czwartek, 31 grudnia 2009

SPECJALNIE NA YILBAŞI 2010

Nie mogłam dzisiaj nie napisać ostatniej w tym roku sylwestrowej notki. A skoro sylwestrowa, to krótka i zwarta w formie i treści, bo przecież trzeba się szykować. Strój co prawda skompletowany (jak co roku wraz z grupą przyjaciół i znajomych organizujemy imprezę przebieraną), ale jeszcze nad paroma detalami trzeba popracować. Czas leci nieubłaganie ;)

Oglądając kilka ostatnich odcinków mojego ulubionego tureckiego talk-show "Disko Kral", zauważyłam, że prowadzący Okan Bayülgen wytrwale podejmuje temat spędzania sylwestra. Ankietował zarówno publiczność jak i gości programu odnośnie nieudanych sylwestrów i planów na sylwestra "alternatywnego", kiedy to nigdzie nie idziemy, nigdzie się nie bawimy - no po prostu się nie wygłupiamy. Nie zdziwiłam się, że jego podejście spotkało się z dużym zrozumieniem. Co prawda Turcy obchodzą nadejście Nowego Roku jak cały świat: imprezami na świeżym powietrzu, koncertami, wychodząc na specjalne kolacje do restauracji czy inne party w dyskotece. Z drugiej strony wiele znajomych z którymi rozmawiałam nie przejmuje się tematem "co będę robić w sylwestrowy wieczór" już na miesiąc czy dwa wcześniej, tak jak wielu z nas. Nastawiają się spontanicznie, co będzie to będzie, a jak nic nie będzie, to posiedzę sobie z rodziną czy znajomymi w domu, oglądając telewizję. Bez tak zwanego "ciśnienia". I dobrze :)

Warto natomiast wspomnieć o pewnej tureckiej tradycji sylwestrowej. Tak jak u nas w telewizji wieczorem całe lata oglądało się polityczną "Szopkę Noworoczną" (np. Polskie Zoo), tak w Turcji lat 70. i 80. specjalnie na tą okazję przygotowywany był występ najsłynniejszej tancerki brzucha. Pani nazywa się Nesrin Topkapı i w tamtych czasach była prawdziwą gwiazdą. Nawet dziś pojawia się z rzadka w rozmaitych programach.

Do występu z 1981 roku, który pozwoli Wam poczuć się jak w Turcji sprzed trzydziestu lat :) dołączam najserdeczniejsze życzenia przede wszystkim udanego wieczoru (gdziekolwiek by się go nie spędzało),
a Nowego Roku 2010 pełnego radosnych zdarzeń, pozytywnej energii i dobrych ludzi na Waszej drodze!

niedziela, 27 grudnia 2009

DŁUGO WYCZEKIWANA NOTKA O TURECKIM ROCKU

Dzisiaj będzie dużo muzyki. Na rozruch organizmu po Świętach, na trawienie, na łagodzenie obyczajów, i tak dalej. Ale uprzedzam: bardziej spodoba się tym, co rockową mają duszę.

Turecka muzyka to temat długi i bogaty. Kraj przecież ogromny, a zamieszkujący go ludzie uwielbiają wprost muzykować. Co więcej, tureckie podejście także w tej kwestii okazuje się być 'nacjonalistyczne' - Turcy śpiewają po turecku, co jest przy tym logicznym rozwiązaniem. Mało można spotkać wykonawców śpiewających po angielsku. Ma to oczywiście określone konsekwencje:
- Ciężko się wykonawcom przebić na rynki zagraniczne (taki na przykład Tarkan na potrzeby Europy nagrał specjalnie anglojęzyczną płytę, ale Tarkana na to stać)
- Wszyscy Turcy znają pewne szlagiery, i mogą je śpiewać
- ale mało "zwykłych ludzi" słucha muzyki zagranicznej - po prostu przywykli do rozumienia tekstów piosenek.

Jest jeszcze jedna cecha tureckiej muzyki o której warto powiedzieć we wstępie do opisu rocka. Niezależnie od gatunku muzycznego Turcy "wplatają" w swoją twórczość tradycyjne nuty, cytaty z ludowych zaśpiewek, a szczególnie instrumenty. Powoduje to, że muzyka nie jest tylko i wyłącznie kalką zagranicznych produkcji, ale ma w sobie coś więcej. Nie dość, że język - to jeszcze jakąś taką specyficzną albo melodyjność, albo podział rytmiczny, albo chociaż przystosowaną do elektrycznego grania tradycyjną gitarę - bağlamę czy inny ludowy instrument.

