piątek, 16 maja 2008

STÓWKA

W środę wieczorem na kanale filmowym "Dwaj zgryźliwi tetrycy" [Grumpy Old Men]. Uwielbiam ten film, dlatego uparłam się, że go obejrzę, mimo, że okazał się być z tureckim dubbingiem. No cóż - Jack Lemmon i Walter Matthau mówiacy Merhaba, abi, nasilsin [Cześć stary, jak się masz] na początku śmieszyli i drażnili, a potem wkręciłam się w tok akcji i wręcz zapomniałam, że jest po turecku. Co prawda moja znajomość (a raczej nieznajomość) tego języka nie pozwala na pełne zrozumienie, ale wiele można się było domyślić z samych obrazów, tym bardziej jak się film widziało kilka lat temu (coś jeszcze w głowie zostało). Świetny sposób na naukę języka: chwyciłam kartki papieru i co chwila wyłapywałam i zapisywałam zwroty, które trzeba sprawdzić w słowniku i zapamiętać, bo przydatne i praktyczne, na przykład Senin karışmaya gerek yok [w wolnym tłumaczeniu: Tobie nic do tego] albo Şu Casanovaya bakarmısın [Spójrz na tego Casanovę], lub też Sözlere dikkat et! [Uważaj na to co mówisz]. Samo życie, prawda? :)

Powoli się przystosowuję znów do życia w Turcji. Bo to nie jest tak, jak może się wydawać: pakowanie, podróż, rozpakowanie - i już. Nawet jak się język trochę zna, ponowna adaptacja po sześciu miesiącach wcale nie jest łatwa. Chociażby sama mowa: w Polsce wysławiam się raczej precyzyjnie, a w Turcji potrzeba użyć całego arsenału dźwięków dodatkowych, które tutaj bardzo lubią. Na przykład rozmawiając przez telefon znajoma pyta "Przyjdziesz dzisiaj?" W Polsce odpowiem Tak/Nie, a w Turcji: Euheee/Eeeee. Albo Aahuaaa. Ciężko to nawet zapisać. Chodzi o szereg wyrazów dźwiękonaśladowczych zastępujących tak naprawdę normalne słowa. Tutaj mowa nie jest tylko wypowiadaniem słów, to cały proces, w połączeniu z gestykulacją, mimiką (np. słynne cmokanie z jednoczesnym unoszeniem głowy do tyłu - oznacza "Nie"). Do tego dochodzą kiedyś przeze mnie opisywane formy grzecznościowe. W Polsce wołamy kogoś po imieniu albo "Proszę pani/pana", tu w Turcji mamy milion możliwości, do imienia doczepiamy na przykład abi/abla (niby starszy brat/siostra, ale używane także do obcych), canım/çıçeğım/tatlım/arkadaşım/güzelım - czyli pieszczotliwe określenia używane zarówno przez mężczyzn jak i kobiety i to w sytuacjach niekoniecznie prywatnych; w pracy również!
Wobec tego można łatwo się porozumiewać się po turecku na podstawowym poziomie. Wystarczy, że znamy te wszystkie określenia i parę czasowników oraz to, jak się robi formę grzecznościową: wtedy z całego ciągu wyrazów, którym zarzuca nas np. pani w sklepie święcie przekonana, że znamy biegle język, "wyławiamy" znajome słowa i już wiemy o co chodziło.
Turcy jak widać uwielbiają posługiwać się i bawić językiem i dlatego z zimnej, konkretnej i precyzyjnej Europy przeskok zawsze wywołuje szok (że tak zarymuję). Tym bardziej, gdy się przyjeżdża na dłużej.
Na początku zwykle używam angielskiego - ze strachu, czy zostanę zrozumiana i czy ja zrozumiem. Ponieważ używam angielskiego, czuję się jak turystka i jestem odbierana jak turystka (zaczepiana, zagadywana, i tak dalej). Jak tylko przełamię się i przeskoczę na turecki, pewność siebie wzrasta, rozbiegany wzrok znika, i zaczepianie się kończy. Proste - i prawdziwe.

