No i stało się. Otrzymałam kluczyki do służbowego samochodu... Tak, dokładnie miesiąc po odebraniu prawa jazdy. I... jakieś dwa tygodnie po pierwszych próbnych jazdach wraz z mamą po Poznaniu.
Po dwóch dniach jeżdżenia po Alanyi i okolicach (nawet do Side!) stres powoli uchodzi. Samochód nadal jeździ, w nic nie rąbnęłam, niczego nie porysowałam - a więc jest nieźle. Ba, wczoraj, w sobotę, prowadziło mi się już naprawdę przyjemnie (nawet kiedy padał deszcz - co to dla kogoś, kto robił kurs prawa jazdy podczas grudniowych mrozów i śnieżyc!). Chyba zaczęłam po prostu się przyzwyczajać...
Słyszałam kiedyś opinię, że w Turcji łatwiej się "przełamać" początkującemu kierowcy. Coś w tym jest - ponieważ do zasad ruchu drogowego podchodzi się z, nazwijmy to, dużą dozą elastyczności, świeżo upieczony kierowca nie boi się popełniać błędów...
Po latach jeżdżenia samochodami i autokarami jako pasażer tudzież pilot, nabieram teraz zupełnie innej perspektywy. Rzeczy dotychczas dla mnie nieistotne nabierają znaczenia. A tym bardziej w Turcji...
Zaczynam zauważać znaki drogowe - np. zakaz zawracania - w który obfitują tutejsze ulice, a i tak nikt go nie przestrzega. Ważne tylko (teraz już to wiem), aby zawracanie na zakazie przebiegało szybko i sprawnie, bez "gramolenia się".
Albo pasy. Jeśli są dwa do jazdy w jednym kierunku, a już na pewno, jeśli są trzy - prawy skrajny pas będzie służył do parkowania. Nawet jeśli jest oddzielony ciągłą linią.
Dlatego też amatorzy umiarkowanie szybkiej jazdy (tacy jak ja) są zmuszeni poruszać się slalomem - pas prawy, pas środkowy, pas prawy, pas środkowy - bo na tym prawym co chwila coś stoi. A to samochód, a to autobus turystyczny, a to jeszcze toczy się kopcący dolmuş.
Kiedy widzi się już z daleka, że droga będzie tak właśnie wyglądała, ci wolniejsi poruszają się dokładnie PO linii oddzielającej pas prawy od środkowego, a szybsza reszta - ściga się gdzieś po naszej lewej stronie. Nadal wygląda to dla mnie jak jeden wielki chaos, ale jednocześnie zaczynam pomalutku dostrzegać w tym jakiś niezwykły porządek (w końcu nie mam wyjścia).
Kiedy poruszam się przepisową 60-tką, a wszystkie samochody dokoła suną dwa razy szybciej, "dostaję" światłami od auta z tyłu - oznacza to, że muszę usunąć się na bok (czytaj: na pas teoretycznie wyłączony z ruchu), żeby mogli mnie sobie spokojnie wyprzedzić.
Czasami nie potrzeba już "dawać" światłami, usunę się sama - zaczynam pojmować tą swoistą turecką kulturę jazdy.
Denerwuje mnie za to ignorancja kierunkowskazów (mało kto używa) już nie mówiąc o sygnalizatorach świetlnych. Kiedy wszyscy stoją karnie na czerwonych światłach, zawsze znajdzie się jakiś (za przeproszeniem) głupek, który na swoim motorku/rowerku/czy innej drezynce pogalopuje na drugą stronę skrzyżowania.
Jestem wciąż za "świeża", żeby to zrozumieć. Albo po prostu za bardzo lubię moje życie, żeby ryzykować jak oni.
A propos ryzyka - oficjalnie informuję, że chyba jako jedyna w Alanyi zapinam pasy podczas jazdy samochodem. Turcy często na taki widok reagują śmiechem, a tym bardziej, jeśli zapina pasy pasażer (to tak jakby dowód braku zaufania do kierowcy). Szczerze mówiąc, nie zamierzam się tym przejmować. Zawsze przecież mogę przypomnieć, że jestem Europejką o dziwnych, niezrozumiałych zasadach :)
Oczywiście, dużo mnie jeszcze czeka nauki. Będzie kiedy praktykować - hotele w których będę miała turystów są na tyle oddalone od siebie, że w samochodzie spędzę dużo czasu.