A dlaczego o rocku piszę? No cóż, rocka po prostu kocham. I mimo fascynacji innymi gatunkami, mam go i zawsze będę mieć we krwi ;) Od jakiegoś czasu - także tego tureckiego...

Pisząc o tureckim ostrym gitarowym graniu bezwzględnie musimy sięgnąć do początków. Czyli: XX wiek, gorące lata 60. (gorące wszędzie, także w Turcji). Klasykiem i "babą" (ojcem) rocka tureckiego jest od tamtego czasu Erkin Koray. Grał nieco psychodelicznie (co przejęło wielu twórców, i stary turecki rock właśnie tak mi się kojarzy). Taki na przykład hit "Anma Arkadaş" (przerobiony niedawno przez gwiazdke pop Yildiz Tilbe).
A tu generalny obrazek tureckiego "rocka" tamtych czasów, dla przypomnienia :)



Inni znani wykonawcy z tamtych lat to np. Barış Manço, czy zespół Moğollar. Ci ostatni są zresztą twórcą nazwy gatunku "anadolu pop" (pop anatolijski). Zespół zresztą gra do dzisiaj, mimo że jego twórcy są już dość mocno posiwiali (a nadal długowłosi). Jeden z hiciorów:



Podoba mi się to, że uzupełniają skład ekipy o młode osoby - na przykład ich najświeższym (od 2007 roku) wokalistą jest syn słynnego wokalisty Cema Karacy - Emre. Facet ma znakomity głos a i wygląda całkiem, całkiem ;) Polecam najnowszą płytę Moğollar.

A propos psychodelii w tureckim rocku, uwielbiam Baba Zulę. Bardzo niejednowymiarowy, nie dający się włożyć do jednej tylko szufladki, wesoły i dość "zakręcony" zespół, który garściami czerpie z bardzo wielu muzycznych tureckich tradycji. Jakby było mało, śpiewa z nimi często Brenna MacCrimmon, kanadyjska pieśniarka będąca niewątpliwie "manyaczką" Turcji:



Wracając jeszcze do "dziadków"; świetni są też klasycy - MFÖ. Ich muzyka jest dużo spokojniejsza niż Moğollar, ale jednak to rock tylko że jakby w poetyckiej wersji. Przykładem taka oto romantyczna balladka o żółtych tulipanach:



Jest jeszcze Feridun Duzağaç, do którego mam szczególny sentyment ;), szczególnie kiedy śpiewa, jaki to jest strasznie zakochany:



Jeśli chodzi o mity i największe sławy rocka tureckiego to muszę także wspomnieć o Barışu Akarsu - zmarłym tragicznie w 2007 roku młodym wokaliście. Jak to bywa, po śmierci stał się prawdziwym idolem nastolatków. Jest on m.in. autorem świetnego coveru kawałka Cema Karacy (wspomnianego chwilę wcześniej), "Islak Islak". Przy okazji: w tureckiej piosence bardzo często wykonuje się utwory innych wykonawców, takie największe hity właśnie, i mimo że nie ma w tym zazwyczaj nic oryginalnego, takie utwory są przez Turków bardzo lubiane.



A tu jeszcze jedna jego piosenka, dużo bardziej spokojna - ballada "Amasra", której wielką fanką jestem.



Od jakiegoś czasu widzę na ulicach, a szczególnie w klubach tureckich "podobizny" tego piosenkarza. Najwyraźniej chłopcy rockowi umiłowali sobie taki image - romantycznego długowłosego buntownika, z podkreślonymi czarną kredką oczami, z setką rzemyków na przegubach dłoni. Nie mam nic przeciwko, tylko szkoda, że wszyscy wyglądają identycznie...

Jak widać w kilku powyższych przykładach, w Turcji rozumie się rockowe granie zupełnie inaczej niż w Polsce. To, co dla nas jest łagodnym gitarowym popem, dla Turków to już "ostry rock". Rozmawiając z kolegami o zespołach zagranicznych, które lubią, wymieniali mi dość banalne Bon Jovi czy Aerosmith, a kiedy puszczałam im nieco ostrzejsze dźwięki i szybsze czy bardziej złożone rytmy, mówili, że to już "nie bardzo" im się podoba. Prawdopodobnie trafiłam na takich akurat muzycznych konserwatystów. Chociaż... znając Turków nie od dziś myślę, że może to być po prostu inne rozumienie muzyki. W kraju, gdzie ciągle nawet typowi "macho" wzruszają się słuchając piosenki z filmu "Titanic" Celine Dion czy Enrique Iglesiasa - największą wartość ma muzyka melodyjna i nieco... romantyczna? Nawet w ostrym graniu można zwrócić uwagę na to, że piosenki tureckich wykonawców opowiadają historie i mają w sobie dużo dramatyzmu. To nie są tylko zwrotki przeplatane refrenami [dlatego zamieszczonych tu piosenek, słuchajcie proszę do końca, mogą Was zaskoczyć]... Tureccy rockmani nie boją się też pozornie "nie-rockowych" instrumentów. Skrzypce, darbuka, saz, trąbka - ubarwiają podkład z gitar i perkusji. A ludowe nawiązania, cytaty, wstawki - czynią tę muzykę dużo bogatszą. Mnie się podoba.

