poniedziałek, 29 października 2007

NA WYLOCIE

Jestem już na wylocie. Mam wakacje! Sprawy polityki, szczególnie tej tureckiej (dzisiaj było święto narodowe, czyli 84. rocznica powstania Republiki Tureckiej, poza tym problemy z walka z terrorem kurdyjskich separatystow) - chociaz istotne, to mnie juz tak nie zajmuje. Nawet zmiana czasu na zimowy przemknela mi niezauwazenie i zorientowalam sie dopiero dzisiaj!

W tej chwili jestem na wakacjach.
Nie robie nic poza spacerowaniem, jedzeniem, robieniem zakupow (tureckie ciuchy rzadza) i - last but not least - nabywaniem opalenizny. Co prawda opalenizna nie bardzo ma sens, skoro zaraz po przybyciu do Polski zostanie przykryta bluzkami, spodniami, wysokimi butami i szalikiem, no ale... moze chociaz moj zarumieniony nos zostanie zanotowany w kronikach towarzyskich?

Jest mi juz smutno i nostalgicznie, bylam w koncu 6 dlugich miesiecy, a co gorsza, chce tu wracac. I jestem jeszcze bardziej pro-turecka niz wczesniej... i to wcale nie z powodu zalapania jakiegos tureckiego narzeczonego :) Jesli chodzi o to obawiam sie, ze fakt, ze mam tyle tureckich kolegow ktorzy niejednokrotnie zwierzali mi sie i chwalili swoimi podbojami, powoduje ze stracenie glowy dla Turka jest niemal niemozliwe... no coz. Za duzo o nich wiem.
Z drugiej strony - nigdy nic nie wiadomo - bez przerwy wszyscy powtarzaja mi ze powinnam w Turcji na stale zostac, wyjsc za maz... zycie pokaze.

Tyle spraw prywatnych :)

Jesli chodzi o sezon 2007 jest on juz nieuchronnie zakonczony. Zostaly niedobitki Niemcow, Skandynawow, i male grupki innych narodowosci. Pusto na plazy, pusto w porcie, pusto w hotelach, a wiekszosc z nich juz pozamykana.

Bylo nielekko - tloczno, gwarno i stresujaco, chociaz wedlug Turkow mniej turystow niz rok temu (ale oni zawsze tak mowia, a potem czytam, ze bylo odwrotnie). Bylo tez bardzo, bardzo goraco (upaly pod koniec czerwca i w lipcu-sierpniu - ponad 50 stopni).

Ale... byl Istanbul. Byla Kapadocja. Byl Kemer, ukochana Antalya i pare innych fajnych miejsc. No i Alanya - tak znajoma, ze juz prawie jak drugi dom. Mnostwo nowych znajomych i kilku dobrych - z zeszlych lat.
I oby tak dalej.
Wracam na pewno.

A na koniec maly wycinek tureckiej tradycji na otarcie łez:

- brat dla Turka to swietosc. Kiedy odwiedzil mnie moj brat, zaden z moich kolegow (w Turcji nie ma takiego czegos jak normalny kolega "od wypadow na piwo", przynajmniej nie wsrod tych bardziej tradycyjnych egzemplarzy) nie odwazyl sie do mnie zadzwonic. Dwa bite tygodnie telefon milczal - wszyscy podobno byli strasznie zapracowani, a przeciez mogli wyslac chociaz smsa. Niestety - brat (nawet mlodszy) jest dla nich kims w rodzaju bodyguarda. Bratu przedstawia sie chlopaka, i brat go akceptuje. W moim przypadku bylo to dziwne, bo dotyczylo przeciez zwyklych kolegow. Ale skoro ustalilismy juz, ze takich nie ma w Turcji... Wszystko jasne.
Zaraz po wyjezdzie brata z powrotem przypomnieli sobie o mnie wspomniani tureccy znajomi... Juz nie musieli sie niczego obawiac... Jaki to kontrast z Polska, gdzie koledzy siostry integruja sie z bracmi na przyklad w pubie albo przy wodce...

