sobota, 31 grudnia 2011

NA MAŁE PODSUMOWANIE 2011 ROKU

Rok 2011 był pod wieloma względami wyjątkowy. Mam na myśli siebie samą. O sytuacji na świecie nie będę się rozpisywać, jednak ja sama to temat, na którym znam się najlepiej.
Wszystko zaczęło się od tego, że wraz z Agatą Wu. przeczytałyśmy nasz horoskop na nowy rok (obie jesteśmy spod tego samego znaku zodiaku). Zdaje się, w jakimś babskim czasopiśmie. Horoskop był bardzo pozytywny - tak bardzo, że postanowiłyśmy działać tak, aby pod każdym względem się sprawdził. W celu dodatkowego wzmocnienia wycięłam tekst i włożyłam do mojego kalendarza w czerwonej okładce (a propos: polecam Wam przetestować na swojej skórze pogańską symbolikę czerwonego koloru. Od lat kalendarze i portfele mam w tej barwie; nie wiem czy się sprawdza, ale czuję tą energię :))

Najpierw był udany Sylwester (bawiłam się z przyjaciółmi w szlacheckich przebraniach i tańczyliśmy chodzonego). W styczniu po niezbyt długich (!) poszukiwaniach otrzymałyśmy pozytywną odpowiedź w sprawie naszej wymarzonej książki. Oto wydawnictwo Nowy Świat zapragnęło ją wydać!
W lutym zdecydowałam zakończyć karierę rezydentki i zaryzykować otworzenie własnego biura podróży wraz z moim partnerem i przyjacielem Królem Pomarańczy. Obaw miałam co nie miara, ale starając się je pokonać wzięliśmy się ostro do pracy.
Sezon rozpoczął się w kwietniu; nie było lekko (np. z wyrobieniem pozwolenia na pracę czy innymi formalnościami, nie mówiąc już o wredocie konkurencji). W najbardziej gorącym okresie, kiedy pracowaliśmy po kilkanaście godzin na dobę, plażę widziałam tylko na zdjęciach, mimo że pracowałam kilkaset metrów od niej, nie mówiąc już o innych wyznacznikach tak zwanego "w miarę normalnego" życia, jak regularne obiady.
Na szczęście problemy udało się przezwyciężyć, turyści byli zadowoleni, nasza ekipa po wielu zgrzytach, kłótniach i problemach jakoś się dotarła, a nawet Król Pomarańczy i ja jednak wróciliśmy do dotychczasowej harmonii i zgody.
Sezon zakończyliśmy jak to mówią w harlequinach: "Zmęczeni ale szczęśliwi", zdecydowani na kontynuację tej działalności w następnym roku.

W międzyczasie w lipcu ukazała się nasza książka, co zaowocowało wieloma miłymi sytuacjami, spotkaniami i rozmowami z osobami, które ją czytały.

Pod koniec sezonu spędziłam kilka wspaniałych dni w Stambule, co można liczyć jako wakacje ;) nie mówiąc oczywiście o wizytach (jak zawsze udanych i inspirujących) w Polsce a szczególnie rodzinnym Poznaniu.

Do pisania byłoby więcej i więcej, ale skoro to blog "turecki" pozostańmy przy opisywania tej "tureckiej" części mojego życia... W jednym zdaniu określić to mogę następująco: Życie zaczyna się po trzydziestce!!!! :)

Pora na życzenia. Kochani Czytelnicy, Przyjaciele, Fani i Po-Prostu-Odwiedzający. Życzę Wam w Nowym Roku jeszcze więcej dobrej zabawy życiem, spełnienia marzeń, dużo pobudzającego do działania słońca i... jak najwięcej szczęścia! Bo czasami ono decyduje o wszystkim :)

A dla ubarwienia notki - parę tureckich filmików w temacie.