Tyle teorii. Teraz trochę tureckiego "czadu" w formie przykładu:

Kırac - Senden başka (ich płyta jest pierwszą kupioną przeze mnie w Turcji!)



Duman - klasyk mocniejszego i "młodszego rocznikowo" rocka. Praktycznie każdy ich utwór to mniejszy lub większy hit. Trochę kojarzy się z Pearl Jam.

nostalji - duman -- köprüaltı | izlesene.com





Replikas - bardziej nieszablonowy, lubiący trochę "pokombinować" zespół:

replikas - dayan from cubiclecircles on Vimeo.



A poniżej Manga - znany zespół w Europie, a w Turcji z Europą (i Ameryką) się kojarzy. Grają dokładnie tak jak aktualna moda rockowa na świecie każe, bez zbędnych szaleństw. I całkiem nieźle im to wychodzi, a tureckie nastolatki bardzo ich za to kochają. Zreszą chłopaki niebrzydkie:

müzik - manga - beni benimle bırak | izlesene.com



Emre Aydin - to taki wokalista o pięknym dźwięcznym głosie, który czasem lubi ostrzej zagrać. Co prawda to "ostrzej" to nadal takie tureckie, ale podoba się. To chyba zaleta emocjonalnego przekazu i pięknych melodii.
Tu na przykład razem z grupą Gripin:



A tu solo:



Poniżej także z gatunku spokojniejszych, zupełnie "popowa" piosenka, przez Turków nadal rozumiana jako rock. Wykonawca nazywa się Teoman i jest znanym i cenionym autorem tekstów i piosenek:



I też "spokojny" delikatny rock zespołu Pinhanı. Co prawda ostatnio znani są głównie z tworzenia piosenek do telewizyjnych seriali, ale ich płyt po prostu miło się słucha. A że gitary i emocje... no to rock niewątpliwie bardzo turecki.


video izle müzik dinle

Lubię Mor ve Öteşi, przekonali mnie do siebie występem na Eurowizji w 2008 roku. Raz, że było wreszcie na tym festiwalu choć przez moment rockowo :) dwa, że chłopaki po prostu umieją grać. Poniżej załączam właśnie eurowizyjny występ, bo przynajmniej widać, jak się powinno śpiewać na żywo ;)


Eurovison SEmiFinal - Turkey Mor Ve Otesi - Deli - Watch more amazing videos here

Tu ich inny całkiem niezły utwór:



Z zespołów tak zwanych "młodych" lubię jeszcze Yuksek Sadakat, przede wszystkim za piękne brzmienie głosu wokalisty. Ale i utworów warto posłuchać, znów te dobre melodie:





No dobrze. A teraz... Zauważcie drodzy Czytelnicy, że wszystkie powyższe piosenki wykonywali mężczyźni. Sama niezwykle ubolewam nad tym, że kobiet w rocku tureckim jest jakoś mało... albo niewiele o nich słychać. W tym, że znam tylko jedną (!) przedstawicielkę tureckiego rocka, jest też moja wina - prawdopodobnie nie szukałam odpowiednio dobrze. Przyznaję się, że cały damski rock wedle mojej najwyraźniej skromnej wiedzy zaczyna się i kończy na Sebnem Ferah. Jest to co prawda prawdziwa gwiazda wielkiego formatu, no Królowa po prostu. W Europie wystąpiła na przykład z zespołem Apocalyptica. Ale szkoda, że w Turcji jako rockowa wokalistka jest osamotniona.
Co prawda uznając rock za dość szerokie pojęcie (co zresztą widać było w różnorodności wszystkich powyższych przykładów) mogłabym tu przedstawić moją ukochaną Nil Karaibrahimğil. Bo Nil, mimo że jej piosenki brzmią popowo, to jednak gra na gitarze. I sama pisze swoje teksty. I... no moim zdaniem jest bardzo niebanalna, dokładnie tak, jakby miała rocka w duszy. Gorąco polecam zapoznać się z utworami (i teledyskami koniecznie!) tej pani. Poniżej jedna z jej bardziej rockowych piosenek, będąca pastiszem rockowej piosenki ;)

müzik - nil seviyorum sevmiyorum klip | izlesene.com



A teraz już Şebnem Ferah:



