sobota, 20 listopada 2010

CIEPŁE ZDJĘCIA Z MARDIN

Przyjechaliśmy do Mardin piękną, szeroką drogą z Diyarbakiru. Stopniowo robiło się coraz jaśniej i jaśniej. I te piękne przestrzenie - góry, błękit nieba, słońce... i chwilowy skok adrenalinki, kiedy mijaliśmy kawalkadę wozów opancerzonych (tracąc przy okazji zasięg w telefonach).
Na początek trafiliśmy do Medresy Sultan Kasim - od tego momentu wiedziałam już, że absolutnie pół dnia w mieście, które zaplanowaliśmy, kompletnie nam nie wystarczy. Bezwzględnie trzeba do Mardin jeszcze pojechać. Klimat miasta jest już prawdziwie arabski, wymieszany z kurdyjskim no i oczywiście tureckim. Ale.. jest też i aramejski - przecież nieopodal miasta znajduje się jeden z "syriackich" (aramejskich) monastyrów. My zajrzeliśmy do Monastyru Deyrülzafarân, miejsca bardzo żywego, dokąd w niedziele zjeżdżają chrześcijańskie mniejszości na msze, i gdzie przebywają mnisi. Niesamowicie było uświadomić sobie naocznie, że oprowadzający nas Turek mówiący po turecku zna także aramejski i że NIE JEST muzułmaninem, a co więcej, ma chrześcijańskie imię!
Architektura Mardin (co dosłownie po aramejsku znaczy "twierdza") zapiera dech w piersiach. O takich domkach pobudowane jedne nad drugimi na zboczu wzgórza czytałam i oglądałam na obrazkach jako dziecko w książkach o kulturach Mezopotamii :)
Będąc w Mardin zajrzeliśmy też do fantastycznego choć niedużego muzeum - och, można pozazdrościć... Wypiliśmy kawę z kardamonem lub mırrę, siedząc na tarasie w kawiarni otwartej w porze "sjesty" specjalnie dla nas. A potem nagle, po drugiej stronie ulicy na dachu zauważyliśmy wieszające pranie Europejki (bo Europejki poznaje się z daleka :)) - jedna z nich to Polka. Niesamowite są takie podróżne znajomości - spotkaliśmy potem jeszcze tą samą ekipę na Nemrut Daği.


IMG_2576
Droga do Mardin.

IMG_2585
Medresa Selim Sultan - szkoła koraniczna.

IMG_2588

IMG_2592

IMG_2634
Mardin jak na dłoni. Na szczycie niedostępna do zwiedzania twierdza.

IMG_2656
Domki na domkach.

IMG_2674
Oszałamiająca architektura...

IMG_2675

IMG_2678
Lokalne reklamy.

IMG_2684

IMG_2713
Dzieciaki w drodze na edukacyjną lekcję w muzeum.

IMG_2716
Edukacyjna lekcja w muzeum. "Zachowujemy się cicho!"

IMG_2721
Dalibyście się nabrać? A to tylko obiekt w muzeum...

IMG_2730
Mezopotamia jak na dłoni.

IMG_2742
Tureckie dzieci z ADHD pod muzeum.

IMG_2760
Mırra czyli mocna kawa, której picie jest obwarowane szeregiem zasad. Coś w rodzaju kawowego savoir-vivre'u w stylu arabskim...

IMG_2799
W monastyrze.

IMG_2800

IMG_2803
Tak, ten niewyraźny pan w tle, to syriański KSIĄDZ!


I co, dogrzani? Bo ja z katarem, ale tak jakby minimalnie lepiej mi się zrobiło...

PS. Będąc w Mardin koniecznie należy zakupić migdały w cukrze. Zdjęć nie posiadam, gdyż wszystkie zjadłam (migdały, nie zdjęcia).

