piątek, 16 listopada 2012

PODSUMOWANIE WAKACJI - O SAMOTNYM PODRÓŻOWANIU I NIE TYLKO

Na chorobę przeziębieniową to polecam jednak metody naturalne. Zapomniałam o nich przez wiele lat i teraz podczas pobytu w Polsce odkrywam z entuzjazmem dzięki Mamie. Czosnek, miód, cytryna, inhalacje z tymianku, płukanie gardła solą. Niesamowicie efektywne i wielokrotnie tańsze niż dostępne w aptece leki. Po dwóch-trzech dniach takiej terapii człowiek czuje się o wiele lepiej, siły wracają, a katar - niesłychane - po prostu się skończył!

Korzystam więc z dobrego samopoczucia i atmosfery przed-weekendowej, wypełnionym radosnym oczekiwaniem na spotkanie z przyjaciółmi :) by dodać ostatnią notkę na temat mojej podróży po Hiszpanii i Portugalii. Tym razem będzie to notka praktyczna; chcę odpowiedzieć na parę pytań, na które odpowiadałam przed-w trakcie-po, a które na pewno jeszcze będą padać.

Jak to jest podróżować samotnie? Czy jest bezpiecznie? Czy nie jest po prostu... nudno? Jak z kosztami? Jakie są realia takiego podróżowania właśnie po tym zakątku Europy?

Zatem, po kolei:


Samoloty
Wybrałam najtańsze dostępne połączenie bezpośrednio z Poznania do Hiszpanii liniami Ryanair. Niestety nie było innych linii do wyboru; de facto lot wcale nie był taki tani, po dodaniu kosztu płatności kartą, bagażu i tak dalej. Płaciłam za bagaż ponieważ nie chciałam na miejscu dokupować kosmetyków, nie byłam też pewna pogody - zabrałam więcej ciepłych ciuchów i przydały mi się :) Brałam też laptopa i sprzęt fotograficzny, zapłaciłam więc za bagaż główny aby nie pakować wszystkiego po kieszeniach i oszczędzić sobie stresu przy kontroli wymiarów. Jak zaobserwowałam obsługa linii dość 'skrupulatnie' podchodzi do tematu i bywa że kasuje - już przy wejściu na pokład samolotu.
Korzystałam też z linii hiszpańskich Vueling lecąc z Lizbony do Barcelony (w drodze powrotnej).


Komunikacja naziemna
Przed wyjazdem przestudiowałam dość dokładnie fora turystyczne i wiedziałam, że podróż koleją jest szybka i wygodna, ale niestety droższa niż autobusami. Dlatego z miasta do miasta przemieszczałam się autokarami właśnie. Standard w porównaniu do tureckiego dużo niższy (brak stewardów i napojów! Dworce też inaczej wyglądają - w tym temacie Turcja wydaje mi się nie do pobicia :)) - ale szybko, wygodnie i niedrogo. Jest tak zarówno w Hiszpanii jak i Portugalii. Na wszystkich dworcach przechowalnie bagażu (jednorazowa kwota 3€), punkty informacji, dostęp do map.
Pociągiem jechałam raz, bo nie mogłam sobie odmówić 'luksusu' jazdy kuszetką (co opisałam w jednej z notek). Poza tym 900 km autobusem nie wchodziło w rachubę, a dogodnego lotu nie było w wybranym przeze mnie dniu. Kuszetka nie należała do tanich (90€ w klasie turystycznej), ale były do wyboru także rozkładane fotele zamiast łóżka za kwotę ok 50-60€. W cenie jest ręczniczek, butelka wody, artykuły higieniczne, i co ważne - stopery :)


