czwartek, 30 października 2008

UZUN INCE BIR YOLDAYIM... /w drodze/

Jednym z największych mitów dotyczących pracy rezydenta (bo jest to dziedzina którą otaczają mity :)) jest Mit Podróży. Wyraża się go w ten sposób: "Oh, pani to ale ma fajnie, tyle miejsc zobaczy i to za darmo!"
Rzeczywistość jest trochę bardziej prozaiczna (jak to bywa z rzeczywistością). Oczywiście, pracując gdzieś na jakiejś dalekiej destynacji można dużo zobaczyć, ale dotyczy to przede wszystkim osób, które zajmują się pilotowaniem wycieczek (i wtedy jeździ się w kółko, i w kółko, na przykład co tydzień do Pamukkale, i wciąż, i wciąż, i wciąż, cały sezon). Natomiast rezydenci, a szczególnie rezydenci z przypadłością biurową, czyli posiadający dodatkowe obowiązki papierkowo-organizacyjne, tak jak ja, są uwiązani do jednego miejsca. Bo jak tu wyjechać, jak trzeba zawiadomić turystów o .... i o .... I zapytać o.... i jeszcze pojechać do hotelu/szpitala/na policję/lotnisko i pogadać/załatwić...
Poza tym, jak już się to wszystko zrobi, to człowiek na ogół nie ma już siły gdziekolwiek dodatkowo się wyrywać. Rezydenci mówią wtedy: "Ale za to po sezonie to się najeździmy! Pojedziemy do... i do... i jeszcze do...! Nic nie będziemy robić tylko jeździć, do anielki jasnej!"

A potem kończy się sezon, do Polski lecą ostatnie samoloty, i też bywa różnie :)

W tym roku świadomie przegapiłam wszystkie "ostatnie" samoloty do Polski i obiecałam sobie, że już na 100% się z Alanyi (w której teraz naprawdę nie ma co robić) wyrwę, choćby nie wiem co. Dlatego uprzejmie informuję Szanownych Czytelników, że w dniu wczorajszym zakupiłam plecak turystyczny, w dniu dzisiejszym wyspałam się na zapas, i wybywam w podróż.
O północy wsiadam w autobus w kierunku wschodnim, i nad ranem znajdę się w Taşucu, skąd zamierzam wyskoczyć w parę malowniczych miejsc, a następnie zaokrętować się na promie na Cypr. Z tureckiej strony przejdę na stronę grecką, gdzie odwiedzę starych znajomych. W drodze powrotnej do Turcji planuję obejrzeć wielkie portowe miasta Mersin i Adanę.
Tyle planów.
Okolice, w których się znajdę, naszpikowane są historycznymi pozostałościami, już nie mówiąc o atrakcjach krajobrazowych. Wyprawa nie będzie może zbyt długa, ale za to na pewno dostarczy mi emocji i cennych łupów w postaci zdjęć w formacie jpeg.
Dlatego już teraz obiecuję Czytelnikom moc atrakcji i niezwykłych przeżyć podczas lektury moich kolejnych notek i oglądania fotek ;)

Życzcie mi: iyi yolculuklar /Dobrej podróży/
Gorüşürüz! /Do zobaczenia/

poniedziałek, 27 października 2008

SZCZĘŚCIARA - ŞANSLI

Jestem szczęściarą. Dlaczego? Bo mogę pisać tego bloga. Mogę czytać też inne blogi na serwisie blogspot.com. A przecież jestem w Turcji! Jak to możliwe?

Kilka dni temu nakazem sądowym zamknięto Blogspota. Podobno za obrazę tureckości? Być może któryś z blogujących napisał zbyt ostre słowa na temat Turcji, a może na temat Ataturka, którego obrażanie jest przecież karalne? Co do tego nie mam zbyt szczegółowych informacji (i mało kto ma, z tego co zdążyłam się zorientować). Wobec tego sąd, działając z rozmachem, zamknął cały serwis. Jest on niedostępny z Turcji, podobnie jak zamknięty w maju tego roku Youtube, a potem Dailymotion (serwisy pozwalające publikować filmy wideo).
Na szczęście zablokowano dostęp jedynie poprzez największych dostawców internetu, takich jak Turk Telekom (coś jak nasza Tepsa). Jeśli ktoś korzysta z usług małych firm, może mieć farta - tak jak i mnie się trafiło. Internet "ciągnę z powietrza" korzystając z bezprzewodowej sieci w hoteliku, w którym aktualnie mieszkam. Za to koleżanka po blogu ze Stambułu niestety stała się ofiarą blokady (zresztą to od niej pierwszej dowiedziałam się o całej sprawie).

