niedziela, 25 kwietnia 2010

POLSKA RADOŚĆ (chyba że Niemcy mają lepiej?)

Tak, nadaję z Polski. Nadaję z Polski próbując jednocześnie ogarnąć się trochę z tym moim szalonym entuzjazmem do tego, co zastałam. Zielone mnie pola powitały, śpiew ptaków mnie powitał, Drodzy Czytelnicy, powitał mnie festyn z balonikami, wystepem zaprzyjaźnionej orkiestry dętej :) watą cukrową, siłowaniem na rękę, i kiełbaskami z grilla za 6 zł. Powitał mnie jak zwykle brak windy na Dworcu Zachodnim i Głównym w Poznaniu, i jak zwykle jakiś chłopak zaoferował mi pomoc z wnoszeniem walizki. Powitała mnie rodzina i przyjaciele, do których pielgrzymuję teraz z tureckimi herbatkami z granatu i chałwą.

Jak tego nie kochać?!

Rzeczy negatywnych nie chcę widzieć, albo nie widzę. Jestem nakręcona pozytywnie i wszystko mi się podoba. Zresztą, kiedy się ma 3 tygodnie na naładowanie akumulatorów polskością na następnych 6 miesięcy, wiadomo, że nie można narzekać... tylko korzystać ;)

Sam lot miałam bardzo udany. Paradoksalnie udany, bo przecież ledwo ledwo po przegnaniu islandzkiej chmury. Kilka dni przed lotem zagryzałam w stresie paznokcie (co to będzie, co to będzie?), odświeżając co kilka godzin stronę moich linii lotniczych. Na szczęście nic mi nie zmieniono... Oczywiście niepewność była do ostatniej chwili - a to ze względu na typowo turecką odpowiedź pracownika linii (kiedy zadzwoniłam potwierdzić wylot):
- Taaaak - na tą chwilę wygląda że poleci. Noooo, raczej tak. Nie, nie chcę numeru rezerwacji. Taaa, na to wygląda, że polecicie.

No i polecieliśmy. Punktualnie co do minuty. Gdybym jakimś cudem była odcięta od wszelkich mediów i nic o chmurze nie wiedziała, nawet nie domyśliłabym się, co kilka dni wcześniej się działo. Lotnisko w porze nocnej umiarkowanie spokojne, jak zwykle, kolejka Niemców odprawiana tradycyjnie w ślimaczym tempie, żadnych różnic. Turbulancje też takie jak zwykle (lecąc z Turcji wypadają dokładnie w momencie podawania posiłku). Jedynie bułeczki nie były tak pachnące i świeże jak zazwyczaj, ale może się czepiam... ;)

Nie obyło się oczywiście bez obserwacji niemieckich turystów i porównywania z polskimi... W samolocie większość pasażerów to turyści biur podróży, ot, zwyczajni turyści "czarterowi".
W kolejce do odprawy cierpliwie czekali, nawet jeśli występowały (typowe) niejasności z biletami czy rezerwacjami. W samolocie cierpliwie siedzieli, nie biegali po całym samolocie, nie pili, nie podszczypywali stewardess. Byli po prostu spokojni.
Po wylądowaniu samolotu pozostali na swoich miejscach, dopóki maszyna nie przestała kołować i całkowicie się zatrzymała. Wtedy dopiero rozległy się oklaski dla kapitana (faktycznie kiedy samolot już stoi załodze nie przeszkadza to tak, jak wtedy, kiedy klaszczemy zaraz po dotknięciu kołami ziemi). Potem odpięli spokojnie pasy i zaczęli leniwie opuszczać fotele.
Mimo tej całej powolności bardzo szybko wydobyliśmy się z samolotu i odebraliśmy bagaże.

Nie, nie było to nic nowego - Niemcy zachowują się tak zawsze. Ale w takich sytuacjach od razu przypomina mi się ten słynny polski kompleks. Zwykle na wakacjach "Niemcy mają lepiej" (lepsze hotele, lepsze pokoje, lepsze autobusy, a może i - kto wie - lepszą pogodę?!)
Od razu przypomniało mi się to, co powiedzieli polscy turyści w polskim radiu w odniesieniu do islandzkiej chmury. Uwięzieni w Egipcie zostali otoczeni opieką biura podróży, które za darmo przedłużyło im pobyt w hotelach, system all inclusive i co tam jeszcze. Turyści wymieniają te zalety, mówią, że tak naprawdę jest im dobrze i są zadowoleni, na koniec dorzucając asekuracyjnie:
- Ale Niemcy mają lepiej.

Aż się zagotowałam, chcąc od razu tych szanownych państwa poinformować, że jak wiem od pracowników tureckich biur obsługujących niemieckie biura podróży - kiedy nie dało się wylecieć z wakacji do kraju, Niemcy po prostu byli zmuszeni ZAPŁACIĆ za przedłużenie pobytu w hotelu!

Jasne... ale i tak na pewno mają lepiej (w końcu Niemcy więcej zarabiają, to mogą sobie płacić, prawda? :))

Aj, ten polski kompleks na niemieckim tle - nie do pokonania.

***

Na lotnisku w Berlinie dziwne uczucia. Też jak zwykle. Wszędzie Turcy, pełno Turków. Których mowę rozumiem. A jak nie Turcy, to Polacy. Których mowę rozumiem. Niemców jakby nie widać. A ich mowę nie bardzo rozumiem.
Niezwykłe mamy czasy, doprawdy ;)

A potem już przejechałam do Polski i zaczęło się to zachwycanie i zadziwianie wspomniane na początku notki. I pewnie tak szybko się nie skończy. Polska!


IMG_8995

IMG_8986

IMG_8991

IMG_8983

IMG_9012

IMG_8999

IMG_9055

IMG_9135

IMG_9029

IMG_8998
Mniam.


8 komentarzy:

666 pisze...

No to nareszcie w domu!Witamy w Polsce!Pozdrawiam-Dana.

Elinett pisze...

Od jakiegoś czasu regularnie śledzę Twojego bloga i muszę przyznać, że jest naprawdę wciągający.
Podoba mi się sposób w jaki piszesz, jest naprawdę interesujący.
Choć największa uwagę poświęcam zdjęciom - muszę przyznać, że masz talent, wiesz jak uchwycić rzeczywistość, żeby zawsze wyglądała pięknie. Lubię dobre fotografie, a Twoje z pewnością do takich można zaliczyć.
Podziwiam.. i oby tak dalej!
Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

Ostatnia fota... Made in Poland

krotka pisze...

Takie festyny tylko w Polsce... :)) ale i tak wiadomo, że Niemcy mają lepiej ;)

Agata Wielgołaska pisze...

ojojoooooj
tyskie i kiełbaska..

nie daruję;)

Renata pisze...

na południowym wschodzie, raczej darzymy Niemców niechęcią niż zazdrością. Chociaż jakby nie patrzeć może na jedno wychodzi, w końcu Polacy to specjaliści od wszelkich negatywnych odczuć. Pozytywnych teeeż, oczywiście :)

No i tutaj też... sezon grillowy się już rozpoczął ;)

なな pisze...

taaa... wszyscy mają le[iej niż my ... to taki nasz polski kompleks niższości.
Witamy w wiosennej Polsce :)

krotka pisze...

http://demotywatory.pl/1610859/Niemcy skojarzyło mi się z tym, że Niemcy mają lepiej :)