Pierwsze trzy filmiki - choć traktować je należy jako jedną całość - adresuję do kobiet:







Przesłanie reklam jak i moje: Nie tylko Turcy są fajni! Mogą być także Hiszpanie, Francuzi, Włosi... a i tak pamiętajcie, i mówię to całkiem serio, że:



Teraz coś dla chłopaków:



Kolejna reklama z przesłaniem specjalnym, dla tych co chcieliby mieć więcej... żeby tak jak na reklamie, "deli gibi sac" czyli rozrzucali jak szalone (choć tu chyba przesadzono :))



A dla tych co potrzebują inspiracji, ładna reklama z przesłaniem i życzeniem, że tak jak w haśle: "Imkansizlik ve cozum" - na każdą "niemożliwość" było jakieś rozwiązanie.



A wszystkim, żeby się dobrze bawili na Sylwestra:



(Tutaj stara gwiazda dawnych dni Erol Büyükburç, po paru liftingach, śpiewa, że poza nami nikogo innego nie pokocha)

I na koniec po prostu "Jestem szczęśliwy" - Mutluyum - piosenka formacji Multitap, ponieważ nie ma do niej teledysku, wrzucam filmik z występu na żywo w programie "Disko Kral" (moim ulubionym tureckim talkshow):



I TAK BUJANYM KROKIEM IDŹCIE I BAWCIE SIĘ DOBRZE DZIŚ I W CAŁYM NOWYM ROKU!
YENI YILINIZ KUTLU OLSUN!

piątek, 23 grudnia 2011

SWIATECZNIE

Jedno z częściej zadawanych pytań w ciągu tych kilku lat pracy z polskimi turystami:
- Czy obchodzą tu... czy obchodzicie Boże Narodzenie? (w domyśle: czy Turcy obchodzą, choć ja ani Turczynka, ani muzułmanka, no ale skoro tam mieszkam, to tak jakbym była ichniejsza przecież).

I nie - wcale nie piszę tu tego po to, żeby się naigrywać czy wyśmiewać. Świadomość, że Turcy to w większości muzułmanie nie wystarcza do tego, by dysponować pełną wiedzą o wszystkich muzułmańskich świętach. Podobnie i Turcy - o naszym obchodzeniu świąt nie wiedzą nic albo prawie nic. Wieczerza wigilijna kojarzy im się - jeśli w ogóle z czymś to - z amerykańskim indykiem. Do tego kultura masowa przekazuje i adaptuje na grunt turecki tylko wycinek rzeczywistości, skupiając się na tych najbardziej błyszczących elementach: choince, prezentach, eleganckich kolacjach w gronie rodziny. A choinka, prezenty i eleganckie kolacje to przecież wspaniały bodziec marketingowy! I ekonomiczne koło się kręci :)

IMG_1331

[Wystawa sklepowa w Alanyi, 15 grudnia]

Narodziny Jezusa (dla muzułmanów 'po prostu' jednego z proroków), to w Turcji dzień jak każdy inny. Niewielu "zwykłych" Turków wie, że to właśnie wtedy w chrześcijańskim świecie obchodzone są święta i jak dokładnie wyglądają. Mylą je z celebrowaniem nadejścia nowego roku. Dlatego w drugiej połowie grudnia w Turcji można zaobserwować osobliwy miks: wizerunki Świętych Mikołajów, "Jingle Bells" w reklamach, sztuczne (i prawdziwe!) choinki do kupienia, bombki i ozdoby ale to wszystko... z myślą o Nowym Roku! To wtedy zeuropeizowani świeccy Turcy kupują sobie upominki, to z tej okazji biorą specjalne kredyty, albo ubierają modne sweterki w renifery. W domach świecą się piękne choineczki.


O tym wszystkim wiem tak naprawdę tylko z teorii. Co roku jadę na Święta do Polski, bo wiążą się dla mnie nierozerwalnie z całym tym klimatem, zimnem, padającym topniejącym śniegiem, wariactwem w sklepach a potem wspaniałą atmosferą przy wigilijnym stole i ciężkimi potrawami z kapustą i grzybami :)
Owszem, gdyby było trzeba zostać - np. z powodu pracy - zostałabym. Ale jeśli nie muszę, pakuję walizkę i zmykam do mojego ukochanego "zimnego kraju".

Znów jestem w domu, pachnie kapustą, sernikiem i cynamonem :)


Wesołych Świąt wszystkim Czytelnikom życzę...
gdziekolwiek jesteście!