Już nawet nie wspominam o detalach, które też są bardzo istotne. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tego, że TO JA dzierżę kluczyki do auta. I że (inaczej niż na kursie) kluczyki powinno się wychodząc z samochodu WYJĄĆ ze stacyjki i zabrać ze sobą. Uprzednio zamknąwszy drzwiczki.
Wczoraj miałam też okazję wieźć samochodem mężczyznę. Co prawda przez chwilę, ale nie byle jakiego - Króla Pomarańczy. Był bardzo ciekaw, jak sobie radzę. Na szczęście siedział na tylnym siedzeniu (miejsce obok mnie zajmowała bowiem koleżanka z pracy), więc stres był mniejszy.
Nic nie mówił, uparcie nic nie mówił, poza jakimiś drobnymi uwagami na temat "paniki".
Kiedy wysiadał, zagaiłam niepewnie:
- No i jak było?
Król Pomarańczy wsadził z powrotem głowę do samochodu:
- Będzie dobrze, będzie dobrze!
A więc będzie, nie ma innego wyjścia :)
9 komentarzy:
ojejku... ^^
milena
gratuluje!najwazniejsze to sie przelamac ;) faktycznie w Turcji wyluzowanie na drodze wydaje sie latwiejsze ;) co do pasow przydalabym sie im kampania społeczna o efektach niezapinania...;/
pozdrawiam Aszraf
Twoje polskie prawo jazdy jest ważne w Turcji? Jak to jest?
Też tak tydzień jeździłam po Turcji bez zapiętych pasów, bo pewien turecki znajomy powiedział, że w tym kraju to pasów się nie zapina! Jeździłam! do czasu aż policja nie wkroczyła do dzieła i okazało się, że jest konieczność zapinania! No chyba, że się jedzie pod prąd i to jeszcze pod komendą policji, zupełnie o tych dwóch faktach nie wiedząc, to co tam takie zapięcie pasów...
Zaheeera
Przeczytałam...przeczytałam cały Twój blog, tak mnie wzieło, wkręciło, tak mnie zafascynowało że to nie pisanie jak o garach ( o mnie ), o sprzątaniu ( o mnie ), o pracy ( o mnie ), o dziecku - o przyziemnych rzeczach, ale urzekło mnie, chciałabym więcej notek i cieszę sie, bo czytałam jak książkę, wirtualną, czasem do 3 nad ranem, sorki, ale naprawdę warto było napisać, czuję się zafascynowana Turcją a przede wszytskim chciałabym spędzić rodzinne wakacje tam gdzie jesteś :) a co do Turków, poznałam jednego który nic tylko podaj mi mns, niech spada, uczepił się jak poes...a jak mu powiedziałam co myśle w języku Turka bo znam, obraza na śmierć i ,zycie, tacy sa , tacy jak piszesz? kto mnie nauczył , uświadomił Ty kochana i nie żałuję, dziękuję, na co mi taki? jak mamy boskich Polaków...
Buziaczki
Portterk
www.blog.portterk.interia.pl
Ciekawa jestem, jaka była reakcja po zajęciu 2 miejsca na konkursie eurowizji? ;)
btw Twój blog jest świetny czytam go już od bardzo dawna i ciągle jest tak samo interesujący ;)
pozdrawiam!
Ba! świetny blog, jestem stałą bywalczynią bloga, zauroczoną Turcją i turecką mentalnością.
Jaka reakcja? Reakcja moich znajomych Turków była następująca: czemu Polska nie dała nam żadnego punktu, na ale czemu? hahah ;D
p.s w tym roku wybieram się do miasta grzechu i rozpusty Alanyi!
Bo nikt nie chce ze mną lecieć do Stambułu chlip, chlip :P
Pozdrowienia dla Skylar!!
Jak byłam dwa lata temu w Turcji też byłam pod wielkim wrażeniem jak tam się jeździ. Jazda na czerwonym świetle dla nich to pikuś, a ja stałam jak wryta, że jak tak można?! :D Po jakimś czasie można się było przyzwyczić do tego widoku. Sama jednak nie jeździłam po Turcji, zawsze był kierowca.
Jeszcze trochę i będziesz śmigać jak Turcy :D W końcu trening czyni mistrza :)
Pozrawiam serdecznie
Prześlij komentarz