Komunikacja w mieście
Po szeregu rozmaitych prób i błędów wiem już że aby zaoszczędzić na dość kosztownej w UE komunikacji należy unikać specjalnie pod turystów stworzonych wynalazków. Eureka :) Aerobus z lotniska w Barcelonie do centrum kosztuje 6€, a przejazd metrem - 2€. Można też kupić karty przejazdowe (np. na 10 przejazdów czy całodniowe). Warto orientować się od razu na lotnisku w informacji, dadzą mapę i doradzą jak dojechać do miasta. Autobusy miejskie czy metro są świetnie opisane, wraz z elektronicznymi wyświetlaczami na przystankach za ile minut dana linia przyjedzie. Jedyny problem jaki miałam (szczególnie w Granadzie) - w jakim kierunku jedzie dany autobus. Po paru pomyłkach nadal nie rozgryzłam systemu w jaki to na planach tras rozpisują i często ustawiałam się po niewłaściwej stronie drogi :) W Lizbonie korzystałam ze świetnej karty komunikacyjnej - za 0,50 centów wyrabia się na stacji metra kartę którą nabijamy konkretną sumą na przejazdy. W promocji 5€ starczało na 24 godziny, co jest znakomitą kwotą i wykorzystałam ją z nawiązką. Kartę podbijamy w autobusach, metrze, tramwajach (także zabytkowym żółtym 28), można więc wszędzie poruszać się bez ograniczeń.


Noclegi
Możliwości jest ogrom. Można korzystać z serwisu Hospitality Club czy Couchsurfing (nocuje się u życzliwych ludzi za darmo). Można wyszukiwać ich według klucza, ja np. szukałam po prostu mieszkających tam Polaków. Opowiedziało mi kilka sympatycznych osób ale ostatecznie z powodu innego charakteru mojej podróży zdecydowałam się na pobyt w hotelach i hostelach. Z racji że jestem partnerem afiliowanym systemu Booking.com (zainteresowanych rezerwacją noclegów zapraszam do mnie :)) korzystałam właśnie z tego serwisu; zawiera dość duży wybór rozmaitego rodzaju obiektów noclegowych. Nie da się ukryć, że singiel w podróży jest obiektem kosztownym :) - pokój jednoosobowy to na ogół prawie taka sama kwota jak dwójka. Jednym razem przenocowałam w damskim pokoju wieloosobowym - było to w Sevilli. Ma to niezaprzeczalne zalety (cena!!! - 16€ za noc w samym sercu miasta) ale wadą jest brak swobody. Wracając np. do hostelu o 22 zastałam już zgaszone światło i śpiące dziewczyny, których czekał chyba wczesny wyjazd następnego dnia, starałam się więc nie hałasować i nie zapalać światła... choć marzyłam o tym aby parę godzin jeszcze posiedzieć w łóżku z laptopem :)
Jedna noc minęła mi w pociągu (wspomniana kuszetka) - dało się wyspać :)


Jedzenie i picie
Wszystko i wszędzie. Od knajp typowo lokalnych, przez znane sieci fast food, poprzez kebaby (a jakże!) i chińszczyznę. Do wyboru, do koloru. Starając się rozsądnie planować budżet czasami jadłam w typowych jadłodajniach (w Hiszpanii jest np. sieć, gdzie za 8 euro można było "najeść się" do woli łowiąc co dusza zapragnie z otwartego bufetu), ale i kilka razy nie mogłam odmówić sobie porządnej uczty. Odradzam jedzenie na bulwarze Ramblas w Barcelonie - drogo koszmarnie, a kilka metrów dalej w bocznej uliczce dwa trzy razy taniej. Jako osoba za mięsem i owocami morza nie przepadająca, z radością pałaszowałam wegetariańską paellę (hiszpańska wersja pilawu :)) popijając ją piwem lub winem, najchętniej sangrią. Jadłam też hiszpańskie zupy, kremowe, podobne nieco do tureckich. W Lagos dwukrotnie wybrałam się na smaczną grillowaną rybę podawaną z batatami i niewielkimi okrągłymi marcheweczkami, do tego oczywiście porto :)
Śniadania pałaszowałam w hostelach (czasami specjalnie wybierałam śniadanie w cenie noclegu), wiedząc że kiedy wyjdę głodna na miasto nie zjem tak szybko (a to nie jest korzystne dla mojego zdrowia). Pod koniec pobytu smakowałam już jak lokalni, lekkie śniadanie: szklanka soku pomarańczowego, espresso (z mlekiem) i rogalik typu croissant. Śniadania je się tam właśnie lekkie i słodkie, raczej bez warzyw. Pycha i szybko zlatywał czas do obiadu, ale trzeba przyznać że zasłodziłam się podczas tego wyjazdu :)
Na brak supermarketów też nie można narzekać. Przy Ramblach jest Carrefour, w Portugalii z kolei sieć Pingo Doce, ale w samej starej Lizbonie trudno mi było znaleźć tzw. "zwykły spożywczy".