- rodzice to dla Turka takze swietosc (bo rodzina to swietosc i maja do niej ogromny szacunek). Po doswiadczeniach z bratem oczekiwalam, ze tak wstrzemiezliwi beda wobec mnie wszyscy koledzy takze w obecnosci mojej mamy, ktora mnie odwiedzila. I co? Wprost przeciwnie. Mama to kobieta. A kobiete to mozna bajerowac... Wszyscy znajomi (na przyklad znajoma obsluga hotelowa) nie ustaje w zaczepkach, flircikach. Nagle przypomnieli sobie slowka po polsku, nadskakuja, zarzucaja mnie platkami roz (doslownie!) a ja stalam sie niemal numerem jeden na liscie panien do wydania Alanya 2007 - moja mama powinna zalozyc katalog kandydatow.

Kolejne obserwacje do pracy pod tytulem "Zachowania Turkow w okresie godowym na podstawie pracownikow branzy turystycznej i gastronomii w miescie Alanya" - zebrane. Ten etap prac nalezy zakonczyc. Podsumowania, wnioski, skargi i zazalenia beda dostepne na tym blogu pozniej - juz z perspektywy polskiej.

A teraz jeszcze noc i dzien spokoju. Kompletnego relaksu, nie przerywanego dzwiekiem telefonu komorkowego i smsa (a propos, musialam teraz zmienic dzwonek, zeby przestac sie stresowac za kazdym razem gdy go slysze - przyzwyczajenie sezonu). Znow plaza, tradycyjna (niemal rytualna) herbatka w porcie, miedzy Turkami, nad brzegiem morza, z widokiem na wzgorze Kale... Potem pakowac wszystkie te rzeczy z tych ponad 6 miesięcy... a potem w droge.

Do zobaczenia juz zaraz w Polsce.
Albo za pol roku w Turcji.
Zalezy kto czyta ;)
Pozdrawiam wszystkich! Bardzo serdecznie. I dzieki ze tu jestescie.

poniedziałek, 22 października 2007

WIADOMOŚCI NIEDZIELI 21.10

Dzieje się, oj dzieje.

1. Pada deszcz. Bardzo. I będzie padać jutro i pojutrze. A potem to niewiadomo, no ale w końcu zaczyna się jesień. Alanya podczas deszczu ma niesamowity urok - o moknących w deszczu palmach mogę pisać godzinami, zresztą już pisałam ;) Turcy ubierają ciepłe kurtki, mimo że przecież nadal jest ponad 20 stopni. Wszystko pozamykane, ludzie siedzą w domach, bo przecież pada. Jak na zlość (w końcu jestem z Polski, przyzwyczaiłam się do kałuż, przez które trzeba przeskakiwać), wybieram sie na zakupy do jak najdalszego supermarketu - nie jestem przecież aż tak słodka, żeby się roztopić ;) A miasto opustoszałe.

2. Od pewnego czasu napięta sytuacja - pomiędzy Turcją a Irakiem i sprawa śmierci ok 20 tureckich żołnierzy stacjonujących na granicy (na obszarze zwanym Kurdystanemm, chodzi o zamieszki z terrorystami z kurdyjskiej PKK). Wszędzie wywieszone flagi, a parę godzin po Alanyi (jak i innych pewnie tureckich miastach) jeździły korowody samochodow obwieszonych tymi flagami i trąbiących bez przerwy jako wyraz jedności z rodzinami zamordowanych. W Turcji obowiazek sluzby wojskowej jest traktowany bardzo serio, i kazdy musi przez to przejsc. 18 miesięcy... Każdy wie, że to mógł być ktoś z jego otoczenia. Parę dni temu prezydent wydał podobno zgodę na wejście Turcji do Iraku. A więc wojna... i to jest zdecydowanie tematem ostatnich dni... Szczegolowych informacji udziela na pewno specjalisci natomiast ja posiadam zdecydowanie powierzchowna wiedze na ten temat (a szkoda - sprawy Turcji bardzo mnie obchodzą - natomiast nieznajomość języka przeszkadza, bo nic nie rozumiem z tych wywodów w prawie wszystkich dzisiejszych stacjach tv)

3. Oprocz tego wszystkiego bylo dzisiaj referendum. Dotyczylo ono poprawek do konstytucji, dokladnie tego, czy prezydent ma byc wybierany bezposrednio przez lud, czy przez parlament. Zmieniła się też długość kadencji - bliżej Turcji teraz do systemów znanych z innych krajów europejskich, co oczywiście przybliża ich do wejścia do Unii. Teoretycznie, bo praktycznie oczywiście masa innych zastrzeżen sprawia, że członkostwo w UE to jeszcze pieśń dalekiej przyszłości.

