Na początek trafiliśmy do Medresy Sultan Kasim - od tego momentu wiedziałam już, że absolutnie pół dnia w mieście, które zaplanowaliśmy, kompletnie nam nie wystarczy. Bezwzględnie trzeba do Mardin jeszcze pojechać. Klimat miasta jest już prawdziwie arabski, wymieszany z kurdyjskim no i oczywiście tureckim. Ale.. jest też i aramejski - przecież nieopodal miasta znajduje się jeden z "syriackich" (aramejskich) monastyrów. My zajrzeliśmy do Monastyru Deyrülzafarân, miejsca bardzo żywego, dokąd w niedziele zjeżdżają chrześcijańskie mniejszości na msze, i gdzie przebywają mnisi. Niesamowicie było uświadomić sobie naocznie, że oprowadzający nas Turek mówiący po turecku zna także aramejski i że NIE JEST muzułmaninem, a co więcej, ma chrześcijańskie imię!
Architektura Mardin (co dosłownie po aramejsku znaczy "twierdza") zapiera dech w piersiach. O takich domkach pobudowane jedne nad drugimi na zboczu wzgórza czytałam i oglądałam na obrazkach jako dziecko w książkach o kulturach Mezopotamii :)
Będąc w Mardin zajrzeliśmy też do fantastycznego choć niedużego muzeum - och, można pozazdrościć... Wypiliśmy kawę z kardamonem lub mırrę, siedząc na tarasie w kawiarni otwartej w porze "sjesty" specjalnie dla nas. A potem nagle, po drugiej stronie ulicy na dachu zauważyliśmy wieszające pranie Europejki (bo Europejki poznaje się z daleka :)) - jedna z nich to Polka. Niesamowite są takie podróżne znajomości - spotkaliśmy potem jeszcze tą samą ekipę na Nemrut Daği.
Droga do Mardin.
Medresa Selim Sultan - szkoła koraniczna.
Mardin jak na dłoni. Na szczycie niedostępna do zwiedzania twierdza.
Domki na domkach.
Oszałamiająca architektura...
Lokalne reklamy.
Dzieciaki w drodze na edukacyjną lekcję w muzeum.
Edukacyjna lekcja w muzeum. "Zachowujemy się cicho!"
Dalibyście się nabrać? A to tylko obiekt w muzeum...
Mezopotamia jak na dłoni.
Tureckie dzieci z ADHD pod muzeum.
Mırra czyli mocna kawa, której picie jest obwarowane szeregiem zasad. Coś w rodzaju kawowego savoir-vivre'u w stylu arabskim...
W monastyrze.
Tak, ten niewyraźny pan w tle, to syriański KSIĄDZ!
I co, dogrzani? Bo ja z katarem, ale tak jakby minimalnie lepiej mi się zrobiło...
PS. Będąc w Mardin koniecznie należy zakupić migdały w cukrze. Zdjęć nie posiadam, gdyż wszystkie zjadłam (migdały, nie zdjęcia).
13 komentarzy:
Od razu cieplej od tych widoków :) Przepiękna okolica. Tylko pozazdrościć takiej wyprawy. A.
Skylar - kiedy mozemy sie spodziewac jakiejs ksiazki z Twoimi anegdotami i przepieknymi fotografiami???
Zajmuje sie profesjonalnie sztuka
i zachwyca mnie Twoje reporterskie
i plastycznie ujecie Turcji
na zdjeciach.
Pozdrawiam cieplo
Marta
Dziękuję:)) Mam pytanko jak można szanowną autorkę znaleźć na Fb ?
hej! sto lat albo i więcej mnie tutaj nie było... :) zaległości czas nadrobić! Mardin.. hmmm ja nie miałem tyle szczęścia gdy odwiedzałem to miasto, wtedy pogoda była kiepska. Zdjęcia bardzo ciepłe, tylko pozazdrościć :P
Tebrikler!
woow zazdroszczę naprawdę robi wrażenie ;)
zdjecia oszalamiajace. nic, tylko pstrykaj. i pisz :) / patrycja-em
Byłam w Mardin i kiedy widzę te fotki to serce mi sie ściska!!Pieknie!!A niebieskie migdały z Mardin są przepyszne!!!Pozdrawiam autorkę!!!!
Jak się obejrzy zdjęcia i przeczyta relację, to trochę zapomina się o tej ohydzie za oknem, wschód Turcji to moje niespełnione (jak narazie) marzenie. Pozdrawiam serdecznie!
Odwalasz kawał dobrej i potrzebnej roboty. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zaczęłaś, kontynuujesz a ja znalazłam. :)))
Pozdrawia Cię twoje wierna jak pies czytelniczka. ;)
Twoja*
Wierna i z nieposłusznymi palcami. :)))
Dziękuję za te ciepłe zdjęcia.
Wyrwałaś mnie...wiesz, że zimy nie lubię.
Zamykam oczy i jadę też tam.
Duża buźka!
PS
ściereczek na razie nie ma. Są tylko takie bardzo kolorowe. Mało w Twoim guście ;-)
Agata, blogi mi się pomyliły.
PS
nie był do Ciebie ;-)))
thanks. süper pages.
Prześlij komentarz