Zwiedzanie
We wszystkich wielkich miastach kursują autobusy wycieczkowe typu hop-on, hop-off. Nieudolne podróbki tego niezłego pomysłu próbowano wprowadzić też w Alanyi, a propos ;) Czasami ma to sens, czasami nie. W Barcelonie można kupić bilet 2-dniowy za 29 euro (jednodniowy za 24), i jest to według mnie idealna opcja - można zobaczyć dość dużo, autobusy jeżdżą często od rana do wieczora, mapa miasta zrobiona jest porządnie, razem z biletem na autobus otrzymuje się pakiet zniżek (sklepy, restauracje, muzea). W Granadzie i Lizbonie nie korzystałam, i chyba słusznie - w tych miastach o wiele więcej zyska się zwiedzając na własnych nogach. W Sevilli korzystałam - i żałuję - miasto jest idealne na "własną rękę". Warto się przyglądać wybieranym firmom bo oczywiście poza oryginalną linią "czerwoną" istnieją też autobusy "zielone", "żółte", z innymi cenami i trasami - jedne podrabiają drugie, w Lizbonie są chyba 4 firmy, można się w tym wszystkim zamotać!
Jako stara blogowiczka starałam się szukać blogów osób mieszkających w danych miejscach. Ich porady są o wiele cenniejsze niż suche przewodnikowe fakty. W ten sposób w Lizbonie znalazłam tą stronę, która niesamowicie pomogła mi w układaniu zwiedzania. Zaglądałam także tutaj. W Barcelonie i ogólnie w Hiszpanii polecam zaglądać na stronę Justyny. Polecam także niezmiennie wyszukiwarkę i fora turystyczne. Jeśli coś sobie jeszcze przypomnę, zaktualizuję ten wpis ;)

Zakupy
Barcelona to prawdziwy zakupowy raj. Ciuchy, buty (doskonałe hiszpańskie wyroby, dużo tańsze niż w Polsce!). O pamiątkach nie wspomnę. Nie przesadzałam, ale kupiłam sobie w każdym mieście magnesy na lodówkę do mojej kiczowatej kolekcji. W Sevilli nabyłam oryginalny wachlarz na lato do Turcji :) A do tego w Barcelonie zestaw filiżanek do kawy z motywem podrabiającym Gaudiego. W Portugalii nabyłam oczywiście pyszne porto, oraz likier wiśniowy (podobno słynny), zakupiłam także portugalskie sardynki a w Hiszpanii wino oraz sery :) Wiele firm w Hiszpanii znanych nam z Polski czy Turcji, ale miałam wrażenie że ceny nieprzesadzone. Za to Portugalia, dokładniej Lizbona wydała mi się droższa (mimo że przewodniki mówią co innego).

Język
W Hiszpanii - hiszpański! Nie żartuję - znajomość angielskiego przejawiają pracownicy którzy mają styczność z turystami, ale zapuściwszy się gdzieś dalej, musimy liczyć na utrudnioną komunikację (jeśli nie znamy hiszpańskiego). Hiszpanie są przy tym tak cudownie wyluzowani, widać, że kompletnie im to nie przeszkadza, jesli nie rozumiesz, nadal mówią do ciebie po hiszpańsku, a nuż załapiesz (kojarzą mi się w tym z Turkami; chyba jest to cecha wspólna państw będących dawną - lub obecną - tzw. imperialną "potęgą" :))
Z kolei Portugalia mówi po angielsku płynnie, nawet z pięknym akcentem. Dogadanie się w tym języku jest możliwe praktycznie wszędzie. Zaskoczyła mnie nawet starsza pani przy kasie w markecie spożywczym, płynnie pytające "Do you want a plastic bag" - byłam pod wrażeniem!


