Miasto pełne jest (oczywiście) zawiłych uliczek, domów typowo po arabsku ukrytych za grubymi murami, z widocznymi jedynie fantazyjnie przyozdobionymi masywnymi drzwiami - najczęściej niebieskimi (taka magiczna funkcja). Często nad nimi znajdują się wykaligrafowane wersety z Koranu - też pewnie w celach "zabezpieczających". Piękny widok gwarantuje wspięcie się na Urfa Kalesi (twierdzę), kolejny z najbardziej istotnych zabytków.
W Urfie nadal słyszeliśmy na każdym kroku kurdyjski, ale także arabski - a może to był tylko inny akcent tureckiego... Fakt, że miasto etnicznie jest na pewno mocno "wymieszane". Duże, gwarne, ale oczywiście bardzo tradycyjne - procent kobiet w chustkach jest tu bardzo duży. Choć najwięcej było widać chustki w romantycznym kolorze lila - także u mężczyzn! Jak dowiedzieliśmy się od mieszkańców Urfy, taki kolor chust noszą Kurdowie. A dlaczego mężczyźni? Oto luźno zarzucona na
głowę chusta, z końcówką niekiedy fantazyjnie przewieszoną przez ramię, to kurdyjski odpowiednik arabskiego męskiego nakrycia głowy. Służy w obu przypadkach po prostu do wszystkiego: jako ochrona od słońca, obrus, ściereczka do rąk lub do stołu, i tak dalej - podejrzewam że zastosowanie ogranicza tylko wyobraźnia noszącego.
Widzieliśmy także kobiety w bajecznie połyskujących ubraniach. Jak się okazuje kurdyjskie wieśniaczki, które wyszywają swoje sukmany cekinami, robią to w celu zaprezentowania poziomu zamożności swojej rodziny (przyszłemu kandydatowi do ślubu) i... chodzą tak na co dzień.
Dużo czasu spędziliśmy na bazarze - takim już typowym, prawie że arabskim, 'suku', gdzie stragany są, jak być powinny, rozmieszczone tematycznie. Fioletowo-liliowych chust była tam cała jedna "uliczka". Trafiliśmy też pod opiekę sprzedawców butów, którzy oczywiście musieli nas poczęstować herbatą i wypytać o wszystko.
O Urfie można by opowiadać bardzo dużo, mimo, że przecież wcale nie byliśmy tam długo. O prostych ludziach, którzy zapraszali nas do swoich sklepików i opowiadali: o swoich rodzinach, polityce, tym, jak istotne jest wykształcenie i że na świecie najważniejsza powinna być tolerancja.
Trzeba też wspomnieć, że nasz pobyt przypadł akurat w czasie, kiedy w Urfie rozpoczynał się festiwal Sıra Gecesi. A jest to rodzaj muzyki, pieśni, często religijnych, wykonywanych przez artystów ustawionych w półokręgu. Taka muzyka kojarzona jest właśnie z Urfą. Niesamowicie było udać się na pierwszy koncert (oczywiście bezpłatny) festiwalu, zostać poczęstowanym mocną kawą (mırrą), rozdawaną wszystkim widzom, zobaczyć rozmaitych Vipów i Prezydenta Miasta. Gdzie zresztą, co warto zaznaczyć, byliśmy pewnie jedynymi cudzoziemcami, budząc sensację :)
Niestety... nie wszystko przebiegało zgodnie z planem. Przed koncertem udaliśmy się na kolację do restauracji. Tu uwaga: w podróży zazwyczaj nie jadalismy w restauracjach, tylko zwykłych jadłodajniach czy na ulicy (a czasem prosto ze straganu, bazaru itp.). Tak najlepiej; można ocenić czy w danym miejscu jest dużo klientów, czy panuje tam ruch (a jak ruch, to i "przerób" żywności). Taką taktykę zalecam i taką mi zalecano.
Kolacja w ostatni wieczór w Urfie była wyjątkiem. I to niestety bolesnym. Pięknej, klimatycznej restauracji nie zapomnę do końca życia - zatrułam się tam potrawą, której też nigdy już nie zapomnę... Co więcej, zatrucie poczułam po kilku godzinach, najpierw dostając wysokiej gorączki. Pozostałe atrakcje pojawiły się poźniej... Ciężko było, oj ciężko. Z tego też powodu pozostała część wyprawy (Syria i powrót do Turcji) wyglądała zupełnie inaczej niż planowałam... Leczenie żołądka, dieta, syryjski lekarz a potem w Alanyi antybiotyki i znów dieta... Cóż. Na pociechę wmówiłam sobie, że zawsze mogę do Syrii jeszcze wrócić i wszystko nadrobić. Wmówiłam sobie z takim przekonaniem (dni z kisielkami, suchym chlebem i gotowanym ziemniakiem dały mi dużo do myślenia), że wręcz zaplanowałam ponowny wyjazd do Syrii. Ale już nie z przechodzeniem na przejściu granicznym w Kilis. Już nigdy, nigdy żadnego Kilis. O tym dlaczego... w następnym odcinku :)
4 komentarze:
Urfa jest piękna!!Ten święty staw z karpiami to coś niesamowitego!!!i cały kompleks w którym się znajduje!! Oby pojechać tam raz jeszcze!!Pozdrowienia dla autorki tego super bloga!!!izka
Ciekawe opisy i zdjecia.
Czekam na ciag dalszy. Pozdrowienia.ma.
Miasto Urfa kojarzyć mi się będzie do końca życia z firmą autobusową "Urfa Sayahat" i niezapomnianą wycieczką "prawdziwym tureckim autobusem" do Anamur :)
Sama się nakręcam i obawiam się tego;)Zawsze mnie ciągnęło na wschód,ale odradzano i straszono.A jednak dowodzisz tego,że się da:)
pozdrowienia Marlena
Prześlij komentarz