Jaki jest odbiór tego wydarzenia w Turcji? Oczywiście negatywny i pełen oburzenia. Słusznie przypomina się, że blokowanie internetu jest formą ograniczania wolności w dostępie do informacji a co za tym idzie łamie Konstytucję. Nie ma to chyba jednak znaczenia; za czasopismem Today's Zaman powtórzę tylko, że od listopada zeszłego roku zamknięto w Turcji ponad 1.100 stron internetowych! Powody, mniej lub bardziej uzasadnione, obejmowały jak wspominałam wyżej obrażanie tureckości, Ataturka, wulgarne treści czy promowanie samobójstwa. Trochę na wyrost - przecież zamykanie CAŁEGO serwisu blokuje także pozytywne treści (na uzasadnienie Today's Zaman podaje wyciskający doprawdy łzy przykład bloga Turczynki, która publikuje zdjęcia swojej córeczki od momentu jej urodzin...).

Tym samym Turcję można wymienić jednym tchem zaraz za krajami takimi jak: Chiny, Iran, Armenia, Tunezja, Indonezja, Syria, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Arabia Saudyjska. Doprawdy, imponująca lista, a tym bardziej w perspektywie starań Turcji o członkowstwo w Unii Europejskiej...

To wydarzenie jest jednym z takich, które dotkliwie przypominają mi, że jestem w nadal obcym kraju. Alanya Alanyą, Stambuł Stambułem, turystyka, drogi, hotele, lotniska i autobusy - dowody na wysoki rozwój i tzw. europejskość są na każdym kroku, a jednak są rzeczy, które zawsze będą kompletnie niezrozumiałe i zaskakujące. Pocieszające jest jedynie to, że sami Turcy (z mojego otoczenia i nie tylko; wystarczy zajrzeć do gazet) nie zgadzają się z takim postępowaniem i ostro je krytykują.

Mam nadzieję, że już niedługo okaże się, że blokada została usunięta.
No, ale nie uprzedzajmy faktów - co do Youtube'a też się łudziliśmy.
Potem po prostu się przyzwyczailiśmy.


A tymczasem za dwa dni Święto Republiki...


dopisek z 30 X 2008:


ps. Jak donoszą komentatorzy :) i ostatnie newsy jednak to nie obraza tureckości spowodowała zablokowanie blogspota, ale prozaiczne piractwo, czyli publikowanie na blogach meczów które dostępne są jedynie przez turecką tv cyfrową Digiturk. odetchnęliśmy z ulgą...? :)

sobota, 25 października 2008

POCZTÓWKA Z ALANYI CZ.2

/kliknij na zdjęcie by obejrzeć w całej rozciągłości/

Z cyklu "O mężczyznach":


Turcy potrafią prowadzić wielogodzinne niekończące się dyskusje. To wciąga...


A tu dla odmiany troszkę medytacji...


... Czy też, jeśli Państwo wolicie, romantyzmu.

Z cyklu: "Morskie opowieści":


Turystów sporo. Pałęta się toto wszędzie, w spokoju nie można na własnym jachcie poleżeć.


Obrabianie palmy metodą "na mewę".


Z przodu rybacy, z tyłu turyści.


Ten stary kapitan na niejednej w życiu rybie połamał zęby.


Panowie godzinami siedzą w sieci.




Spokojnego wieczoru, w tych kryzysowych czasach...

[Na świecie może kryzys, ale u nas szaleństwo: za jedno euro dostanie się w kantorze 2 liry, a za dolara 1.60!]

czwartek, 23 października 2008

POCZTÓWKI Z ALANYI CZ.1


Nie ma problemu. Przejedziemy.


Kolejny alanijski wyelegentowany podrywacz.


Skuterki zaparkowane pod panienką.