wtorek, 16 listopada 2010

KILKA NEWSÓW

Chwilowo nie piszę o tym jak dalej potoczyły się moje/nasze losy na wyprawie (zapewniam, że dopiero zacznie się dziać, żeby Szanowni Czytelnicy przypadkiem sobie nie myśleli, że tak nudno było, oj nie, nie było...).
Ale muszę... odtajać. Wybaczcie. Od dziś jestem w Polsce. Tylko na 10 dni, więc mam motywację do przetrwania w tak niskich temperaturach. Od rana (kiedy dotarłam do Berlina) wydaje mi się, że jest wieczór. Wirtualny termometr na komputerze pokazuje uparcie 27 stopni w Alanyi, a w Poznaniu - o 21 stopni mniej. Na dodatek pada. Zresztą - nie będę wdawała się w szczegóły, sami wiecie.
Po sześciu i pół miesiącach w Turcji założyłam wreszcie skarpetki (należę do zaprzysiężonych wrogów skarpetek i unikam ich jak mogę). Podróż, jak zwykle, trwała 12 godzin. Muszę to wszystko odespać, odpocząć, jutro stawić czoła poważnie brzmiącej "trzydziestce" (choć wcale się na tyle nie czuję!). Nadrobić zaległości w spotkaniach z przyjaciółmi i rodziną. Już nie mówiąc o zaległościach kulinarnych...

Jeśli chodzi o wspomniane w tytule newsy, to poza przyjazdem do Ojczyzny:
- udało się znaleźć mieszkanie. Nie było lekko - temat szukania mieszkania w Alanyi zasługuje na jakieś poważniejsze, solidniejsze opracowanie. Ostatecznie mam-y wraz z Królem Pomarańczy miejscówkę z prawdziwego zdarzenia, wyposażoną nawet w toster i widelce. Właścicielem mieszkania jest Anglik - na szczęście akurat ten nie miał nic przeciwko Turkom (uff!), ani Polkom. Ani (uff!) połączeniu jednego z drugim. Nie wchodząc na razie w szczegóły, podczas całego okresu poszukiwań kilkakrotnie bardzo się tymi uprzedzeniami i dziwnymi regułami rządzącymi alanijskim rynkiem nieruchomości denerwowałam.

Dzisiaj rozpoczęło się też w Turcji jedno z najważniejszych (najważniejsze?) muzułmańskich świąt religijnych - Kurban Bayramı (Święto Ofiary). W związku z tym, że trwa oficjalnie 4 dni, przeznaczone na rodzinne spotkania, dzielenie się ofiarami (mięsem baranów lub owiec) z rodziną, bliskimi i potrzebującymi, a w tym roku jakże kusząco "zahaczone jest" o dwa weekendy, kto sprytnie wszystko zorganizował - ma wolne nawet 9-10 dniowe. Cała Turcja ruszyła więc w podróż - a jakże - odwiedzać krewnych i znajomych królika, lub też (ci zlaicyzowani) na beztroskie wakacje. Dzień przed Bayramem (wczoraj) we wszystkich sklepach panował też oczywisty przedświąteczny szał - panie kupowały sukienki, słodycze, sweterki (bo przecież już zima, trzeba uzupełnić garderobę!). Panowie wybierali się za to w specjalne wyznaczone miejsca, gdzie muczały sobie kurbany (ofiary).

Wszystkim muzułmanom życzymy więc w tym okresie "Bayramınız kutlu olsun" lub "Iyi bayramlar" - czyli wesołych świąt.

Z okazji świąt i nie tylko, mała zapowiedź następnego odcinka relacji powyprawowej. A w niej dużo (obiecuję) wypełnionych słońcem zdjęć Mezopotamii. 30stopni Celcjusza będzie aż wyzierało z Waszych monitorów, Drodzy Czytelnicy. A więc - nie odchodźcie (na za długo) od odbiorników.


IMG_2577

poniedziałek, 8 listopada 2010

EĞIL, nieopodal Diyarbakıru

Jeden z gospodarzy zaproponował nam wypad do Eğil. Nawet nie zaproponował, on po prostu powiedział, że musimy to zobaczyć, wpakował do samochodu i zawiózł. Sprawę monitował kolejny kurdyjski znajomy. Pierwszego dnia naszej wyprawy wyskoczył z wypisaną listą wszystkich liczących się i wartościowych miejsc w okolicy, która początkowo wywołała nasze przerażenie, podobnie jak zapełniający się przekąskami stół powitalny i dwie wielkie nargile (fajki wodne). Egil podkreślone było i oznaczone wykrzyknikiem. Zaciągnęliśmy się więc dymem z fajki, i stwierdziliśmy, że dlaczego nie.

