2. O ile w zeszłym roku zmorą były wizyty na policji w celu wyrobienia wizy pracowniczej, o tyle w tym roku poszło jak po maśle, za to borykamy się z czym innym... mianowicie Turecką Telekomunikacją. Dzieją się rzeczy tak absurdalne, że aż wymagają uwiecznienia na blogu. Po pierwsze: zapisany na mnie numer telefonu biurowego został przepisany na firmę. W marcu. Kiedy wczoraj ktoś z Telekomunikacji zadzwonił, żeby sprzedać kolejną "nadzwyczajnie korzystną" ofertę internetową okazało się, że telefon zapisany jest ... tak tak, nadal na mnie. Mimo, że podpisana została nowa umowa, przybite pieczątki, i dopełnione wszystkie inne formalności, fakt zmiany właściciela nadal nie dotarł do centrali.
Ale to nie koniec. Po drugie: tego samego dnia, kiedy przepisywaliśmy telefon, zamówiliśmy odrębny numer faxu. I znów dopełniono całej biurokracji, wypełniono formularze, wybrano numer, złożono podpisy i przybito pieczątki. Przy okazji wypiliśmy z pracownikami Telekomunikacji kilka herbatek, porozmawialiśmy o tym i owym, niemalże zaprzyjaźniając się z całą obsługą, a ja wychodziłam z budynku oszołomiona tym, jak moje stare teorie o załatwianiu interesów w Turcji idealnie się sprawdzają. Teraz myślę sobie, że w załatwianiu spraw chodzi właśnie o to gadanie i herbatki, a sprawa jak leżała, tak leży. I oto po dwóch miesiącach okazało się, że nasz numer faxu został przydzielony komuś innemu! Po tym jak wydrukowaliśmy wizytówki, broszurki i zapragnęliśmy pracować jak cywilizowani ludzie. Teraz więc trwają negocjacje z używającą numeru panią (osobą prywatną), aby oddała nam należący do nas numer.
Czy nie brzmi to wszystko jakoś dziwnie znajomo? :)
3. Dla kontrastu byłam wczoraj u dentysty. Ząb zaczął dość dotkliwie przypominać o swojej obecności. Kilkoro znajomych poleciło mi klinikę, ponoć jedną z pierwszych prywatnych w Alanyi. Być może nie jestem na bieżąco ze stomatologią, ale poziom obsługi i sprzęt zrobiły na mnie niesłychane wrażenie. Kiedy zobaczyłam że pani doktor aby zobaczyć, co dzieje się w zębie, zanim rozwiercać starą plombę i przyglądać się, robi zdjęcie rentgenowskie... kiedy aparat do zdjęcia był wielkości dwóch centymetrów kwadratowych i przyłożono mi go do samego zęba... kiedy zdjęcie pokazało się na monitorze lcd przed moimi oczami po mniej więcej 5 sekundach... i na koniec kiedy pani doktor cierpliwie tłumaczyła mi (nie znającej kompletnie tureckiej terminologii medycznej) wszystko co planuje w zębie majstrować i pytała mnie o zgodę, oraz zapisała antybiotyk jako przygotowanie do leczenia kanałowego... - a cena wszystkich tych 'przyjemności' to ledwo 70zł!
4. Wszyscy wciąż do mnie piszą z dumą z Polski opowiadając, ile to u Was "w kraju" nie jest stopni. No wspaniale, proszę się Szanowni Państwo cieszyć bo pewnie długo to nie potrwa. Za to u nas na pewno chłodniej, ledwo 20-25 stopni, a dziś cały dzień zachmurzenie i przelotne deszcze. Przyznam szczerze, że uwielbiam taką pogodę. Jeszcze można się nacieszyć ciepłem-ale-nie-gorącem, poczuć powiew chłodnego wiaterku a nawet lekko zmarznąć. Od niedawna pomykam na rowerze, więc jest dodatkowa przyjemność.
W poniedziałek prowadziłam wycieczkę do Pamukkale - na tarasach spaliłam sobie nos na czerwono, a z racji że mam zadarty... to wyglądam jak wyglądam. Zresztą zapomniałam kapelusza w autobusie (Pani Pilot! Ale wstyd!) - i wraz z całą grupą wyglądaliśmy jak takie pomidorki. Tak więc ku przestrodze, do Pamukkale jedźcie (tarasy wyglądają super, jak się ze zbocza po nich schodzi, bajka), ale uważajcie na spiekotę, nie zapomnijcie kapeluszy w autokaru i lepiej nasmarujcie się grubo kremem :)
A poniżej kilka zdjęć obiecanych ze Stambułu jeszcze.
Piątek 13-go na Istiklal, zamieszanie, samochody dostawcze, tramwaj i turyści. A wieczorem mniej samochodów i więcej ludzi, ale efekt ten sam. I tak uwielbiam.
Najlepsze śniadanie w Stambule: simit jeszcze ciepły, i hajda na prom, tam do kompletu cay. I nic wiecej nie potrzeba.
Oklepany stambulski klasyk, podobnie jak koty - te same widoki, wciąż nowe zdjęcia.
Poranny widok z hotelu, w którym nocowałam z grupą w dzielnicy Beyoglu.
Dzielnica turystyczna Sultanahmet.
Tego dnia pełno się kręciło ekip jakichś zapewne programów podróżniczych.
O, tu też.
Relacja sprzed Hagii Sofii :)
Mam jeszcze zdjęcia nocne ze Stambułu, co prawda nie byłam wyposażona w odpowiedni obiektyw, ale coś tam widać. Żeby jednak się nie dublować podaję link do ich obejrzenia: Kliknij: Nocny rejs po Bosforze
I do następnego majowego razu, Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki!
2 komentarze:
Tak tak, skąd ja znam te herbatki w urzędach i to czekanie...w marcu dostałam obywatelstwo KKTC i do dziś dnia nie mam swojego dowodu osobistego :D także biurokracja górą!!! to samo co w Turcji to i tutaj.
Bardzo lubię Turcję i trudno powiedzieć za co, bo właściwie za wszystko. Mogła bym tam żyć.Uwielbiam tu wpadać i czytać o kraju który mam nadzieję odwiedzę jeszcze wiele razy. Pozdrawiam.
Prześlij komentarz