piątek, 2 września 2011

DIMÇAY CZYLI RELAKS PO TURECKU

Witajcie po przerwie. Oj, to były intensywne dwa tygodnie. Czułam się momentami tak, jakbym znalazła czas na jakieś wakacje jednocześnie pracując. Bo naprawdę niekiedy miałam na to czas! W Alanyi zresztą o relaks nietrudno: wystarczy znaleźć dwie, trzy godziny - i mieć ze sobą skuter czy samochód, by przenieść się w zupełnie inny świat. Miasto jest na tyle małe, że można się niepotrzeżenie uwolnić od hałasu, smogu, dyskotek i dziwnych czasami ludzi... a jednocześnie na tyle duże, że jest się od czego uwalniać :) Na dodatek kończył się Ramazan. Kończył się, kończył, wreszcie ja sama tak jak poszczący odliczałam dni do uroczystych świąt Ramazan Bayrami. Z dnia na dzień wydawało się, że jest lżej, łatwiej, i przyjemniej, a potem wystarczała jedna iskierka by Ludzie Poszczący wybuchali jak dynamity. Tym samym cały poniedziałek przeżyliśmy już w euforii pod hasłem: Wreszcie koniec. Wieczorem ostatni iftar (kolacja), i.. radosny, podniosły nastrój. Oczywiście oficjalnie święto nie skończyło się ostatniego wieczora postu tylko rano, dnia następnego, od świątecznej modlitwy w meczecie. Uczestniczyli w niej ci, którzy nie zaspali wyczerpani po całym miesiącu zupełnie odwrotnego trybu życia (nie, nie pokazuję tutaj złośliwie palcami o kogo chodzi).

A potem już było: świętowanie, odwiedzanie się, telefony i smsy z życzeniami od bliższych, dalszych i zupełnie zapomnianych znajomych (tak jak u nas).

Z mojej perspektywy 'yabanci' (obcej) święta oznaczały nieczynną dosłownie dwa tygodnie pocztę (wciąż czekam na książki wysłane mi przez Wydawcę, które zostały nadane półtora miesiąca temu...). Jakie było bowiem moje zaskoczenie, kiedy w poniedziałek (święta oficjalnie zaczynały się we wtorek) pojechałam do miasta, a tu już... wszystko pozamykane! Banki, poczta, urzędy! Kiedy zadzwoniłam do K. P. z prośbą o wyjaśnienia, powiedział tylko:
- Dzień dobry! Pobudka! Przecież są [są?] święta!
A potem kolejne zdziwienie, że mimo, że święta trwają do czwartku włącznie, to wszystko zamknięte jest do następnego poniedziałku!

Chyba się zatrudnię w tureckim urzędzie...

Kolejnym objawem świątecznej gorączki stały się dzikie tłumy tureckich turystów, którzy tak jak Europejczycy każdy wolny dzień tzw. długiego weekendu przeznaczają na stanie w korkach w drodze do kurortów. Niniejszym Alanya podobnie jak w czasach seldżuckich stała się drugą zapasową stolicą dla mieszkańców miasta Konya... (duże tradycyjne i religijne miasto na północ od Alanyi, mają do nas najbliżej nad morze). Na plaży tłok, na ulicach ścisk, wszędzie obce rejestracje (najwięcej konijskich 42, ale także ankarskie 06 czy stambulskie 34).
A w morzu, kiedy z Gościem Specjalnym poszłyśmy się kąpać w jej ostatni dzień pobytu w Turcji, także brak spokoju.
- Hello.
Odpływamy od niechcianego amanta.
- Hello (myśli, że nie dosłyszałyśmy, podpływa, my znów odpływamy).
- Hello, how are you?
Odpływanie - przypływanie.
- Hello, what is your name?

W końcu stwierdził pewnie, że jesteśmy z jakiegoś egzotycznego kraju, którego obywatele nie znają angielskiego i podpłynął do innej cudzoziemki, która chętnie weszła w dialog, ale i tu się nie udało, gdyż nagle szybkim kraulem przypłynął chłopak cudzoziemki :)

I tak w miłej atmosferze płynął czas.

Ale chciałam wrócić do klimatu relaksu. Jeszcze zanim zaczął się Bayram (święto) uciekłyśmy z Gościem Specjalnym w las. A dokładniej: nad rzekę Dimcay. Pisałam pewnie już kiedyś o tym fenomenie. Rzeczka parę kilometrów za Alanyą, która funkcjonuje jako prężne centrum piknikowo chill-outowe. Czas tam się zatrzymuje, gdzieniegdzie telefony tracą zasięg, słychać tylko plusk wody w rzece (a może to pstrągi?), i szus zjeżdżających ze zjeżdżalni tureckich dzieciaków. Rodziny przyjeżdżają do knajpek na rzece Dimcay z wyposażeniem kuchni, termosami, wałówką, a na miejscu płacą tylko "za miejsce" na pływających platformach wyściełanych wygodnymi tureckimi poduchami. My przyjechałyśmy bez wałówki, ale jedzenie przygotowane w knajpkach także jest niezłe. A woda w rzece - barrrdzo zimna i barrrdzo czysta.

Nie ma co się rozgadywać - pora na obrazki. Nie ma się co rozgadywać, bo na samą myśl o relaksie na Dimcayu mam ochotę rozłożyć się na moim fotelu w biurze i słodko drzemać...

