środa, 28 lipca 2010

MAŁY WIELKI KANION

Czasami trzeba po prostu odetchnąć. Wyrwać się poza miasto, daleko od plaży i hotelowych osiedli. W bezpiecznej odległości od torebek Dolce&Gabbana i okularów Ray Ban (wszystko oryginalne, tureckie). Bez akompaniamentu tegorocznych klubowych hitów.

Wbrew pozorom wystarczy z samej Alanyi po prostu wjechać trochę w góry - i już zaczyna się inny świat. Przy okazji można poćwiczyć jazdę w trudnych warunkach samochodem - i poczuć się dumnym, że się udaje ;)

IMG_0848
Kanion Sapadere. Niedaleko (jakieś 30 km) za Alanyą w kierunku wschodnim, za miejscowością Demirtaş.

IMG_0779
Już dwa lata temu robiłam tu kilka wycieczek z turystami. Nieopodal uroczej wioski, po pokonaniu krętej drogi, a potem przejściu piechotą jeszcze paruset metrów, ukazuje się przepiękny wąski kanion.

IMG_0775
Kilka niezbędnych instrukcji przed wejściem na wąską kładkę...

IMG_0796
Woda ma temperaturę ok 10 stopni... jest tak czysta, że w pobliskiej wiosce używa się jej jako pitnej.

IMG_0787
Zaskakujący wodospad Uçansu czyli "lecąca woda".

IMG_0835
Wychodek z widokiem.

IMG_0836
Przerwa na herbatkę w środku kanionu.

IMG_0797
Głowy niżej!

IMG_0767
Chmury? Nam się poszczęściło - padał deszcz. Co prawda tylko 10 minut, i nie ochłodził wcale powietrza, ale sam fakt, że był nastroił nas pozytywnie. Nie mówiąc o efekcie działania Kanionu. Zrelaksowanie, uspokojenie, uśmiech na twarzy. Aż się do pracy nie chciało wracać.

IMG_0750-1

niedziela, 18 lipca 2010

JAK SIĘ MA CHŁOPAKA TURKA WERSJA 2010

Niedzielny wieczór jest porą idealną na to, by chlapnąć jakąś notkę. A jeszcze śmieszniej, jeśli notka będzie dotyczyła nieustająco popularnego tematu, hitu nad hitami... Jeśli mowa o Turcji, jeśli mowa o Riwierze, Alanyi, to zawsze, ale to zawsze (kwestia tylko czy wcześniej, czy później) pojawia się pytanie o TURECKICH CHŁOPAKÓW.
Pytanie o tureckiego boyfrienda zadają mi wszyscy od początku mojej pracy w Turcji. Czy jest? Jeśli nie ma, to dlaczego (pewnie dlatego, że biją kobiety i są zazdrośni). A jeśli jest, to dlaczego (czyżby byli lepsi niż Polacy? - znaczące chrząknięcie)? A czy planujemy się pobrać? A czy się nie boję ?
Czasem pytania podszyte są głęboko ukrytymi emocjami. Czyżby pytająca kobieta również miała w zanadrzu turecki romans? A może nadzieję na taki? A może przeciwnie, negatywne doświadczenia?

Po latach intensywnych obserwacji pseudonaukowych wiem już z całą pewnością. Niewątpliwie "turecki facet" jest zjawiskiem. Modą. Wydarzeniem. W niektórych kręgach warto mieć tureckiego faceta (chociaż w niektórych z kolei lepszy jest Hiszpan, Włoch, bo przecież nie Egipcjanin). Dodaje to naszemu życiu trochę blasku, egzotyki, oryginalności. Ładnie wychodzi się na zdjęciach z tureckim facetem, kiedy on taki ciemny, a przynajmniej brązowooki.

Co innego jednak zdjęcia i ploteczki opowiadane od niechcenia koleżankom z pracy po urlopie, co innego prawdziwe życie. To jeden z takich banałów, które aż szkoda pisać. Ale jednak czasem trzeba, żeby niedzielna notka na blogu trzymała się kupy.

Związki Polek z Turkami można podzielić na kilka kategorii. Niektóre to zwykłe flirty wakacyjne, które sztucznie podtrzymywane przy życiu za pomocą internetu udaje się przeciągnąć do przyszłorocznych wakacji, a przynajmniej sylwestra. Inne to - odwrotnie - znajomości internetowe, które z czasem stają się rzeczywistością, a czasem rozpływają we mgle obietnic przyjazdu, i zapewnień o wiecznej miłości. Jeszcze inne, to coraz popularniejsze związki z projektów, staży, wymian, Erasmusów - czyli miejsc, gdzie spotykają się w miarę podobni do siebie młodzi ludzie.
Najmniej jest zwykłych krótkotrwałych i ulotnych wakacyjnych przygód, bo, jak zauważył kiedyś znajomy Turek: "Polki nadzwyczaj szybko się zakochują".
I jest w tym sporo prawdy. Jak dowodzą obserwacje w terenie, w ekspresowym tempie dziewczyny są gotowe zmieniać kompletnie swoje życie, rzucać stałą pracę w Polsce, ba, czasem nawet poprzedniego, "nudnego" polskiego chłopaka, aby tylko znaleźć się bliżej ukochanego z Krainy Orientu. Już nie mówiąc o próbach nauki tureckiego i szalonym entuzjazmie do zgłębiania arkan tureckiej kultury!

