj dalszy pobyt i powodzenia w poslugiwaniu sie francuskim!!!

Agata Wielgołaska pisze...

bialy rezydent
hi hi hi...
dobre

zycze w takim razie ciemniutkiej, sniadej cery

i zazdroszcze francuskiego, mnie chyba juz nigdy nic nie odblokuje ;-)