Oryginalna turecka pashmina prosto z Chin za jedyne 10 lira.


Bazarowe reminiscencje. Z tej papryki robi się przepyyyszną dolmę.


I znów na Kale.


Plaża Kleopatry z wysoka wygląda doprawdy bajecznie.


Z radością witamy rockowe dusze w Alanyi. Rzadki obrazek, serce rośnie.



Nienasycenie alanijskim budownictwem mieszkaniowym.


W części 2: Opowieści portowe.

ps. Z cyklu "Skylar w odpowiedzi na pytania fanów": Nie, jeszcze nie wracam do Polski. Aktualnie pracuję nad połączeniem przyjemnego z pożytecznym, to jest jak a) bezboleśnie przedłużyć pozwolenie na pobyt z b) mieszkaniem tu jak najmniejszym kosztem i c) jakąś robotą.
Szczegóły w kolejnych wydaniach wiadomości.

wtorek, 21 października 2008

ALANYA NEWS - NA JAZZOWO

Nie piszę na blogu dużo i często jak obiecywałam, gdyż znajduję się obecnie w ciężkim okresie zwanym wakacjami. Po odwiedzinach z Polski część pierwsza, nastąpiły odwiedziny z Polski część druga, i właśnie wtedy uroczyście zakończyłam wraz z całą super-ekipą sezon letni 2008 w Turcji. Rozpoczęło się to, co tak długo było oczekiwane i niemal wyśnione podczas tych kilkunastogodzinnych dni pracy w trybie ni to jawa ni to sen podczas kursów biuro-lotnisko-hotele-telefony-lotnisko-hotele-biuro, i tak dalej.
Mam więc czas. Dużo czasu. Od rana do wieczora nie muszę robić nic (i w nocy też, maşallah). Telefony nie dzwonią, ba, zostawiłam dziś komórkę w domu, wychodząc do miasta na kilka godzin - i nic się nie stało! W porównaniu do sytuacji kiedy wchodziłam z telefonem niemalże pod prysznic, jest to doprawdy diametralna odmiana.

Będąc turystką w Alanyi po tym, jak zwykle tu pracuję, odkrywam jak wszystko wygląda z drugiej strony (będąc rezydentem czy pilotem łatwo o tym zapomnieć). Jak trudne mogą być zakupy. Rany boskie, całe to targowanie, te rozmowy: A skąd jesteś, a jak masz na imię - coś okropnego! Mieszkając tu na codzień chodzę tylko do wybranych sklepów, gdzie albo a) mam zaprzyjaźnioną obsługę, albo b) się nie targuje . Tak samo w restauracjach. A jak oszukują! Będąc turystą łatwo nie zauważyć jednego czy dwóch lirów mniej w ręce, kiedy przyjmuje się resztę.
No i sam fakt: co tu robić (jeśli 90% znajomych już wyjechało). W Alanyi poza jednym wzgórzem Kale z przyległościami nie ma żadnych zabytków. Są meczety do odwiedzenia, są bazary, gdzie dostaje się podróbki wszystkiego w absurdalnych cenach. I oczywiście dyskoteki. Ale w ciągu dnia? Co tu robić? Można tylko iść na plażę, rozłożyć się pod parasolem, czytać gazety i dawać się zagadywać beach-boysowi-od-leżaków, wołającemu "Bira, cola, fanta, ice cream"...

Dlatego w odpowiednim momencie przyznaję, jakby specjalnie dla mnie, w Alanyi odbył się szósty festiwal jazzowy. W momencie, kiedy ta bezczynność 24 h na dobę dotkliwie dawała się we znaki w formie prawie że egzystencjalnego kryzysu, zagrał jazz w Alanyi.
Dla miłośników tego miasta może być to niezły szok, znane jest ono bowiem głównie z intensywnego klubowego grania, mówiąc wprost: z dyskotekowej łupanki serwowanej na każdym rogu. A tu niespodzianka. Co ciekawe, w porównaniu do ubiegłorocznego, festiwal tym razem naprawdę zaskoczył poziomem i urozmaiceniem. Nie była to co prawda bardzo wysoka półka gatunku, ale jak na Alanyę - odpowiednia. Pod Czerwoną Wieżą ustawiono scenę i gustownie - na biało/srebrno przybrane plastikowe krzesełka, które zapełniły się wieczorami Turkami i wielką ilością yabanci posiadających tutaj mieszkania.