środa, 14 grudnia 2011

KIERMASZ GWIAZDKOWY I DOBRA NOWINA

W ostatnią niedzielę w Alanyi odbył się drugi już Świąteczny Kiermasz. Urząd miasta i prężnie działające stowarzyszenia obcokrajowców (np. Polacy, Niemcy, Rosjanie, Skandynawowie, Anglicy...) przygotowali w porcie stoiska pełne smakołyków i rękodzieła ze swoich krajów. Z racji że i ja tam byłam i grzane wino piłam, poniżej mała foto-relacja:

IMG_1099
Polskie stoisko. A na nim kartki wykonane m.in. przeze mnie (nie ma to jak skromność) :)

IMG_1119
Lubię język niemiecki w takich wyrazach właśnie. Dużo bardziej oddaje klimat niż "gorące kiełbaski" :)

IMG_1123
Jak wszędzie czyli bałwanki...

IMG_1124
... i aniołki.

IMG_1126
Gwiazdor z pomocnikiem :)

IMG_1131
Klaun też się tu zaplątał.

IMG_1135
Tureckie rodziny ochoczo czekały w kolejce by pozować do zdjęć z Mikołajem.

IMG_1142
Kucharze dłubią pracowicie.

IMG_1147
Pokaz rzeźby lodowej... prawie jak w Poznaniu :)

IMG_1163
Stoisko polskie.

IMG_1175
Tłumek ochoczo atakował kiermaszowe stragany.

IMG_1177
Alanijska choinka z bliska.

IMG_1193
Obecny zawsze "w zimie", nawet gdy temperatura dochodzi do 20 stopni - sahlep.

IMG_1205
Duet pierwszy...

IMG_1204
Duet drugi.

IMG_1212
Przedświąteczna nostalgia...

IMG_1214
Dzieciaki śpiewają tradycyjną kolędę bożonarodzeniową pod tytułem "All I want for Christmas is you" (pierwotnie wykonywaną przez Mariah Carey) :)

IMG_1218
Angielki podają hit kiermaszu sprzedawany na rozmaitych stoiskach: wino grzane (np. u Duńczyków był pyszny glogg). Podawane było w wersji alkoholowej i bez-, ale ta alkoholowa wbrew pozorom (Turcja, niedzielne popołudnie) rozeszła się jak ciepłe bułeczki!

IMG_1221
A na koniec element kulinarny: Kazandibi, czyli deser o smaku delikatnie karmelowego puddingu, który zawiera m.in. cienko pokrojoną pierś kurczaka. Smakowałam go pierwszy raz i dobrze, że Król Pomarańczy kazał mi zgadywać co to jest dopiero PO konsumpcji, bo PRZED nie wiem czy wrażenia nie byłyby inne. A tak mogę polecić z czystym sumieniem nawet nie lubiącym mięsa, tak jak ja :)

IMG_1178
Niektórzy obawiali się, że pozornie niewinny bazarek ma za zadanie ewangelizować i nawracać muzułmanów na chrześcijaństwo. Dacie wiarę?! Nie tylko Europa boi się islamu, ale i islam boi się Europy :) Jak to zawsze bywa z tymi, co przyglądają się tylko powierzchni, nie patrząc wgłąb... Miło było się przekonać, że jednak tak myślący byli w mniejszości, bo "cała Alanya" pojawiła się tłumnie na bazarku, smakowała lokalne przysmaki i podchodziła z życzliwą ciekawością do mieszkających tu obcokrajowców. Miejmy nadzieję, że tak będzie nadal. Bądź co bądź w Alanyi mieszka ich ponad 20.000 (z 75 różnych krajów) - czyli całkiem dużo jak na 100-tysięczne miasto!


