czwartek, 23 grudnia 2010

NA WIGILIĘ SYRIA

I znów jestem w Polsce. Nie zdążyłam dobrze zatęsknić, chociaż wiadomości o śniegu bardzo mnie emocjonowały. No i przyznam, nie spodziewałam się, że jest go AŻ tyle i AŻ tak bardzo wszędzie. I że... jest zimno. Do tego zimna się przyzwyczaić nie jest prosto, kiedy różnica w stosunku do Alanyi wynosi 20 stopni.
Cóż, zanim ruszę na dobre do garów by współprzygotowywać wigilijne przysmaki, obiecana garść zdjęć. Na początek z Syrii, za to wszystkie hurtem, w pakiecie. Zapraszam do oglądania. Pozostałe będę wrzucać wkrótce, o czym na pewno poinformuję Szanownych Czytelników.

Jak było w Syrii? Właściwie: w Aleppo, bo z powodu wspomnianej choroby nie byłam w stanie wybrać się gdzieś dalej (co tylko jest idealnym pretekstem, by wrócić)?
Po pierwsze: jak znajomo! Porównania z Marokiem narzucały się same. Wiadomo, że to zupełnie inny rejon. A jednak. Punkty styczne, dzięki którym od razu poczułam się jakoś tak... pewniej.
Mieszkaliśmy w zupełnie przypadkiem wybranym hostelu, który okazał się skarbem. Lokalizacja w centrum starego miasta, inspirujący goście i właściciele. Pomocna obsługa (która np. ugotowała mi ziemniaczki w ramach diety, już nie mówiąc o nieustannym częstowaniu herbatą). Dach ze wspaniałym widokiem i klimatyczny wystrój wnętrza.

Aleppo jest niesamowitym miastem. Dzielnica stara i nowa to jakby odrębne światy. Ludzie też jakby podzieleni. Tradycyjni mężczyźni ubrani w białe wyprasowane sukmany (galabije) i białe chusty na głowach (kefije); wzorzysta odmiana (arafatka) równie często się pojawia. Panie dla kontrastu całe na czarno, niektóre także z zasłonką na twarzy.
A potem w kawiarni widzimy grono śmiejących się i palących szisze kobiet, część w chustach, część bez, niektóre w dekoltach i dopasowanych spodniach. No i młodzież: jak wszędzie na świecie, w t-shirtach, poszarpanych spodniach, albo ci arabscy eleganci (kropka w kropkę jak tureccy eleganci kurortowi): obcisłe dżinsy, białe koszulki z kiczowatymi wstawkami lub napisami, nażelowane włosy i komórka w dłoni.

Turystów pełno, ale to już zupełnie inna klasa. Nimb Bliskiego Wschodu przyciąga inny typ ludzi: plecakowców, dobrze przygotowanych, z wymiętoszonymi przewodnikami w dłoniach. W różnym wieku - nawet bardzo starszym. Dużo podróżuje indywidualnie.

Pierwszy szok po wyjściu na ulicę to oczywiście ruch i potworny hałas. Turcja wydaje się przy Syrii placykiem szkoleniowym do jazdy dla dzieci, Maroko także. Samochody są wszędzie, jadą szybko, trąbią przez cały czas. Światła są, owszem, i to nawet respektowane przez kierowców. Ale nie ma świateł dla pieszych, ba, nie ma nawet przejść dla pieszych! Wzorem Syryjczyków trzeba więc było przejść szybki kurs przechodzenia przez jezdnię. Po pierwsze: czytamy ruch drogowy, i wiemy, kiedy i gdzie przejść możemy. Po drugie: idziemy szybkim krokiem i stałym tempem. Nie przebiegamy, gdyż jadącemu w naszę stronę pojazdowi będzie wtedy się wydawało, że przejedzie bez hamowania. Po trzecie: nie boimy się klaksonów. Po czwarte: jesteśmy zdecydowani! Wszystko w rękach Allaha...
Jak się później zorientowaliśmy, nie wszyscy Syryjczycy są biegli w sztuce przechodzenia przez jezdnię. Niektórzy poruszają się w panice, machając rękami, niektórych niemal hamuje maska nadjeżdżającego auta...
Najgorsi w całym ruchu są taksówkarze. Odpowiedników tureckich dolmuszy widziałam bardzo mało; pewnie jeżdzą poza miastem. Do komunikacji po mieście służy taxi, z racji niskich cen benzyny. Przy czym taksówkarze rządzą się swoimi prawami i zawsze mają czas na załatwianie prywatnych spraw podczas kursu. Jadąc na dworzec autobusowy oczywiście w ostatniej chwili, musiałyśmy prawie krzyczeć na kierowcę żeby nie zatrzymywał się aby napełnić sobie butelkę wodą do picia. Zresztą i tak nie zdążyłyśmy na autobus :)