Wioska Eğil leży na północ od Diyarbakiru. Znajduje się na płaskowyżu z którego fantastycznie widać rzekę Tygrys. Na wzniesieniu - forteca zbudowana ponoć za czasów legendarnego władcy Mezopotamii, przywódcy Asyryjczyków króla Sargona. Faktycznie ruiny są imponujące, choć zanim je zobaczyliśmy, uczestniczyć musieliśmy w typowych tureckich formalnościach: jako jedyni turyści w promieniu wielu kilometrów ugoszczeni herbatą w Urzędzie Miasta... Potem został ku nam wysłany nauczyciel zajmujący się promocją turystyczną regionu. Nauczyciel wpakował się do naszego auta (a więc była już nas szóstka w samochodzie, właściwie normalka), i pojechaliśmy.
Okolica jest imponująca. Wprost z ruin zamku rozpościera się nie tylko rzeka Tygrys, ale i uformowany dzięki zbudowaniu zapory zbiornik wodny. Na dole przystań, pojedynczy rybacy - udało się nam popłynąć w którki rejs promem. Z perspektywy wody świetnie było też widać asyryjskie grobowce.

Piękna, kojąca okolica - która wedle planów ma zostać zamieniona w obiekt turystyczny (buduje się mały hostel, kawiarenki z widokiem na zalew, planuje się promować paralotniarstwo...! )

Ktokolwiek wybierałby się w okolice Diyarbakir polecam zajrzeć do Egil. Kontakt do nauczyciela udostępnię chętnym - warto uprzedzić o wizycie. To takie miejsca, gdzie każdy przybysz budzi wciąż wielką sensację...



IMG_2343

IMG_2344

IMG_2351

IMG_2377

IMG_2361

IMG_2365

IMG_2381

IMG_2400

IMG_2409

IMG_2385

IMG_2340



A potem pojechaliśmy do Mardin. Zdziwiła się mama naszego gospodarza, która codziennie dostarczała nam wiele uciechy:
- Po co jechać do Mardin? Skoro można zobaczyć w telewizji...

wtorek, 2 listopada 2010

DIYARBAKIR

Znacie mnie, i wiecie, że pisząc o moich podróżach nie skupiam się zupelnie na tak zwanych faktach, datach i zapleczu historycznym. Nie chcę dublować przewodników i Wikipedii. Dlatego pisząc o pierwszym przystanku w naszej podróży - Diyarbakır - przejdę od razu do sedna.
"Stolica Kurdystanu", "miasto niebezpieczne", "Uważaj na siebie", "Gdzie ty się wybierasz dziewczyno" - to hasla, z ktorymi stykalam sie przed wyjazdem. Zreszta przebywajac w Turcji od kilku lat ja sama mialam pojecie o Diyarbakir jako o miescie na kompletnym wschodzie, końcu swiata, pelnym groźnych mężczyzn ze zrosniętymi krzaczastymi brwiami. Slyszalo sie o nim w kontekscie morderstw honorowych a przynajmniej strzelanin na weselach.
Faktycznie; pierwsze wrażenia potwierdzily stereotyp: wsiadając do samolotu z Antalyi do Diyarbakıru czulam sie jednak nieswojo. 90% pasażerów stanowili mężczyźni, wracający zapewne po pracowitym sezonie na Riwierze do swoich rodzin, ktorzy zamawiali u stewardess mocne napoje alkoholowe :)