I już na zakończenie tego subiektywnego i bardzo powierzchownego przeglądu tureckich wykonawców rockowych, pora jeszcze raz na Şebnem Ferah śpiewająca hit nad hitami, przepiękny utwór "Sil baş'tan". Piosenkę o rozpoczynaniu wszystkiego od nowa. Pasuje nawet - tak poświątecznie i przed-noworocznie ;)


czwartek, 24 grudnia 2009

Świątecznie

Oczywiście Turcy jako muzułmanie Świąt Bożego Narodzenia (zwanych nieco z francuska Noel) nie obchodzą. Nie przeszkadza to im, jak i całemu współczesnemu wielowyznaniowemu światu, poddawać się wszechobecnej komercji. Dlatego już od listopada w tureckich marketach większych i mniejszych można było zauważyć czerwone kokardy, czerwone mikołaje w różnych postaciach i czerwoną bieliznę. Ba, w niektórych miejscach pojawiły się także choinki! Choinka okazuje się być wycinkiem europejskiej tradycji który najmocniej wrósł w turecką codzienność... sztuczne choinki, pięknie udekorowane, stoją w niektórych domach cały rok jako uniwersalna ozdoba mieszkania, z czasem obrastając kurzem.
Lampki w Turcji widuję także przez cały rok, dekorowane są nimi np. ulice (osobiście się temu nie dziwię, sama lubię kolorowe światełka i też najchętniej nie zdejmowałabym z okna :)
Co ciekawe, niektórzy nieświadomi Turcy utożsamiają Boże Narodzenie z Nowym Rokiem. Nie jest im znana idea wręczania prezentów (a szkoda), a jeśli już kojarzą, to myślą, że prezenty daje się na Nowy Rok właśnie. I to mimo tego, iż przecież Święty Mikołaj pochodzi z Turcji (urodził się w Myrze, obecnie Demre)! Widzę, że muszę przynajmniej wśród zaprzyjaźnionych Turków ten piękny zwyczaj rozpropagować ;)

Póki co jestem w Polsce i z radością przygotowuję się do Wigilii. Co prawda nie jestem specjalnie tradycyjna pod tym względem, ale jedzenie i atmosfera muszą być, prawda? Dlatego też póki co nie wyobrażam sobie Świąt w Alanyi. Stworzenie kapusty kwaszonej i barszczu uważałabym za niezłe wyzwanie, ale chyba poza moim zasięgiem i umiejętnościami kulinarnymi... Poza tym - jak tu świętować, kiedy za oknem słońce i 20 stopni?
Bez wątpienia odpowiednia atmosfera jest tylko w chłodnej Europie - od razu wszystko nabiera sensu, przynajmniej dla mnie. Tak, odkąd więcej czasu spędzam w Turcji niż w Polsce, moje nastawienie do Ukochanej Ojczyzny zrobiło się bardzo miłosno-tęskno-patriotyczne. A propos, wszystkim "rwącym się" do wyjazdu z "szarej Polski" zalecam spróbować przetrwać, pracować, wytrzymać w obcej kulturze - po jakimś czasie zacznie się doceniać to, od czego się uciekało :)
Okazuje się, że żadne palmy i wysoka temperatura nie zastąpią obecności bliskich, a żadne nawet najwykwintniejsze i egzotyczne danie nie zastąpi swojskiej kwaśnej kapuchy z grzybami, makiełek czy barszczu. Potrawy te są dla Turków dość dziwne, chyba niejadalne (przynajmniej kiedy opisuję z czego i jak je robimy).


A teraz w ramach zakończenia świątecznej notki mała kartka z życzeniami(zdjęcie oczywiście pochodzi z Polski, zrobiłam je na poznańskim Starym Rynku podczas corocznego Świątecznego Jarmarku):

niedziela, 20 grudnia 2009

W GRUDNIU PO POŁUDNIU

Za oknem mróz skrzypi. W tej chwili, w niedzielny wieczór, różnica temperatur pomiędzy moim rodzinnym (najpiękniejszym w Polsce) miastem Poznań a Alanyą wynosi... uwaga... 35 stopni. Chcemy się nieco ogrzać (chociaż herbatka z cytryną czy grzane wino spełniają swoją funkcję)?
Zajrzyjmy do grudniowej Alanyi:

IMG_5557

W połowie listopada odbyło się jedno z niewielu kulturalnych wydarzeń w mieście Alanya. Coroczny Festiwal Rzeźby, w którym wzięli udział artyści z różnych krajów - także i jedna rzeźbiarka z Polski. Po zakończeniu festiwalu szare marmurowe efekty ich pracy można było oglądać w porcie - za jakiś czas pewnie trafią w różne miejsca miasta, wzorem tych z lat poprzednich. A oto kilka przykładów:

IMG_5539
Kot czy człowiek? Jako kociara najpierw widzę kota.