Bezpieczeństwo i komfort podróżowania
Trzeba przyznać, że po latach podróżowania po Turcji z radością odetchnęłam europejskim powietrzem. Samotnych podróżników widziałam w Hiszpanii i Portugalii na pęczki; nikt nie zwracał na nich uwagi, czy były to kobiety, czy mężczyźni. W Turcji budzi się mimo tego, że jest bezpiecznie - jakąś tam sensację, zwłaszcza będąc kobietą. Podczas tej podróży włos niemalże nie spadł mi z głowy; ludzie są przyjaźni, pomocni, usmiechnięci i  bardzo przyzwyczajeni do zwiedzających obcokrajowców - ale na ogól po prostu nie zwracają na nich uwagi, co bardzo było mi potrzebne... Nikt nie dziwił się i nie komentował faktu, że jestem sama; często na trasie pozdrawialiśmy się z innymi pojedynczymi podróżnikami. Jeśli zaczepiali mnie czy innych tubylcy, to przypominając, abyśmy uważali na bagaże. Zauważyłam kilkakrotnie, że tubylcy prosili aby zakładać plecaki "na brzuchy", aby mieć na oku swoje rzeczy. W Turcji trochę się znieczuliłam na takie kwestie, jestem więc wdzięczna, że ktoś mi to "przypomniał" wcześniej niz ewentualny kieszonkowiec.

Śmiałam się, że w Hiszpanii wciąż po moich śladach "deptały" Japonki/Chinki w zespołach jedno-dwu-trzy osobowych. Widziałam też Polaków, Turków (na te dwie nacje jednak od razu zwracałam uwagę; trudno się dziwić); ale najwięcej - Amerykanów, Francuzów, Włochów, w Lagos Niemców, a w Barcelonie także Arabów. Poza turystami także studenci plajtującego programu Erasmus :) Było ich wszędzie pełno!
Poruszanie się po "utartych" turystycznych szlakach dało mi duży komfort i dobre samopoczucie. Zdecydowanie mam ochotę na więcej samotnych podróży po Europie, choć czasami brakowało kompana/kompanki do wieczornego wypadu do jakiegoś klubu na fado/flamenco i szklaneczkę wina... ;)

Podsumowanie
Hiszpania i Portugalia okazały się zupełnie innymi krajami i zupełnie innymi środowiskami ludzkimi (że tak to ujmę). Czasami błędnie myślimy o nich jako o krajach do siebie podobnych, w końcu są sąsiadami... Hiszpania jest jednak bardziej "wylansowana", elegancka, ogromne pieniądze włożono tu w renowację zabytków, w turystykę. Portugalia na tym tle wygląda bardziej ubogo, jak zapomniany brat - i szkoda. W Portugalii na każdym kroku widziałam plakaty i graffiti nawołujące do generalnego strajku 15 listopada, mnóstwo zaczepiających bezdomnych, lub śpiących owiniętych w folię - na ławkach, na ziemii. W Hiszpanii z kolei klimat jest bardziej beztroski, nie widziałam tam oznak kryzysu (może dlatego, że nie byłam w Madrycie? Nie wiem). Sklepy, knajpy, restauracje, pełne są ludzi konsumujących "pełną gębą". Warto także wspomnieć o muzykach, których w obu krajach pełno, i dodają ulicom niezapomnianego klimatu i kolorytu.
Trzeba też wspomnieć o emigrantach. W Hiszpanii widziałam ich sporo i miałam wrażenie są dość "wymieszani". Każdy prawie sklep z pamiątkami prowadzą w Barcelonie Azjaci czy Arabowie, co poznawałam bo nawołującym "Halo, lady"  i niezmiennym tak nam znajomym zagadywaniu :) W Portugalii są to głównie czarnoskórzy... chociaż to właściwie nie emigranci, a urodzeni Portugalczycy, których przodkowie przyjechali tam lata temu!

Chciałabym dodać jeszcze dwie uwagi. Pierwsza dotyczy kobiet. W Hiszpanii widać ich pełno! Mam wrażenie (pewnie po Turcji :)) że to kraj kobiet. Są energiczne, świetnie ubrane, mówią dobitnie i głośno. Panowie tak nie rzucali się w oczy jak panie właśnie. Portugalia pod tym względem jest bardziej wyważona. W Hiszpanii można by godzinami siedzieć w jakiejś ulicznej knajpce, przylepionym do stołka obserwować scenki z codziennego życia, patrzeć, jak potrząsają włosami, całują się (dwa razy! jak w Turcji) z przyjaciółmi, i jak - i to druga sprawa - palą papierosy. Tak! Mam wrażenie że tam moda na niepalenie jeszcze nie dotarła. Wszędzie się pali, także na ulicy i robią to także kobiety (co w Turcji tak negatywnie się kojarzy). Hiszpanki, ubrane na czarno, w butach na obcasach, rozpuszczonych włosach, ustami wyszminkowanymi na czerwono, palą te papierosy bez żadnej krępacji.