A na koniec notki pora na dobrą nowinę:

Oficjalnie informuję wszystkich zainteresowanych, że spotkanie autorskie ze mną pod roboczym tytułem "Ciepły turecki wieczór w środku polskiej zimy" :) odbędzie się w sobotę, 14 stycznia 2012 roku o godzinie 16.00 w Młodzieżowym Domu Kultury nr 1 w Poznaniu, w Galerii "Pod Arkadami". Mapka tutaj [klik]
Pokażę trochę zdjęć i poopowiadam o życiu, mieszkaniu i podróżowaniu po Turcji, i pewnie nie obejdzie się bez kilku uwag o książce :)

Miejsce spotkania jest o tyle wyjątkowe, że spędziłam w nim jako dziecko i nastolatka w sumie 10 lat chodząc regularnie na zajęcia koła plastycznego - oto strona internetowa MDK-u [klik]

ZAPRASZAM WSZYSTKICH zainteresowanych :)

poniedziałek, 5 grudnia 2011

DWIE FAJNE REKLAMY

Dziś będzie szybko i konkretnie, bo zajęć rozmaitych dużo. Niby człowiek na wakacjach, ale sporo się dzieje. Na dodatek wraz z Królem Pomarańczy postanowiliśmy zabrać się za siebie (w sensie sportowym) i teraz naprawdę mamy już napięty grafik! I tak nie wiedzieć kiedy minęło już półtora tygodnia od poprzedniej notki.

Zabawię Was dzisiaj reklamami, dwiema.
Pierwszą planowałam umieścić już jakiś czas temu, bo mimo że - jak na reklamę - długa (2 minuty!), to jest ładnie nakręcona i ma piękne, wzruszające przesłanie. Mieszkając w Turcji zrobiłam się chyba bardziej uczuciowa (tu się nie da inaczej coś mi się wydaje) i naprawdę dałam się unieść klimatowi reklamowego filmiku przyozdobionego ładną piosenką.

A potem, nagle pojawiła się druga reklama - zmajstrowana przez konkurencję. To było widać od pierwszych ujęć. Reklama tak dobra, i tak idealnie współgrająca (a raczej kontrastująca) z tamtą pierwszą, że zaczęłam wręcz czekać na przerwy w filmach, żeby ją zobaczyć. A kiedy już się nasyciłam, postanowiłam się podzielić moją radością :) na blogu. Zaraz zrozumiecie o co chodzi.

Oto i one, proszę bardzo:



Telefonia Turkcell przyzwyczaiła nas już do reklam, które pokazują różnych ludzi w całym kraju, od babcinek i dziadków na wsi, poprzez młodzież, dzieci i aż do nowoczesnych ludzi biznesu. Wszystkich oczywiście połączonych jedną siecią komórkową ;)
A w powyższej reklamie hasło reklamowe "Hayat paylasinca guzel" czyli w wolnym tłumaczeniu "Życie jest piękne, kiedy się nim dzielimy" zostało wzmocnione obrazami rzucających się na siebie z radością bliskich sobie osób.

Oto tekst piosenki w (bardzo) wolnym tłumaczeniu:

Sanırsın sen bu dünya karanlığın ortasında / Myślisz, że na tym świecie, w środku ciemności (to taka turecka poetyka)
Kötüler var savaş var, öfke var her yanında / Są wszędzie, źli ludzie, jest wojna i wściekłość/
Bakarsan etrafına, göreceksin sevenleri / Ale jeśli rozejrzysz się wokół, zobaczysz radosnych ludzi
Sarılıp öpenleri, bitanem diyenleri / Przytulających się, całujących, mówiących "mój jedyny"
Paylaşınca çoğalan o sevgili muhabbeti / Dzieląc się wzmaga się to uczucie miłości
Göreceksin bakarsan sevginin zaferini / Jeśli zobaczysz ujrzysz zwycięstwo miłości
Bakarsan etrafına, göreceksin sevenleri / Jeśli się rozejrzysz wokół, zobaczysz kochających
Sarılıp öpenleri, bitanem diyenleri / Przytulających się i całujących, mówiących "mój jedyny"

Na końcu reklamy mówi się, że Turkcell zawiesił billboardy przedstawiające słowa "ukochana", "najdroższy", itp. Można zrobić im zdjęcie i wysłać w formie MMS do drogiej nam osoby, a koszty (oczywiście określoną pulę) pokrywa operator.