IMG_5538
Człowiek stojący na głowie, tudzież upadły anioł.

IMG_5536
Tematycznie dopasowana: łódka, w której na dodatek można usiąść. I popłynąć.

IMG_5549
A to zeszłoroczna rzeźba: okienko na port. Od niedawna w okienku widać nową latarnię.

IMG_5311
O, właśnie tą latarnię.

IMG_5542
Moja ulubiona rzeźba, autorstwa Syryjki: Trzy urocze słoniki. Na szczęście.

IMG_5386
To już inna ciekawa alanijska inicjatywa. System miejskich rowerów. Wypożyczyć je można w jednym z wielu zautomatyzowanych punktów, takich jak powyższy. Punkty widać wzdłuż całego miasta (od Dinek po Oba). Wystarczy uiścić drobną opłatę (kartą kredytową), by korzystać z dwóch kółek, a jak się zmęczymy - przypiąć rower w dowolnym punkcie.

IMG_5320
Portowa ciuchcia. Tylko dla małych dzieci (duże się nie zmieszczą) :)

IMG_5273
Posezonowa promocja. Rejs statkiem za 4,99 euro. Jako prawdziwa Polka i Poznanianka zastanawiam się, czy mają tego 1 eurocenta reszty....

IMG_5272
W tej łódce najwyraźniej urzędował jakiś Burak.

IMG_5353
Też posezonowo: basen.

IMG_5322
Pierzaste chmury i pierzasta palma.

IMG_5317
Portowy obrazek wersja 1

IMG_5276
Portowy obrazek wersja 2

IMG_5269
Portowy obrazek wersja 3

(wytłumaczenie AŻ TRZECH portowych obrazków: ja po prostu uwielbiam morze - w każdej wersji. A porty szczególnie. Małe łódeczki, zapach soli i ryb, sieci rybackie i plotkujących starszych kapitanów. I mogłabym tak siedzieć w porcie godzinami, robić zdjęcia i pić herbatkę czy kawkę).

IMG_5297
To właśnie ja - Skylar - we własnej osobie i w porcie. Jak widać humor mi tego dnia dopisywał (pewnie z powodu świadomości, że grudzień w Alanyi jest fotogeniczny)

IMG_5268
A tu się proszę Państwa motocykle wzorem ich właścicieli grzeją w popołudniowym słońcu.

IMG_5341
Podczas robienia tego zdjęcia targały mną wyjątkowe emocje:
- O, nie! Para, morze, piasek i łódka w tle! Wzór romantycznego ujęcia!
(po chwili ustawiając aparat)
- Co ten facet tak rysuje? W sumie idealnie by było jakby ten facet narysował serce.
(facet rysuje serce, ja pstrykam)
- O nie! No to jeszcze niech ją pocałuje!
(facet całuje dziewczynę).
- No teraz to już muszę wrzucić to zdjęcie na bloga.

Gwoli ścisłości: para jest turecko-turecka, czyli tak jak bozia przykazała.

Przed świętami jeszcze coś do Was napiszę.
Uściski przesyłam zza grubego golfu.

czwartek, 17 grudnia 2009

SENTYMENTALNIE - STAMBUŁ

Jestem bardzo zmęczona. Wybaczcie więc lakoniczność. Ale za to obiecane ładne obrazki ze Stambułu (ostatnia tura).

PS. Śnieg w Polsce szalenie mi się podoba. To co, że palce kostnieją. Ważne, że śnieg. Chociaż ta różnica: w Poznaniu -12 stopni, w Alanyi +13... robi wrażenie.


IMG_5018
Istiklal.
IMG_4993
IMG_4958
IMG_4923
IMG_4922
IMG_4911
IMG_4902
IMG_4908
IMG_4891
IMG_4896
IMG_4846
IMG_4809
IMG_4803
IMG_4669
Smog.
1ADA
Wyspa Książęca.
2ADA
IMG_4646
IMG_4639
IMG_4275
IMG_4266

wtorek, 15 grudnia 2009

PS. do poprzedniej notki

Z biegu, bo jestem już w Polsce, oswajam się z zimnem, czekam na śnieg, robię prawo jazdy i przygotowuję do prelekcji na temat Turcji dla pewnego koła PTTK...
uświadomiłam sobie, że najważniejsze, o czym miałam napisać w poprzedniej notce odnośnie tureckich śniadań mi umknęło.

Największe moje odkrycie ostatniego czasu (tylko w kwestii śniadaniowej oczywiście).