Na miejscu wszystko potoczylo sie zupelnie inaczej, niż się spodziewalam. Jak bylo umowione, spotkalysmy sie (my, dwie dziewczyny) z dwojka polskich kolegow, naszych towarzyszy podrozy, a takze Kurdem, znajomym Krola Pomaranczy, ktory obiecal nas ugoscic i zapoznac z okolica.
No i sie zaczelo. Mityczna kurdyjska goscinnosc zostala potwierdzona w praktyce. Przez trzy dni goscila nas duza i wesola rodzina, karmiąc, pojąc, obwożąc samochodem po okolicy, dbając, by wlos z glowy nam nie spadl, a także probujac z nami rozmawiac po kurdyjsku i szukając podobieństw z językiem polskim (sporo).
Samo Diyarbakir nie nalezy do klasycznie pieknych miast - czuc juz tutaj klimat, jak to dla wlasnych potrzeb okreslilam, "surowego Wschodu". Najciekawszy jest rejon starego miasta otoczonego murami, poukrywane miedzy brzydkimi domami fantastyczne hany (karawanseraje), waskie uliczki, bazar. To jeszcze nie ten swiat arabski, ktory ogladalismy pozniej. A jednoczesnie ogromny ladunek historyczny, rejon starozytnej Mezopotamii, trasa Jedwabnego Szlaku, stolica dawnego Kurdystanu, a dzis - dziejaca sie praktycznie na naszych oczach historia. Jak ujeli to nasi kurdyjscy znajomi, w Turcji polityka jest tylko miesiac przed i dwa miesiace po wyborach. W Diyarbakir - jest obecna bez przerwy.
Akurat podczas naszego pobytu w sadzie najwyzszym w miescie zaczynala sie pierwsza rozprawa szefa kurdyjskiej (zdelegalizowanej) partii, podejrzewanej o powiazania z terrorystami z PKK. Tego samego wieczora przypadkiem fotografujac jeden z hanow natknelismy sie na znanych mi z telewizji politykow kurdyjskich ucztujacych przy suto zastawionych stolach :)
Nasi Kurdowie bardzo latwo podejmowali tematy polityczne, dajac jednoczesnie dowod duzej wiedzy nie tylko na temat Turcji, Europy, czy Polski. To nie byl ten "zacofany Wschod", ktory to obraz przedstawia sie na tak zwanym "Zachodzie". To nie byly tez banalne pytania o Polske ("Poland? Aaa, Holland!"), z ktorymi mialam zazwyczaj do czynienia w Alanyi. Nasi nowi znajomi zadawali nam szczegolowe pytania o polska polityke, o sytuacje w Europie.
Wyjezdzalam z Diyarbakiru z poczuciem, ze koniecznie musze jeszcze wrocic. Nie tyle, zeby "cos zwiedzic", ile zeby lepiej poznac kurdyjska tozsamosc. Pobyt w Diyarbakirze byl jak chwilowa wizyta w zupelnie odrebnym swiecie - gdzie na ulicach, w domach, wszyscy mowia dwoma jezykami. Gdzie kazdy jest w jakims stopniu Kurdem. Gdzie nie bardzo wyznaje sie kult Atatürka, zamiast tego regularnie chodzi się do meczetu. Gdzie przeplywa jedna z najwazniejszych rzek Mezopotamii, Bliskiego Wschodu - Tygrys (tur. Dicle).

IMG_2544
Mury obronne Diyarbakır.

IMG_2549
Miasto, które kojarzyć będzie mi się z rewelacyjnymi ucztami. Peyniri kadayıf. Na wierzchu lody z koziego mleka. Starczy za obiad i kolację, także mężczyznom :) Po konsumpcji na przeplukanie tylko duzo, duzo herbaty.

IMG_2518
Jeden z zabytkowych hanów - obecnie hotel i restauracja.

IMG_2501
Tu kolejny...

IMG_2511
I chwila na odpoczynek na cudownie wzorzystych poduchach.

IMG_2497
Widok z murow miejskich na żyżne ziemie przy Dicle (Tygrysie).

IMG_2484
Księgarnia w podziemiach hanu.

IMG_2481
Takie kolczyki ze zlota lubią tureckie kobiety.

IMG_2455
Stary han zaadoptowany na çayhane...

IMG_2447
Jeden z meczetów w centrum.

IMG_2440
Maşallah, na Boga...

IMG_2435
Pysznosc, choć wypala kubeczki smakowe: çiğ köfte z cytrynką, yufką i salatką. Dla uspokojenia ayran. Najlepiej smakuje w plenerze :)

IMG_2314
Bazarowe scenki pod domem.

IMG_2298
Sniadanie w Diyarbakir. Rozkosze podniebienia.

IMG_2305
Turecki klasyk: sucuklu yumurta.

IMG_2280
Kawa melengiç, którą oczywiscie zapomnialam kupić. Specjalnosć regionu, zawiera sproszkowane nasiona pistacji i mleko. Wspaniale, zawiesiscie aromatyczna.


C.D.N.