Cóż, pisać by można bez końca, co chwilę coś jeszcze przychodzi mi do głowy (zerkam też do moich notatek, które prowadziłam podczas podróży naprzemiennie w telefonie i na kartkach notesu). Mimo, że cel "wypoczynek" nie do końca został osiągnięty, nachodziłam się w końcu za wszystkie czasy, czasami błądziłam nerwowo nie mogąc znaleźć jakiegoś miejsca i nierzadko wstawałam nad ranem, to jednak wróciłam ze "świeżą głową" i dobrą energią na jesień i zimę, a tego przecenić nie można.

Zachęcam więc przy okazji tej przydługiej rozprawki do ruszenia czasem w inną stronę. Czasem warto zejść z obranej ścieżki i po prostu zrobić sobie "skok w bok". Mówię to w odniesieniu do Turcji i do nieuleczalnych fanów tego kraju :) - nie jedna Turcja na świecie (na szczęście) i przyda się czasem odrobina dystansu i obserwacji kompletnie innych części naszego pięknego globu.... że tak przekornie mrugnę okiem ;)

Tych, którzy zmartwili się brakiem na blogu aktywności typowo tureckiej no i tą wyprawą w inne strony, uspokajam - po prawie czterech tygodniach nieobecności na "boskiej Riwierze" wracam tam niemalże stęskniona (!). Bilet kupiony, następna notka już - klasycznie - z Alanyi.

Bawcie się dobrze w weekend! :)




6 komentarzy:

Krzysztof Gierak pisze...

Cieszę się, że mogłem pomóc choć trochę:)

Zofia pisze...

Ja uwielbiam samotne podróżowanie. Dużo więcej "widzę" i bardziej "żyję" miejscem, które odwiedzam jeśli jestem gdzieś sama. Poza tym nie muszę oglądać się na innych jak robię zdjęcia, w przeciwnym wypadku mam zawsze wrażenie, że opóźniam kogoś, za często staję, i jakoś generalnie mniej swobodnie się czuję :) Tylko w przeciwieństwie do Ciebie wolę spać w hostelach w dormsach. Zawsze fajnie jest poznać ludzi w hostelu, żeby wieczorem gdzieś wyjść razem, a śpiąc w dormsie jakoś łatwiej mi to przychodzi.
W każdym razie zaraziłaś mnie Portugalią :)

Agata | tur-tur.pl pisze...

Zofia, idea dormsów jest super, ale dla mnie w tej podróży bardzo ważne było żeby odpocząć od ludzi właśnie, od rozmawiania i jakichkolwiek kontaktów - jakkolwiek dziwnie to brzmi :) Dlatego chciałam nocować osobno :) Ale zgadzam się, że generalnie w podróży takie hostele są super i na ogół bardzo pozytywni ludzie ;)

Justa pisze...

ja mieszkam utaj prawie 1,5 roku i jeszcze nie rozgryzlam jak jezdza te autobusy, dlatego staram sie ich unikac...
Wreszcie znalazlam czas, zeby przeczytac twoj wpis :)
podobna wycieczke odbylismy z mezem w zeszlym roku :)
Lizbona zakupowo mnie nie zachwycila, jednak w Barcelonie jest wiekszy wybor ;)
Pozdrawiam !!!

Ewa (lifegoodmorning) pisze...

Świetny wpis. Dużo konkretów. Chciałabym się wybrać do Hiszpanii, ale ceny wciąż mnie przerażają.Nota bene też zbieram magnesy z każdego wyjazdu. Lepsze czy gorsze, ale potem cieszą oko:)Pozdrawiam serdecznie!

Anonimowy pisze...

Zdecydowanie zgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami odnośnie różnic pomiędzy Hiszpanią i Portugalią, a z własnych doświadczeń muszę powiedzieć, że właśnie ta swoista dzikość, niepretensjonalność Portugalii i ponure zakurzone uliczki tworzą magiczną atmosferę podróży w przeszłość.

Zapraszam do siebie i do moich podróży i doświadczeń z Afryki, Kanady i Ameryki. Pozdrawiam!