Przedstawiam Państwu:

IMG_5352


BAL & KAYMAK. Te 2 produkty nakładamy na świeży chlebek i traktujemy jako nieodzowną (prawda?) podczas śniadania słodycz, dającą energię na cały dzień ;)
1. Najpierw smarujemy bal, czyli miód. Piniowy najlepszy.
2. A na to kładziemy warstewkę kaymaku, czyli czegoś w rodzaju słodkiego śmietanowego kremu.

A poniżej jeszcze na dokładkę dla wyrównania proporcji słodkie/słone zdjęcie tego, czego smak nie da się zamknąć w żadnych słowach. Oliwka (szczególnie czarna) + rokka i mydonos (pietruszka) zalane oliwą z oliwek i sokiem z cytryny.

IMG_5581


W czwartek na blogu zdjęcia z Alanyi... albo Stambułu - jeszcze nie zdecydowałam ;)

Pozdrawiam wszystkich po polsku, całując trzy razy (a nie dwa jak w Turcji) w policzki ;)

czwartek, 10 grudnia 2009

ALANYA GRUDNIOWA - czyli co tam słychać po sezonie

Niedługo już czas jechać na święta do domu, do Polski. Mam nadzieję że spadnie śnieg na tę okoliczność, bo w Alanyi zupełnie nie-grudniowo. Słońce przygrzewa, 20 stopni, sporadyczne opady deszczu (okolice te posiadają taką dogodną cechę, że jak już pada, to najczęściej wieczorem lub w nocy). Śniadanka na balkonie to już tradycja, nie sposób się od niej uwolnić - jeśli jest zimniej, to po prostu narzuca się jeszcze jedną bluzę.

Turecki zestaw standardowy na śniadanie wygląda następująco:

- czarne oliwki, do których, podobnie jak do jazzu, trzeba dojrzeć. Polecam, warto. Bez czarnych oliwek nie wyobrażam już sobie życia. A propos, jako ciekawostka: czy orientują się szanowni Czytelnicy czym różnią się oliwki czarne od zielonych? Otóż zielone to te wcześniej zebrane, czarne są już w pełni dojrzałe.
- biały ser (przy czym ser ten jest słony i tłusty)
- czasami pojawia się też ser żółty, choć moim zdaniem jest kiepski i używam go tylko jako substytutu polskiego
- pomidor, ogórek (z bazarku albo manavu, czyli warzywniaka)
- jajeczko (w różnych postaciach)
- biały chleb, czyli ekmek (choć ja jestem fanką chleba trabzon, który przypomina trochę nasze polskie bochenki)
- zielenina: pietruszka, rukola, skropione cytryną i oliwą z oliwek
- çay, czyli czarna herbata

Wszystkie produkty są podawane w tzw. kawałach. Turcy nie mają zwyczaju jedzenia kanapek, toteż nie ma potrzeby używania masła i siekania wszystkiego w plasterki. To samo dotyczy zieleniny, którą podaje się w gałązkach, smakuje wybornie. Chleb jada się jako przygryzkę do całej reszty. Proszę zwrócić uwagę na brak wędlin. Podstawowym zarzutem dotyczącym kuchni jakie słyszę zawsze od turystów to właśnie ta kwestia - ale jest to ewidentna różnica kulturowa ;) Wędliny co prawda są, ale na ile wiem od znajomych (sama nie jadam żadnych) kiepskie i mało urozmaicone. Nie ma więc czego żałować, raczej skupić się na tym, co jest naprawdę pachnące i smakowite.

Po takim śniadaniu zjedzonym na balkonie, podlanym paroma szklaneczkami herbaty do szczęścia nie potrzeba już wiele.
No, może filiżanki rytualnej kawy po dłuższej chwili.

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego w informacjach o Alanyi posezonowej nawijam o kuchni. A dlatego, że poza smakowaniem rozmaitych pyszności i kleceniem własnych potraw (tak, zaczęłam się bawić w pichcenie i sprawia mi to coraz więcej przyjemności!), czyli korzystaniem z dobrodziejstw tanich warzywno-owocowych bazarów, nie ma tu za wiele do roboty. Od listopada Alanya zupełnie zmienia charakter - ulice pustoszeją, rozmaite punkty handlowe znikają, albo po prostu zamykają się na całą zimę (rzadko kogo z drobnych przedsiębiorców stać na to, żeby płacić czynsz cały rok, skoro interes robi się tylko przez połowę). Wieczorny wypad na miasto, o ile już do niego dochodzi (na ogół nie), kończy się zazwyczaj w jednym z 3-4 miejsc, do których można pójść na tak zwane piwo i gdzie coś się "w miarę" dzieje. Nie mówiąc już o jakiejś ciekawszej imprezie, koncercie, czy festiwalu. Zresztą...