Po tych 3 punktach trudno się dziwic ze wybory parlamentarne w Polsce raczej NIE pojawiły się w nagłówkach tureckich gazet i dzienników tv. Za to na tak zwanej stronie napiszę tylko, że cieszę się, że moja obywatelska postawa przekonała niektórych :) i fajnie, że tyle ludzi głosowało i wszystko skończyło się tak, jak było do przewidzenia.

A jako ps napiszę tylko, że już za 10 dni będę w Polsce. Uwierzycie? Bo ja kompletnie nie.... ;)

czwartek, 18 października 2007

ZŁOTE ZASADY ANTYTURYSTY ZAGRANICZNEGO


Jeśli chcesz być anty turystą, powinieneś przestrzegać paru żelaznych zasad:

1. Wyjeżdżając za granicę NAWET NIE PRÓBUJ dowiedzieć się niczego o okolicy i kraju, w którym będziesz wypoczywał.

2. Wszędzie mów po polsku - a gdy tubylcy nie rozumieją, powtarzaj to samo, tylko wolniej.

3. Nie uśmiechaj się, nie żartuj, nie rozluźniaj się.

4. Pamiętaj, że rezydent/pilot (bez różnicy) jest jak niańka - zawsze do twoich usług - za rączkę przeprowadzi Cię przez twój urlop, tym bardziej, że to ON/ONA odpowiada za jego jakość. Dlatego masz pełne prawo:
a) dzwonić z każdą błahostką o każdej porze dnia i nocy,
b) przerywać przy jedzeniu, gdy widzisz go w restauracji w twoim hotelu
c) zbluzgać, gdy przyjdzie ci ochota się wyżyć

5. Zarówno biuro podróży, jak i linie lotnicze, obsługa hotelu, piloci i rezydenci, chcą ci przede wszystkim zrobić na złość, zepsuć wakacje, oszukać, oskubać z pieniędzy i zostawić - spodziewaj się najgorszego.

6. Najważniejsza zasada za granicą: NIKT NIE LUBI POLAKÓW, ALE WSZYSCY KOCHAJĄ NIEMCÓW.

7. Bierz to, co za darmo, do dna i garściami. Nie tykaj tego, co płatne.

8. Podburzaj innych turystów. Oświecaj ich - jeśli im się podoba i nie mają zastrzeżeń, to znaczy, że są ślepi.

9. Krzycz. Domagaj się.

A przede wszystkim:

10. Reklamuj.


Anty-Turystów przestrzegających złotych zasad nazywamy w branży STONKĄ.


Postscriptum:

Jeśli chcesz być idealnym turystą:

1. Przyjeżdżaj na wakacje po to, żeby odpocząć i poznać inny kraj.


poniedziałek, 15 października 2007

PROSZĘ PAŃSTWA

Uprzejmie informuję Państwa, że przebywanie za granicą na "saksach" bardzo dziwnie podziałało na stopień mojego patriotyzmu i troski o kraj, z którego pochodzę, a mianowicie Polski.

Totez, pod wplywem tej niezwyklej zmiany, postanowilam zaglosowac w wyborach parlamentarnych 21.10, co jest wydarzeniem w moim zyciorysie bez precedensu. Glosowanie odbedzie sie w odleglej o 8 godzin jazdy autobusem Ankarze, stolicy Turcji, jako ze tam znajduje sie Konsulat RP.

Przy okazji, bo wiadomo, obowiazek obywatelski tez jest jakąs okazją, zamierzam zwiedzic to piekne i wielkie miasto a potem opisac moja wyprawe w slowach i obrazach ku Waszej uciesze, drogie dziateczki.