Płaczecie już? :)
No to teraz drugi filmik:



I co, już lepiej? Vodafone, czyli główny konkurent Turkcella jak widać cytuje ideę reklamy swojego przeciwnika, a co więcej ironizuje na temat jego zasięgu. Turkcell bowiem, w odróżnieniu do Vodafone, o wiele gorzej łapie zasięg poza dużymi miastami, o czym sama się kiedyś często przekonywałam.
W wesołej piosence o banalnym tekście, wszyscy przekonują więc, że w danym miejscu "ponoć" nie ma zasięgu. Kolejno: w górach, na drogach, w tunelu, na morzu, w drapaczu chmur, w podziemiu, w metrze, wszędzie - używają tutaj tureckiego czasu -mış - [znanego uczącym się tureckiego Polakom jako "czas misiowy"). Czas ten, tak przy okazji dopowiem, nie ma odpowiednika w polskim języku. Wyraża to, czego, powiedzmy, nie jesteśmy pewni. Zamiast mówić: "wydaje mi się, że..." albo "ponoć", albo "słyszałam że on...", używamy od razu właśnie "misiowej" formy. To w skrócie.

Na koniec reklamy dobijając już do końca szpilę Turkcellowi głos zza ekranu zapytuje: "Czy nie znudziło się Wam słuchanie latami tych samych historii?" i dodaje później, że ci, którzy mają Vodafone, słysząc, że jest zasięg, cieszą się ;)

Ja też się cieszę, choć akurat jestem w "tej pierwszej" sieci (od dawna chcę się przenieść, ale nie udaje się - tylko w Turcji). Oglądając reklamę Vodafone'a nie mogę przestać się uśmiechać, szczególnie widząc ten typowy dla Turków w starszym wieku krok taneczny....

Miłego popołudnia!

czwartek, 24 listopada 2011

DWA SŁOWA O ARMII I DWIE PIEKNE PIOSENKI

We wtorek premier Erdogan oficjalnie ogłosił to, o czym plotkowano coraz intensywniej w ostatnich dniach. No i jest! 'Bedelli askerlik' czyli mniej więcej "zapłacone wojsko". Nowa ustawa jest już prawie gotowa do wejścia w życie, choć nie do końca zgodna z konstytucją, gdzie napisano przecież, iż służba wojskowa jest prawem i obowiązkiem każdego Turka płci męskiej :)
Nie dało się od niej jak dotąd w żaden sposób wykręcić, choć wielu próbowało na następujące sposoby:
- nie zgłaszając się na komisje i żyjąc jako "uciekinier" (nigdzie oficjalnie nie figurując, w Turcji się da)
- fałszując sobie dokumenty (w Turcji się da, jak wyżej)
- przedłużając studia do granic absurdu

Wszystkie te półlegalne drogi można było ominąć oficjalnie - wystarczyło tylko mieszkać czy uczyć się za granicą, być tam ubezpieczonym przez 3 lata, a wtedy - 5 tysięcy dolarów do kasy Republiki, 21 dni szkolenia zastępczego w Burdur na zachodzie Turcji i problem z głowy!

Ktoś z europejskiej perspektywy zapytałby dlaczego tyle zabiegów i wykrętów? Ano dlatego, że w Turcji po pierwsze: w praktyce nie istnieje górna rozsądna granica, od której nie przyjmuje się do wojska (słyszałam o przypadkach przyjmowania osób po 50-tce, które jakimś cudem się uchowały...). Po drugie nie można wykręcić się żadnymi chorobami (jak to bywało w Polsce) - zresztą takie zaświadczenie niezwykle ciężko byłoby sobie 'załatwić', bo lekarze nie chcą współpracować ;) Po trzecie NIE ISTNIEJE tutaj coś takiego jak służba zastępcza i odmowa służby z powodów przekonań czy religii.
Ba, oficjalnie dla większości Turków służyć w armii to honor i zaszczyt, co dodatkowo jest wzmacniane całą symboliką typu oflagowane samochody wiozące delikwenta do wojska, krzykliwe i tłumne pożegnania na dworcach autobusowych, zaśpiewy typu 'O simdi asker' ("On jest teraz żołnierzem").