Posezonowe byczenie się w Alanyi można by mimo wszystko nazwać rajem, gdyby nie to, że zarobione w sezonie pieniążki uciekają... i to szybko. Oprócz codziennych zakupów i wydatków trzeba przecież opłacić mieszkanie, wyrobić sobie pozwolenie na pobyt w Turcji (półroczne kosztuje około 600 złotych) i tak dalej. O ile ja planuję wszystkie wydatki niemal co do grosza, o tyle Turcy, przynajmniej ci z którymi ja miewam do czynienia, kompletnie nie mają wyczucia w kwestii wydawania pieniędzy. To co zarobią, od razu wydają, a ponieważ w zimie nie pracują, to nie mają też i gotówki. Radzą sobie (oczywiście) na kilka sposobów: siedzą u mam, braci, kolegów... Bo przecież odwiedzając kogoś, pomieszkując u niego miesiąc, nikt nawet nie piśnie o możliwości dołożenia się do czynszu. Jesteśmy traktowani jako goście, i dla gospodarza byłby to zdecydowanie ayıp, czyli wstyd (a to coś najgorszego na świecie). Czasami goście chcą się więc dołożyć do rachunków w marketach czy knajpach (kiedy mają poczucie przyzwoitości), co doprowadza do sytuacji, które niezmiennie ujmują mnie swoim komizmem: kilku facetów szturchających się łokciami i wyrywających sobie rachunek z rąk:
- Nie, ja zapłacę!
- Wstydź się, ja zapłacę!
- No, teraz to ale wstydu narobiłeś (do kogoś, kto zapłacił).
Jakoś nie przyjdzie im do głowy podzielić kwotę. To pewnie też byłoby ayıp.

Inną formą radzenia sobie w zimie finansowo jest korzystanie z karty kredytowej (niekoniecznie swojej, co dla sprzedawców jak zauważyłam zupełnie nie stanowi problemu).
Najbardziej przebiegłym ale zatrważająco popularnym sposobem jest sięgnięcie do bogatego łańcuszka zagranicznych girlfriends, które albo umiejętnie się bałamuci (nie mamy laptopa, więc rozmawiamy z nimi rzadko z kafejki internetowej? Troskliwa dziewczyna kupuje i wysyła laptopa w prezencie), albo prosi o pieniądze (wprost lub niekoniecznie, np. opowiadając o ciężkiej sytuacji kogoś z rodziny).

No ale miałam pisać o jesienno-zimowej Alanyi...
Na ulicach nieliczni turyści (większość w starszym wieku), odziani w krótkie spodenki i sandały (kiedy ja chodzę w płaszczu). Staram się ich rozumieć - w końcu przyjechali tu z zimnych krajów europejskich. Chcą wykorzystać piękną pogodę. Tymczasem my w mieszkaniach wieczorami musimy włączać ogrzewanie (w postaci grzejniczka lub klimatyzacji), i owijamy się kocami.
Tak naprawdę wcale mnie to nie martwi, bo oznacza jedynie zbliżający się sezon na grzane wino ;)

IMG_5287

A oto najważniejsze wydarzenie grudnia: prawie ukończona latarnia w porcie. Druga, mniejsza, jeszcze jest w powijakach. Do dużej latarni prowadzi wąska promenadka, która też będzie wyglądała lepiej (latem).

Więcej zdjęć z jesiennej Alanyi w którejś z następnych notek.


PS. Kochani wierni (i niewierni) Czytelnicy. Uprzejmie informuję o pojawieniu się po lewej stronie bloga, na górze, zakładki "Skarbonka". Nie pojawiła się przypadkiem ;) Osoby chcące podziękować Skylar za regularne (poprawiłam się, prawda?) i obfite (to już bez wątpliwości) odcinki bloga, których pisanie od lat traktuję nie tylko jako pasję, ale i jako pracę, mogą to zrobić teraz także w niewirtualny sposób ;)

niedziela, 6 grudnia 2009

BAZAROWANIE (odmiana stambulska)

W Alanyi padał deszcz. A kiedy w Alanyi pada deszcz, to tylko w postaci tzw. oberwania chmury. Nie ma po co wychodzić z domu, bo zmoknie się w chwilkę. Nie ma co robić. Tak jakoś ciemnawo. Cały dzień. I na domiar złego, przestaje działać mój internet.
Pozostają tylko: jedzenie, telewizja i rozmowy. Ale o tym innym razem ;)

Dzisiaj już nie pada - internet wrócił. A ponieważ wrócił, przypomniałam sobie o niedokończonej emocjonującej serii pt. Skylar w Stambule. A szczególnie jednym temacie, który wywołuje wypieki na mojej twarzy nawet teraz, w tej chwili.
Chodzi o nic więcej jak...
STAMBULSKIE BAZARY.