A na zakonczenie tej krotkiej, nie bardzo zwiazanej z Turcja i turystyka notki, chcialam poruszyc, Szanowni Obywatele Polski, Wasze serca :) Zaglosujcie. Zakreslcie ktores pole. Jakiekolwiek, byle glos byl wazny. Ale nie poddawajcie sie i nie rezygnujcie, bo "jeden glos nie ma znaczenia". Każdy ma znaczenie, na tym polega demokracja. Tym bardziej, ze Wy macie duzo blizej do lokalu wyborczego niz ja ;)

Bo jakkolwiek dobrze by nam nie bylo za granica, gdzie, jak w Turcji, są 3 morza, a slonce 300 dni w roku, fura pysznego jedzenia, cudowna kultura i wspaniali ludzie, to jednak to tylko kraj. Ze swoimi problemami, jak kazdy inny. Jak nasz... wiec zamiast udawac, ze nas to nie obchodzi, zajmijmy sie tym swoim, bo stamtad pochodzimy, tam jest nasz dom, a jak dowodza badania naukowe ;) i praktyka, na starosc, chocby nie wiadomo jak bylo pieknie na swiecie, kazdy i tak chce wrocic do domu :)
I wtedy niemilo by bylo, gdybysmy zastali w tym domu pogorzelisko dokonane przez jakichs oszolomow ;)

sobota, 13 października 2007

WESOŁYCH ŚWIĄT

W piątek około 6 rano obudził mnie śpiew muezzina - pierwszy raz w życiu - musiał być naprawdę głosny i długi, bo az wyszlam na balkon. Do tego zsynchronizowany śpiew jakiegoś mężczyzny na ulicy, brzmialo niesamowicie. Walenia w bębny nie bylo - nie w turystycznej Alanyi, bo z tego co wiem juz w Antalyi przez caly ramadan wali sie w bebny na pobudke ;)

I tak zakonczyl sie ramadan.
Caly piatek na ulicach bylo gwarniej, a w kazdym miejscu (sklepy, hotele, autobusy miejskie, kantory itp) mozna bylo dostac cukierki - w koncu popularna nazwa tego swieta to "Seker Bayrami" czyli swieto cukru ;)

Wieczorem idac do domu mijalam te wszystkie balkony, zasloniete drzewami lub palmami, i slychac bylo tylko sztućce - jedzenie, jedzenie, jedzenie ;) Tureckie jedzenie z jednego talerza, i wszechobecny chleb do kazdego posilku. To jest to.

A teraz juz ide, wychodze z biura, bo jest goraco i duszno. I wcale nie szkodzi, ze rano byla burza i intensywnie padalo dobra godzine. Teraz jest nadal 30 stopni i slonce. Dlugo w tym roku jest sezon. Oj dlugo...

poniedziałek, 8 października 2007

KADIR GECESI roku 1428

Dzisiaj noc mocy. Czyli Kadir Gecesi. W islamie jes szczególna, bo tej własnie nocy tradycyjnie prorokowi Mahometowi została objawionych pięc pierwszych wersetów 97. sury Koranu - pt. Przeznaczenie. Oznacza to, że dzisiaj będzie w tureckich domach szczególnie spokojnie - rodzinnie i refleksyjnie. No i mamy już 27. dzień ramadanowego postu, a niebawem koniec! Dokładnie w piątek - 12 października - skończy się Ramadan (czy Ramazan) - i nastąpi Święto przerwania postu, popularnie nazywane Şeker Bayramı czyli Świętem Cukru/Słodyczy.
Na koniec ramadanu wszystkie rodziny się spotykają (bo to coś o randze naszych świąt Bożego Narodzenia), i wspólnie ucztują, a dzieciakom rozdaje się słodycze.

Tyle teorii a teraz parę słów praktyki.

Od paru dni regularnie śledzę programy w tureckiej tv - mam wrażenie że oprócz recytowania Koranu i grania religijnej muzyki puszcza się już tylko reklamy z Ramadanem w tle i opowiada się o ramadanowych promocjach w sklepach. Coś jak przed naszą Wigilią - wymalowane prezenterki tv przechadzają się między sklepowymi półkami zaczepiając i zagadując z wystudiowanym niedowierzaniem "Ile dał pan za te buty? 20 lira? Niesamowite". Kamera najeżdża na etykiety z promocjami - wszystko po 5,10,15 lira. "1 alana 1 bedava" (czyli kup jedno a drugie będzie gratis). I tak dalej...
Nie od dziś wiem, że Turcja to raj dla miłosników zakupów ale to już przechodzi moje pojęcie ;)

No i te promocje i reklamy: Ramadanowa reklama tureckiej coli, ramadanowy McDonald, ramadanowe serki, herbatki, jogurty. Doprawdy zastanawiające w tak świeckim kraju, jakim jest Turcja :) Ale to tylko taka moja złośliwość, jak wiadomo Turcja krajem kontrastów i wykluczających się pozornie spraw jest i nic tego nie zmieni.