Zaiste, w wielu przypadkach ten szalony entuzjazm godzien byłby lepszej sprawy.
Niestety, nie owijając w bawełnę, często zakochanym dziewczynom brakuje zdrowego rozsądku i odrobiny samokrytyki. Z jednej strony trudno się dziwić - magia Turcji robi swoje. Ja sama podczas pierwszego swojego pobytu w tym kraju siadywałam z koleżankami z pracy w kawiarni i pożerałam wzrokiem odzianych w białe koszule kelnerów. Z naszych ust wydobywały się tylko ciche westchnienia i refleksje typu:
- Jakim cudem Matka Natura rzuciła tych wszystkich adonisów razem właśnie tutaj?!
A kiedy jakiś adonis przesłał dokładnie zaadresowane do którejś z nas głębokie spojrzenie wilgotnych czarnych oczu - byłyśmy ugotowane.

Wraz z kolejnymi randkami przy dźwiękach tureckiej muzyki, flirtami, bukietami kwiatów i spacerami w świetle księżyca świat stawał się jeszcze piękniejszy. Trudno zresztą się dziwić - która kobieta nie marzy o odrobinie romantyzmu? Tutaj dostawała go w takich ilościach, jakby wspomniana Matka Natura chciała wynagrodzić nam wszystkie "stracone lata".

Z czasem, jeśli weszło się w prawdziwy związek, człowiek zaczynał zauważać kulturowe (i nie tylko) różnice. Wymuskany kelner w białej koszuli okazywał się chłopakiem w wolnym czasie noszącym paskudne sportowe szorty ze sznureczkiem w pasie i do tego nie pasujący kolorystycznie t-shirt. Romantyczne randki w restauracjach zamieniły się w banalne kolacje w domu z niezmiennie dużą ilością białego tureckiego chleba (nawet do makaronu) i mlaskania. Polska kuchnia w naszym wykonaniu budziła jedynie udawany zachwyt. Okazało się też, że trzeba było się pogodzić z paroma obyczajowymi drobiazgami. Na przykład będąc w mieście zachowujemy się przyzwoicie, nie obłapiamy partnera, a już brońcie bogowie od publicznego całowania! Musimy też uważać na własny strój (co niektórym przychodziło łatwo, jeśli nie miały nigdy ciągot do minispódniczek), a szczególnie na męsko-damskie przyjaźnie. Zostawało się pouczonym, że każdy turecki mężczyzna chce od nas tylko jednego (co akurat nie mija się za bardzo z prawdą), i w związku z tym najlepiej, abyśmy ograniczyły kontakty nawet z kolegami z pracy.
Jeśli delikwentka jest zakochana, takie rzeczy nie będą dla niej problemem. Ba, można przecież wszystko to potraktować jako wyraz miłości i troski ukochanego! To, że nie pozwala jej nigdzie samej chodzić (i odwozi ją i przywozi w każde miejsce o każdej porze). To, że wymieniają się hasłami do skrzynek e-mailowych (w końcu to dowód zaufania). To, że zakładamy bluzki bez dekoltów (och, on jest o mnie tak uroczo zazdrosny!).
Nie mówiąc już o tym, że kiedyś wreszcie kończą się tematy pod tytułem "kocham Cię kochanie moje" i okazuje się, że po prostu nie ma o czym gadać. A może i nawet - że jesteśmy kompletnie inni. Zaczyna być widoczne, że Polka z wyższym wykształceniem i świetnie zapowiadającą się karierą to świetny awans dla Turka z Riwiery po podstawówce... Paradoksalnie wielu takim dziewczynom wydaje się odwrotnie: że to je spotkało niezwykłe szczęście, w postaci boskiego przystojnego i oddanego mężczyzny, że to one dostały prezent od losu...

I tak dalej, i tak dalej.

Konserwatyzm czy kompleksy partnera albo niedopasowanie poziomem intelektualnym to tylko jedne z przykładów bolesnych rozczarowań. Nie wymądrzałabym się tak, gdybym sama w życiorysie nie miała takiego. A przecież jest tyle innych wersji zakończeń polsko-tureckich przygód. Niektóre o wiele bardziej dramatyczne: kłamstwa, inne dziewczyny, ba, oficjalne żony i nie mniej oficjalne dzieci, przemoc, wyciąganie pieniędzy pod pozorem rodzinnych tragedii i tym podobne.
A czasem po prostu ciężko sobie wyobrazić życie w "takim kraju jak Turcja". Bo o ile można w Anglii, to przecież nie w dzikiej Azji...