Publikę usadowiono także na wygodnych poduchach, w celu jeszcze łatwiejszego odpłynięcia z rytmami.



Większość muzyków festiwalu stanowili Turcy; ale Polska miała swoją reprezentantkę - świetną perkusistkę Monikę Bulandę w zespole Tony Jones Trio.





Trzeciego dnia odbyło się znakomite jam session - pojedynek na dwa tureckie bandy,



A ostatniego dnia był smaczny latin-free-jazz, czyli zespół turecki z Kubańczykiem w składzie:



Akumulatory naładowane, cztery dni festiwalu za mną. Można na nowo zatopić się w dyskotekowym gąszczu... chociaż w klubach niby pełno, ale lednak pusto. Jakoś tak... żałośnie? Chyba wobec tego przejdę się do bardzo popularnego w tym sezonie tureckiego klubu dla fanów komunizmu (tak!) - Çello.
A wrażeniami podzielę się być może następnym razem. Za to na pewno - będą zdjęcia z Alanyi, na robienie których wreszcie mam czas. I to jest ta dobra strona bycia na wakacjach.

sobota, 11 października 2008

TURCY A UNIA EUROPEJSKA

albo Podsumowanie Sezonu Lato 2008.



Pewien mój znajomy, znany wtajemniczonym pod pseudonimem Król Kukurydzy*, prawdziwy Turek z dalekiego południa, ostatnio zabłysnął w towarzystwie jako autor niezwykle trafnej złotej myśli.
Myśl pojawiła się przy okazji dyskusji o Uni Europejskiej (po turecku; nie pytajcie jakim cudem jestem w stanie o takich sprawach w tym języku rozmawiać, ale jakoś mi się udaje).

- Tak naprawdę niepotrzebna nam Unia Europejska. Niby po co? Nie chcą nas, to nie będziemy się prosić. Zresztą po co nam wchodzić do Europy, skoro bez problemu wchodzimy w Europejki.


Nie można było tego lepiej ująć...


*kojarzony także jako Mistrz Wyciskania Soku z Pomarańczy

niedziela, 5 października 2008

TURECKIE PRZEZIĘBIENIE

Najwyraźniej staję się już prawdziwą pół-Turczynką (proszę się tu ironicznie nie śmiać). Dowiedziałam się bowiem, a raczej poznałam na własnej skórze tureckie przeziębienie. Sceptycy powiedzą - jak to przeziębienie, niby od czego, skoro w Alanyi ciągle ciepło i pogodnie, około 30 stopni w ciągu dnia a w nocy ze 20?
Od zmiany klimatu. Nadchodzącej jesieni. Od deszczy i burz, które się ostatnio pojawiały i chłodziły powietrze oraz przyzwyczajone do ciepła organizmy.

Tydzień temu coś zaczęło mnie niepokoić: dziwne bóle ni to w plecach, ni to w nerkach. Poszłam na hamam, wygrzałam się, wymasowałam, i przeszło.
A od wczoraj wróciło ze zdwojoną siłą i gorączką oraz ogólnym rozbiciem. Znajomi wyjaśnili sprawę:
- To przeziębienie (soğuk). Zawsze to mamy jak się zmieniają pory roku. Wy Europejczycy macie katar i ból gardła, a my okropne bóle pleców.

Jakie zmiany pór roku? Było gorąco, a jest tylko ciepło - czy to jest zmiana pór roku? Pomyślałam sobie, ale nie powiedziałam nic. Wypiłam herbatę i poszłam do łóżka leczyć się dalej.

Podobno takie tureckie "soguk" mija stosunkowo szybko, więc obym w ciągu paru dni doszła do siebie. Bo przecież jeszcze trzeba pracować.
Tak... Jeszcze tydzień... i sezon letni 2008 stanie się dla mnie historią.

Oj, było ciężko. Niewyobrażalnie.
Ale bilans uznaję za dodatni - jakoś przeżyliśmy. I towarzystwo miałam wyborne - a jak wiadomo, towarzystwo to jednak sprawa dość pomocna przy przetrwaniu, prawda?