Mamy już 17:55. Przez cały miesiąc wszelkie biura (także moje), sklepy, urzędy, pracowały tylko do pory iftaru, czyli ramadanowej kolacji. Ulice pustoszeją o tej godzinie, nic, kompletnie nic się nie dzieje, tylko w sklepach w centrum miasta sprzedawcy rozsiadają się na plastikowych krzesełkach wokół turystycznego stolika by konsumować.
A zatem nie będę już tu dłużej marudzić - idę, bo dziewczyny z biura już nerwowo poklepują się po brzuszkach. Zostało jeszcze około 45 minut.

Na koniec jeszcze wyjaśnienie tytułu notki: rok 1428 jest aktualnym rokiem kalendarza muzułmańskiego (kalendarz ten "chodzi" wg księżyca, więc o rok przesuwa się o 12 dni wcześniej). Miesiąc to oczywiście Ramadan. A dnia niestety nie pamiętam.

Uf, to tyle religijnych tematów.
Wychodzę z biura.
Idę do domu poczytać polskie gazety. A potem na kolację, kolację!!!

ps. Spragnionym obrazków z Turcji uroczyscie przypominam, że pojawiły się parę dni temu oraz dzisiaj nowe zdjęcia na www.ahududuk.blox.pl Patrzeć i podziwiać, prosz... ;)

czwartek, 4 października 2007

PS.

wczoraj bylo negatywnie; chcialam sie wyzalic, to sie wyzalilam ;) a potem pojechalam z turystami na lotnisko; na przedzie siedziala grupka tych, ktorym Turcja bardzo sie spodobala, cala droge rozmawialismy, i bylo tak bardzo, bardzo sympatycznie ;) i w takich momentach wiem, ze jestem na dobrym miejscu i we wlasciwym kraju - i uwielbiam rozmawiac z innymi pasjonatami... bardzo to przyjemne i potrafi naladowac pozytywna energia na dlugo...!

a dzisiaj, prosze Panstwa, DESZCZ! BURZA! PALMY MOKNĄ W DESZCZU! PIORUNY! PONIŻEJ 30 STOPNI! JEST CUDOWNIE! :)

(wszyscy Turcy pozakladali od razu kurtki i bluzy oraz dlugie spodnie. jak donosza prognozy pojutrze znow wroci slonce i dobrze, bo turysci sie niepokoja ;))

środa, 3 października 2007

KOCHANI TURYŚCI

Zaprawdę, powiadam Wam, nie naleze do osob upierdliwych, chociaz mam sklonnosc do czepiania sie. Ale co innego czepianie sie, a co innego upierdliwosc, przyznajcie sami.
Nie, zebym szukala sobie powodu do narzekania bo sezon sie konczy i nie ma o czym pisac. Ale... tej nocy turysci dopiekli mi tak, ze wracajac do lozka bylam niemal pewna, ze zamierzam rzucic ta prace po sezonie i juz nigdy do niej nie wracac.

Praca rezydenta to oczywiscie w 99% kontakty z ludzmi - ciagle tylko gadasz, gadasz, gadasz, usmiechasz sie, kiwasz glowa, przekonujesz, zgadzasz sie, przyznajesz racje, gadasz, gadasz, gadasz. Az zasycha ci w gardle. Przynajmniej ja tak do tego podchodze, bo zamierzam byc dobrym rezydentem, a nie takim, o ktorym sie potem pisze w internecie, na "Czarnej liscie rezydentow biura X". No i sie usmiecham. Jestem zyczliwa. A przynajmniej sie staram, bo wiadomo, niektore jednostki ciezko spacyfikowac. Ale dotychczasowe doswiadczenia przekonuja mnie, ze najlepszym lekarstwem na wiekszosc problemow jest USMIECH + KULTURA. Tylko tyle i az tyle. Sama sie dziwilam, dlaczego przez caly ten czas kiedy pracuje w turystyce praktycznie nikt na mnie nie nakrzyczal, nie obsypal obelgami, nie zrownal z blotem itp. Moze to faktycznie zasluga cierpliwosci i tego wlasnie zestawu obowiazkowego, czyli usmiechu + starania sie trzymania poziomu kultury osobistej jak dlugo sie da.