IMG_8463
'Domek na drzewie' - tutaj się śpi, je, poleguje i uprawia tak zwany 'keyif' (przyjemność życia)

IMG_8472
Miejsce na 'keyif'jak wyżej, ale już nie na drzewie tylko rzece.

IMG_8467
Niektóre knajpki wyposażone są w klasyczne baseny i zjeżdżalnie...

IMG_8489
... a w niektórych jest bardziej naturalnie.

IMG_8491

IMG_8492
Woda w rzece Dimcay pobudza krążenie krwi.

IMG_8477
Proszę zwrócić uwagę na hamaki.

IMG_8500
Menu obiadowe klasyczne - grillowany pstrąg z rzeki z dodatkami.

IMG_8511
[zieeew!]

IMG_8530
[chrap, chrap...]

IMG_8460
Na koniec najlepsza dimcayowa forma relaksu - toaleta a la turca - z telewizorkiem. Bo Turek potrafi!

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

o ja je...e !
to "komentarz" do ostatniego zdjęcia :))

Anonimowy pisze...

Notka jak zawsze świetna, ja jednak mam pytanie trochę poza tematem jak wygląda praktykowanie katolicyzmu w Turcji i wgl związanych z tym tradycji i świąt? możliwe że notka na ten temat już była a ja ją przeoczyłam więc jeżeli już o tym pisałaś to proszę napisz tylko gdzie mogę znaleźć te informacje ;) pozdrawiam ;]

Agata | tur-tur.pl pisze...

Hm ja sama nie praktykuję katolicyzmu więc ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć. Święta Bożego Narodzenia spędzam w Polsce ale wiem że mieszkający tu Polacy kultywują religijne zwyczaje na ile można (bo nie ma np. kościoła).

fotoala pisze...

Swietne zdjecia! :) Ooooo taaaaak! Turek potrafi! Ale ja znam wersje z mysleniem w toalecie, a nie telewizorem. Zawsze mowi, ze "idzie myslec", ale moze to wlasnie z braku telewizora w toalecie. Musze to przemyslec!;)

Ingalill pisze...

hahaha ostatnia fotka bije wszystko !!! :D

Wpis jak zwykle najlepszy! Ta rzeczka i te poduchy - kocham takie klimaty. Tego właśnie mi brak na wyspie. Nie ma tego typu miejsc. Co więcej, nie ma nigdzie takich typowo tureckich kącików, gdzie mogę leżeć za drobną opłata cały dzień na tych poduchach. Brakuje mi tego, dlatego postanowiłam zrobić takie miejsce kiedyś u siebie w domu, wygospodaruje kat w salonie i będzie on urządzony dokładnie w takim stylu :)

Anonimowy pisze...

Piekne miejsce, świetne zdjęcia i opis. Będę w Alanii w październiku to postaram się je zobaczyć. Pozdrawiam serdecznie. Riverina

Anonimowy pisze...

Spędziłam nad rzeczką Dimcay 2 dni i nie potrzeba Spa żeby się tak wyciszyć jak tam, do dziś mam w ustach smak tamtejszego cayu ( którego wypijam w Turcji hektolitry)i aromat wyśmienitego lahmacune. Zachęcam wszystkich spragnionych relaksu na "piknik" nad rzeczką,,, wrażenia odlotowe.
pozdrawiam wszystkich miłośników Turcji !!!

Justyna pisze...

dlaczego taka toaleta jest męskim marzeniem? ;)

Skylar, może dasz się zaprosić do Polski na koniec lata, a właściwie zbliżającą się złotą polską jesień?

Agata | tur-tur.pl pisze...

Justyna, z dziką rozkoszą przyjechałabym nawet dziś - no, ale praca... będę dopiero w październiku.

Sol (Blog Włóczykijów) pisze...

Dotychczas nie szukałam żadnych blogów podróżniczych, ale autorzy jednego z nich znaleźli mój i zainspirowali mnie do poszukiwania podobnych.

Ten mi się spodobał od pierwszego wejrzenia… :) Zdjęcia są piękne. i gratuluję napisania powieści, zawsze marzyłam o tym, by zostać pisarką, ale jakoś mi się na razie nie udało... ;)

Blog polubiłam na FB i dodałam do naszych linków (będę wdzięczna za to samo, przynajmniej za polubienie mojego na FB, bo tenże portal jakoś nie chce ze mną współpracować i mam tam przez to problem ze zbieraniem fanów strony - nie mogę wysyłać zaproszeń do jej polubienia znajomym...).

Pozdrawiam

Sol

Anonimowy pisze...

DimCay najpieknijesze moim zdaniem miejsce w Alanyi. Tam sie naprawdę odpoczywa i jescze to powietrze dużo chłodniej niz na dole. Byłam tam dwa razy podczas mojego pobytu we wrzesniu w Alanyi z moim Alanya boy. Było super...Pozdrawiam wszytskie zakochane i zafascynowane turkami dziewczyny. Ja nadal zyje nadzieja że może coś z tego będzie...byłam już dwa razy u niego....ostatnim razem nawet naciskał żebym mieszkała u niego...no ale jak podeszłam do sprawy bardziej bezpiecznie i wybrałam hotel.... Czas pokarze...