Przeskok jest też trudny z innego względu. Prawdopodobnie czytelnicy bloga podejrzewają, że podczas pobytu w Polsce codziennie myślę o Turcji i tęsknię. Otoż nie :) Przeciwnie - prowadzę zupełnie inne życie, mam niezwiązanych z Turcją znajomych i raczej nie zajmuję się tym tematem. Oczywiście nie było tak zawsze. Kiedyś, na początku, moja fascynacja tym krajem była jak pierwsze zakochanie :) wszystko mi się podobało (a przynajmniej tak mi się wydawało, bo znałam ledwie maleńki ułamek regionu, nie mówiąc o kraju). Polska jawiła się jako kraj szary i nudny, a Turcja jako raj. Cóż - to raczej typowe myślenie zakochanych (nieważne czy w osobie czy w miejscu). Dopiero podczas kolejnych pobytów miałam możliwość poznania innych aspektów tematu, także takich, które były trudne do zaakceptowania. Miewałam spore kryzysy, kiedy zastanawiałam się co ja tu w ogóle robię, i jaki diabeł przygnał mnie w ten dziwny kawałek świata... A w końcu nastąpił etap kolejny. Turcja już mnie nie ekscytuje jak na początku. Przyzwyczaiłam się. Jedne sprawy rozumiem i akceptuję, innych nie. I tak bez przerwy odkrywam coś nowego, a potem wpasowuję je w moją układankę obserwacji i pojęć na temat tego kraju - już na spokojnie, bez tak zwanego "szału".

Dlatego fakt przyjazdu tutaj jest dla mnie dwuznaczny; chciałoby się być jednocześnie w Turcji i w Polsce (która wcale nie jest szara i nudna :)) a także w innych miejscach, których jeszcze nie poznałam. Mam w związku z tym plany - ale bądźcie spokojni, jeszcze przez dokładnie rok Turcja będzie na pierwszym planie. A potem - to się zobaczy... :)

Notka bardzo osobista, mam nadzieję, że czytelnicy wybaczą i jakoś przez tekst przebrnęli :) Wszystko dlatego, że to moja SETNA notka na tym blogu, i to właśnie skłoniło mnie do takich ogólnych refleksji.

Z tej okazji życzę sobie, żeby nigdy nie brakło mi energii do pisania o Turcji

... i żeby dziarsko spoglądać w każdy nowy dzień spędzony w tym kraju :)


Dziękuję wszystkim czytelnikom, szczególnie tym, którzy są ze mną przez te 100 postów! :)

A już niedługo w naszym programie:

- Turkomanya, czyli subiektywny przegląd tureckich mediów (na początek reklamy i parę teledysków)
- Alfabet tureckich wyrazów dziwnych i dziwniejszych

4 komentarze:

Agata Wielgołaska pisze...

gratulacje :)

zdrowie Twoje!

połamania klawiatury i do 1000 zatem!

Anonimowy pisze...

Nigdy proszę nie przestawaj pisać, bo to co tworzysz jest piękne, magiczne i pozwala się oderwać od polskiej rzeczywistości :D Osobiście niestety nie miałam przyjemności być w Turcji ale zetknęłam się z nią pracując w Londynie wśród tureckich (kurdyjskich) emigrantów. Wówczas to zachłysnęłam się ich kulturą, religią, językiem, muzyką, stylem życia, jedzeniem (lahmacun i mercimek rządzi :P). Z pewnością krótka wakacyjna konfrontacja z kawałkiem Turcji i turecką kulturą nie pozwoliła mi na dogłębne jej poznanie ale na pewno w znacznym stopniu, gdyż była bardzo eskalowana ( bo wzmocniona tęsknotą za krajem i ogromnym poczuciem tożsamości narodowej Turków) . ”Kiedyś, na początku, moja fascynacja tym krajem była jak pierwsze zakochanie :) wszystko mi się podobało” – ja chyba też tak to czuję ;) dlatego ustawiczne zgłębianie wiedzy na temat Turcji i obcowanie z tą obłędną kulturą ( poprzez wierne czytanie Twojego bloga ) sprawia mi ogromną przyjemność. Tak, więc korzystając z okazji 100 notki chciałam Ci serdecznie podziękować za to, że piszesz i dzielisz się z nami swoim talentem! :D Tak 3maj! Pozdrawiam. Wszystkiego dobrego!

なな pisze...

Pisz dalej i długo, ale pewnie to już słyszałaś 1000000 razy.
Poproszę o kolejne temty przed 28 maja :)

Anonimowy pisze...

Zdeklarowana czytelniczka Renata z tej okazji życzy sukcesów nie tylko na polu pisarskim :)