Stare Aleppo jest po prostu fantastyczne, tak bardzo arabskie. Zaniedbane budynki z ażurowymi kamienicami czy drzwiami z czasów francuskiego protektoratu, szaro-brązowy kolor ulic i domów, czarne od smogu anteny satelitarne, małe budeczki sklepików spożywczych, obwoźni handlarze żywności. No i żółty kolor wciskających się wszędzie taksówek, wraz z ich charakterystycznym "zachrypniętym" trąbieniem. Samochody zaparkowane są w bardzo kreatywny sposób. Na wyjazdach z bocznych uliczek, w bocznych uliczkach (tak, że blokują dziesięć pozostałych tak zaparkowanych aut).
Poza wybraniem się na imponującą Cytadelę Aleppo, czy udaniem się do przepięknego Meczetu Umajjadów, warto oczywiście pochodzić po bazarze, czyli suku. Jak to na prawdziwym arabskim suku, znajdziemy tam wszystko. Niestety, albo stety trzeba się targować. Ułatwieniem swojego rodzaju dla mnie był fakt, że operuje się funtami syryjskimi, a więc "setkami", "tysiącami" - i każda cena wydaje się taka wysoka! :) Z kolei utrudnieniem były banknoty i monety, na których wypisane były cyfry arabskie. Trzeba było trochę pogłówkować zanim się do nich przyzwyczailiśmy... lub odkryliśmy, że na rewersach są europejskie :)

Syryjczycy znają angielski, wbrew pozorom bardziej niż francuski. Nie było więc problemów z komunikacją, co więcej, na niektórych straganach udawało się porozumieć po turecku... Natomiast samo podejście Syryjczyków do Turków to długi temat. Dyskutowałam na ten temat z naszym recepcjonistą, skąd inąd Kurdem, który powiedział mi wprost: Turcy się wywyższają, uważają za Europejczyków - a tak naprawdę europejscy być nie potrafią. No i ten kult Ataturka i nacjonalizm! Przekonywałam go, że nie wszyscy Turcy są tacy, ale chyba mi nie uwierzył :)
Dobitnym przykładem następnego dnia po dyskusji było pojawienie się w hotelu nowych gości: szacownej starszej pary niemiecko-tureckiej... Niemką była oczywiście pani. Kiedy nasz recepcjonista zorientował się jakie jest pochodzenie jej męża, ironicznym docinkom nie było końca (np. że w hotelu kwateruje tylko panią). Pan Turek przebywający latami zapewne pod mocnymi wpływami niemieckimi reagował na to jak Niemcy:
- Ha, ha, ha.

Pod wieloma względami i Syria i Turcja przypominają siebie nawzajem (tak, tak!). Kult prezydenta bardzo przypomina kult Ataturka. W Syrii również blokuje się rozmaite strony internetowe, jako głoszące zbyt liberalne treści. Nie działa facebook, ebay czy blogspot. Oczywiście Syryjczycy, jako naród kreatywny, znają sposoby aby te zakazy obejść. Tu zresztą wszystko da się załatwić, potrzebne są tylko pieniądze albo "odpowiedni" znajomy.

O Syrii mogłabym odpowiadać dużo, mimo tak krótkiego pobytu. Wiem na pewno, że wrócę, jest to kraj niezwykle inspirujący, szczególnie, jeśli się lubi tak zwane "orientalne klimaty". Mieszkańcy są przyjaźni i bardzo sympatyczni. No i jest bezpiecznie. Pewnego dnia spacerowałam po suku i starym Aleppo przez całe popołudnie, samotnie. Poza typowymi turystycznymi zaczepkami nie spotkały mnie żadne niedogodności.
Przeszłam się wtedy kolejny raz do meczetu Umajjadów, tym razem ubierając się w wypożyczany przy wejściu strój dla kobiet. Zaczepiły mnie jakieś Turczynki, z którymi wdałam się w miłą rozmowę. Usiadłam w "części dla kobiet", chłonąc atmosferę. Ciepło, nagrzany słońcem kamień, baraszkujące dzieci. Matki siedzące razem, plotkujące, spokojne. Gdyby to nie był dziedziniec meczetu, myślałabym że trafiłam do miejskiego parku!
Kilkoro dzieci zauważywszy mój aparat zaczęło do mnie podchodzić i prosić o zrobienie zdjęcia. Za nimi matki, zakłopotane, tłumaczące swoje dzieci. Zaintrygowane moją osobą a pewnie przede wszystkim tym, że siedzę sobie tak sama. Próbowałyśmy się porozumieć, ale było trudno. Och, nauczyć się choć podstaw arabskiego! Tak, aby wrócić następnym razem do Syrii i móc wejść do świata tych kobiet...



Cóż, rozpisałam się, a "gary" wołają. Wszystkie te kwaśne, ciężkostrawne, przesmaczne potrawy. No a wcześniej jeszcze zakupy.
Świątecznie pozdrawiam wszystkich Czytelników, życząc, aby spełniły się Wasze życzenia. W postaci prezentów pod choinką, ale nie tylko... Bo przecież wszystko jest mozliwe, jeśli się odpowiednio mocno chce, prawda?
O czym świadczy zdjęcie poniżej, "ukradzione" ze strony gazety tureckiej Miliyet, jako jedno z najciekawszych zdjęć roku...

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Wesołych i rodzinnych świąt Skylar!!!

Anonimowy pisze...

Piękne,wspaniałe fotki!!!Na jednym była chyba Skylar w obowiązkowym ubraniu do meczetu!!!:-)Chyba warto tam pojechać!!!

LilQueen pisze...

Na prawde wspaniale zdjecia, fascynujace miejsce, pelne wszelakich kontrastow ale jakze i charakterystycznych arabskich cech.
'Pozarlam' te fotografie w calosci.
Pelna zachwytu aleppa zycze wesolych swiat !

なな pisze...

Wszystkiego dobrego moja droga Autorko bloga :)
Wesołych świąt :))

Anonimowy pisze...

Podziwiam Cię za odwagę,za robienie tego,czego wiele osób by nie dokonało. To wspaniałe zobaczyć takie miejsca. Dziękuję za relację.
Pozdrawiam!