U mnie, na szczęście, sercowy zawód i negatywne nastawienie do tureckich mężczyzn nie przeniósły się na spadek zainteresowania Turcją. Cóż, tym lepiej, poznałam obyczaje tradycyjnych macho od podszewki, i, jak widać, mogę o tym nawet pisać notki na bloga. Znam też sposoby, jak się maskują - najczęściej udając niezwykle wyedukowanych, światłych i zeuropeizowanych (kiedy w rzeczywistości w życiu przeczytali dwie książki i niezliczoną ilość magazynów piłkarskich, a ich opinie to zlepek sądów wygłaszanych przez gwiazdy tureckich mediów). Oczywiście pomijam tych NAPRAWDĘ wyedukowanych, światłych i zeuropeizowanych, ale ich znaleźć ciężko. Nie wystają na czatach i skajpach, zagadując nieznane sobie dziewczyny. Nie pracują przez lata w kurortowych barach jako naganiacze czy kelnerzy. Nie bajerują, że "dzięki nam czują się tak, jak nigdy w życiu się nie czuli" i nie zapewniają, że "tu jest pełno podrywaczy, ale ja jestem inny", lub też, że "dzięki tobie się zmieniłem".
Znów banalne stwierdzenie, ale naprawdę im takich czarów po prostu nie trzeba. A życie z takimi prawdziwymi Turkami? Takimi nie-kurortowymi, nie-chłopcami-z-plaży?

Cudownie normalne. Raz wspaniałe, czasami nudne, a jeszcze innym razem po prostu trudne.
Bez zakazów i nakazów, bez napadów zazdrości, z rozmowami o życiu, z dyskusjami o kulturowych różnicach. Z tolerancją, przyzwoleniem na inność i wolność osobistą drugiej strony.
No... po prostu jak to z prawdziwym mężczyzną. Nawet to, że Turek, jakoś specjalnie nie przeszkadza. Bo przecież mógłby być Polak, jakie to ma znaczenie?

Dobry chłop, to dobry chłop, niezależnie od narodowości.
Czyż nie?

poniedziałek, 12 lipca 2010

COUNTRYSIDE

... czyli impresje z pewnej studyjnej wycieczki. Objazd po miejscach, gdzie życie toczy się w zupełnie innym niż na wybrzeżu rytmie.

IMG_0425

Tureckie zderzenie kultura kontra natura jak zawsze malownicze.

IMG_0428

Wiejski naleśnik, czyli gözleme w trakcie tworzenia.

IMG_0432

Lokalne kontrasty ciąg dalszy.

IMG_0472

Ukryte w lesie jedno z antycznych miast (Seleukeia)

IMG_0505

- Czy możesz mi nasmarować plecy? - czyli z cyklu tureckie graffiti kontrolowane.

IMG_0529

Wszystkie dzieci nasze są.

IMG_0530

Te również.

IMG_0533

Green Lake, czyli Zielone Jezioro z czyściutką wodą pełną ryb.

IMG_0584

Tylko w Turcji: pomieszanie jeep safari z jazdą dolmuşem w wersji cabrio.

IMG_0622

Zmęczeni, hę?

IMG_0625

Tym widokiem nie sposób się nasycić: Zielony Kanion.

IMG_0629

Obwoźny sklepik z dobrami wszelakimi, z czego 90% to oka proroka w różnych wersjach.

IMG_0642

Ale z nich kozy.

IMG_0646

Mały ciągnie do małego.

IMG_0667

Spiesząc w interesach na drugi brzeg.

IMG_0683

Uroczy kaktusek.

IMG_0685

Słonecznik, czyli dosłownie po turecku księżycowy kwiat.

IMG_0702

Twórca szklanych wydmuchiwanych figurek pracuje z typowo tureckim luzem.

IMG_0706

Colt drings oraz eis tea. Przystępne ceny!

IMG_0699

Takie widoki kochamy najbardziej...

wtorek, 6 lipca 2010

DEPESZA Z POŁUDNIA

Abstrahując od wyników wyborów chciałam uprzejmie oświadczyć, że w niedzielę w konsulacie w Antalyi zagłosowało ponad 800 osób!!!
To się nazywa obywatelska postawa :) Podobała mi się atmosfera w Antalyi. Uśmiechy, uprzejmość, pamiątkowe zdjęcia przy strzałeczkach z napisem "Do lokalu wyborczego".

Wyniki tutaj: kliknij


Więcej nie napiszę, bo nie mam siły. Ciężko to wyjaśnić. Nie tyle, że nie mam czasu, bo ostatnio każdy wieczór spędzam spokojnie w domu. Psychiczne zmęczenie raczej. Prawdopodobnie nastąpiło sezonowe przesilenie. Należy cierpliwie poczekać, aż minie. Poza tym upały zaczęły się na całego. Aktualnie, o godzinie 23:38 czasu tureckiego, po meczu Holandia-Urugwaj, temperatura powietrza wynosi 27 stopni. Aż dziw, że jeszcze ani razu nie uruchomiona została w naszym mieszkaniu klimatyzacja - to są właśnie te ukryte zalety mieszkań na "wysokich (ale nie najwyższych) piętrach", oraz z balkonami od strony gór (a nie morza). Poza tym oszczędzamy przecież energię na świecie, własne pieniądze i gardła - generalnie klimatyzacja to samo zło.

Ale nie o tym miała być ta notka. Wracając do tematu, kiedyś przesilenie minie. A potem się zobaczy.