Ale wobec niektorych to nie skutkuje, i wtedy biedna rezydentka sie bardzo, ale to bardzo denerwuje.
Bo sa turysci, ktorzy:
- piją na umor od pierwszego do ostatniego dnia pobytu, w 10000% korzystajac z systemu all inclusive
- nie znaja zadnych jezykow obcych, a wakacje wykupili w ostatniej chwili, wiec maja stosunkowo mniej pieniedzy/kultury/obycia a stad wieksze kompleksy
- i w zwiazku z tym sklonnosc do awanturowania sie o najmniejszy drobiazg, z kazdym, kto sie da, i nie wazne, ze nie rozumieja po polsku
- rezydentka wobec tego musi przepraszac obsluge hotelowa za swoich gosci, co naprawde nie nalezy do milych zadan
- a uspokajanie takiego zadufanego w sobie i zakompleksionego Polaka-buraka tez nie nalezy do przyjemnych zadan, na dodatek jest kompletnie nieskuteczne
- tacy turysci wymagaja tez opieki rezydenta na kazdym kroku - przeciez "jak oni maja sie dogadac". Zatem rezydent powinien prowadzich ich za raczke i byc obok w kazdym momencie, bo przeciez oni mogliby sie zgubic, a wtedy "ja za to odpowiadam". Ciekawe, ze przy zamawianiu alkoholi jakos nie potrzebny jest im tlumacz (tak na marginesie, widzialam wiele razy to polskie zamawianie: "Piwo" - i butny wyraz twarzy, a biedny barman glowkuje sie, o co do cholery mu chodzi - z czasem wszyscy barmani ucza sie polskich slow, bo tak latwiej).

Czasem ci wszyscy tego-typu-turysci zapominaja po prostu, ze wyjechali za granice. I ze nawet, kiedy maja do pomocy rezydenta polskiego biura, czy polskiego pilota, to jest to nadal zagranica. Czyli miejsce, w ktorym panuja inne obyczaje, inna kultura, a co gorsze, inny jezyk. A rezydent jest czlowiekiem, zatrudnionym przez biuro, i czasami takze chcialby sie wyspac. Jak to czlowiek.

No.
To sie wygadalam.
Ale zeby nie bylo tak pesymistycznie, to troche weselszych newsow. Dzisiaj zamykaja apart-hotel, w ktorym dotychczas mieszkalam, i przenosze sie do normalnego hotelu. Obsluga i manager, z ktorymi jestem bardzo zaprzyjazniona, zadzwonili do mnie z samego rana, z pytaniem, jaki pokoj sobie zycze :) Na jakim pietrze? W jakim budynku?
- Niewazne - odpowiadam - wazne zeby byl widok na morze.
- A jacuzzi tez ma byc?
- OK. - zgadzam sie laskawie.

To mi sie podoba ;) Chociaz widoku na morze na pewno miec nie bede (bo ten hotel w ogole go nie posiada). Dzisiaj wywoze ostatnia duza grupe turystow, i teraz juz bedzie coraz blizej do wakacji, wiec bezstresowo mam nadzieje i w miare relaksowo.
Szkoda tylko, ze wiekszosc moich znajomych albo juz wyjechalo, albo wkrotce opuszcza Turcje, wiec tak troche smutno wieczorami. No ale coz - pierwsza zapalalam swiatlo, przyjezdzajac pod koniec kwietnia, i ostatnia bede je gasic, wyjezdzajac pod koniec pazdziernika.

Pogode juz mamy coraz przyjemniejsza, chociaz nadal jest bardzo cieplo (ponad 30-35), to uporczywa wilgoc juz nie doskwiera. A wieczorem nawet mozna lekko zmarznac ;) W koncu to tylko 20 stopni...

Pozdrawiam wszystkich
kochanych turystow
i cala reszte ;)

ps. a propos przeprowadzki zapomnialam dodać, że całą dzisiejszą noc (tzn te parę godzin, kiedy nie byłam w pracy) spędziłam na rozmyślaniu, jak ja wrócę do Polski z tą ilością bagażu po 6-miesięcznym pobycie. Szczególnie że muszę jakoś dostać się z Warszawy do Poznania. Oj, oj. Wspomnienie warszawskiego dworca PKP już powoduje zimny dreszcz na moich plecach... tym bardziej ze będzie NAPRAWDĘ zimno... ;)