Zakupy w Stambule to coś, co kojarzą wszyscy. Mniej lub więcej. Skojarzenia zaczynają się od kożuchów kupowanych przez naszych rodziców (?) w latach 80. i sprzedawanych potem w Polsce, a potem biegną swobodnie poprzez wyroby złotnicze, skóry, wszelkie sportowe odzieżowe podróbki znane dzisiaj i przyprawy z Egipskiego Bazaru. Wiele osób wybierając się do Turcji zadaje mi tylko jedno pytanie: "Co warto kupić i za ile"?
Oczywiście zależy to od nas samych - tego, czego oczekujemy. Każdy ma jakieś inne plany, rozpięte od niemalże oryginalnego dresu marki Adidas aż do w inny sposób oryginalnej chustki-apaszki i lamp z tykwy. Dlatego nie sposób omówić wszystkich rozkoszy tureckich zakupów.
Najlepiej po prostu pojechać i samemu sprawdzić... satysfakcja gwarantowana.

W Stambule warto wybrać się na trzy bazary. Pierwszym jest oczywiście słynny Kryty Bazar (Kapalı Çarşı). Tam znajduje się wszystko - jednak kręci się sporo grup turystycznych, klimat więc i ceny kojarzą się niestety z kurortami. Nie mówiąc już o tych wszystkich "Hallo" i zaczepkach w rozmaitych językach świata.
O wiele ciekawszy, ale nadal turystyczny jest Bazar Egipski (Mısır Çarşı) na Eminonu. Spacerując głównymi uliczkami możemy zakupić wszelkiego rodzaju pamiątki, ale odchodząc trochę od wydeptanych szlaków zobaczymy dosłownie wszystko: składy hurtowników wszelkiego rodzaju pamiątek, artykułów gospodarstwa domowego, rzeźników, sprzedawców zabawek... wymieniać można bez końca.
Ostatnim bazarem wartym polecenia jest miejsce zwane Salı Pazarı (bazar wtorkowy).
Zaprzyjaźniona blogowiczka popełniła kiedyś budzący apetyt opis tegoż bazaru znajdującego się po azjatyckiej stronie. Podczas mojego ostatniego pobytu, wiedząc, że mam czas - postanowiłam zobaczyć jak to cudo wygląda w naturze.
I zaprawdę, powiadam Wam, drodzy Czytelnicy. Było warto. Bazar wtorkowy to coś, co trudno ogarnąć wzrokiem. Kilka godzin nie wystarczy żeby zobaczyć wszystko, i mnie ledwo udało się przedrzeć przez niewielką część (odchodząc żałosnym wzrokiem patrzyłam na niezbadane obszary, obiecując sobie, że jeszcze wrócę). Miłośnikom ciekawych ubrań (ale nie podróbek) bazar ten przypadnie do gustu. Na stoiskach, rzucone na stosy, leżą ciuchy świetnych markowych firm (szytych w Turcji), z odciętymi metkami, dostępne za grosze. Można w nich przebierać bez końca, podczas gdy sprzedawcy zachrypniętymi głosami wykrzykują "Obniżyliśmy cenę, teraz wszystko za 3 lira, jedynie 3 liraaaa". Niektórzy z nich nurkują (dosłownie) w gąszcz szmatek, by wydobyć zapomniane cuda tekstylne z samego dna.

I jak tu myśleć rozsądnie?

IMG_4946
IMG_4937
IMG_4941
Na bazarach panuje prawo silniejszego łokcia. Wszyscy się spieszą, pchają, depczą, potrącają i przeciskają. Pilnujcie toreb i współtowarzyszy!


DZIAŁ SPOŻYWCZY:

Odnośnie tego działu mam kilka stałych refleksji:
1. Że też im się chce to wszystko układać w wymyślne figury i wzory.
2. Jakie to apetyczne i pachnące!
3. I tanie!


IMG_5049
IMG_5053
IMG_5052

DLA ZGŁODNIAŁYCH ZAKUPOWICZÓW:


Między straganami przerwa (mola) na simita (obwarzanka). Co by uzupełnić zapasy energii.

DZIAŁ TEKSTYLNY:



IMG_5057
IMG_5055

NA UKOJENIE:

IMG_4934
Typowy turecki złotnik.

NA ZAKOŃCZENIE:


A gdzieś pod murem czy płotem, umilając konsumpcyjny szał, przygrywa nam Pan Muzyk.