Jednocześnie warto pamiętać, że:
1. Służba wojskowa trwa 15 miesięcy, jeśli ma się wykształcenie średnie i niższe
2. Lub 5 miesięcy, jeśli skończyło się wyższą uczelnię
3. Można zostać przydzielonym na służbę do wielkiego miasta (i być np. szoferem generałowej, kucharzem lub pracować przy komputerze w klimatyzowanym biurze), ale można też zostać wysłanym na wschód kraju, gdzie od lat jest niebezpiecznie i gdzie - niestety - bardzo łatwo zginąć z rąk kurdyjskich terrorystów czy np. wjeżdżając na minę.

Punkt 3. a dokładniej ta totalna przypadkowość z jaką decyduje się przyszłość poborowego (niezależnie od jego umiejętności i predyspozycji psychofizycznych) powoduje, że wielu jednak unika służby wojskowej. No i w ten sposób wracamy do początku notki i zaczynamy już rozumieć, dlatego 'płatne' wojsko zostało powitane we wtorek z taką ulgą choć... nie bez kontrowersji.

Oto uchwalone zostało, że kto nie chce służyć w wojsku, a ma skończone 30 lat, powinien zapłacić 30.000 lir tureckich w ciągu 6 miesięcy od zgłoszenia (połowę przy zapisie i połowę w ciągu następnego półrocza). I tyle. Nawet nie ma 3-tygodniowej służby zastępczej w Burdur!
Dla mieszkających za granicą została podniesiona suma do 10.000 euro, za to bez granicy wieku. I znów bez 3-tygodniowej służby zastępczej.

Teraz łatwo zrozumieć mieszane uczucia wszystkich tych, którzy czekali na tą ustawę. Skąd tu wytrzasnąć 30 tysięcy lir (prawie 55 tys zł)?! Zapis najwyraźniej zakłada (biorąc też pod uwagę granicę wieku), że służby chcą uniknąć osoby prowadzące firmy czy rozwijające pomyślnie karierę zawodową, dla których kilka-kilkanaście miesięcy poza miejscem pracy oznacza duże straty finansowe. Skoro tak - niech płacą! Tym bardziej że zebrane pieniądze mają być przeznaczone m.in. dla rodzin ofiar terroryzmu na wschodzie (czyli m.in. zmarłych poborowych).

W przepisie nie ma mowy o osobach które z wiadomych sobie względów odmawiają służby (pacyfiści, osoby o konkretnych przekonaniach religijnych itp.). Jak podkreślił w swojej przemowie premier Erdogan - w tej chwili absolutnie nie ma o tym mowy. Ja sama podejrzewam że jest to taktyczne zagranie - wcześniej czy później Turcja zniesie przymusowy pobór do wojska i wprowadzi armię zawodową, ale teraz, kiedy poborowi - ofiary terroru to wciąż świeża sprawa, po prostu nie można.


Rozwiązanie jest więc jedno: albo cię stać, i od służby się wykręcisz, albo pójdziesz służyć i już. Szacuje się, że mężczyzn po 30-tce, które nie poszły jeszcze do wojska jest 400 tysięcy. Banki od razu uruchomiły pakiety kredytowe :)

Społeczeństwo tureckie jak w wielu tematach tak i w tym podzielone. Jedni protestują, że wiek 30 lat zbyt wygórowany (trzeba będzie dłuuugo studiować, żeby po szkole do woja nie porwali), drudzy że 30 tys. lir za dużo, trzeci że potrzebne jest referendum.
A jeszcze inni mówią: "Ale jak to, nie iść do wojska - co ja powiem wnukom, jak spytają czy służyłem Ojczyźnie?!"



Na koniec notki dwa wzruszające akcenty muzyczne, odkryte przypadkiem dzisiaj.
Dwie piękne piosenki poświęcone ofiarom trzęsienia ziemi w Van tej jesieni. Piosenka Melis Bilen "Aglama Van"/"Nie płacz Van" została specjalnie napisana dla ofiar katastrofy. Natomiast utwór "Bizim eller ne guzel eller"/"Nasze ręce tak piękne, dobre ręce" to stara piosenka typu türkü za którą zabrali się studenci z różnych krajów w ramach projektu Rhytm of The Universe.
Oba utwory robią wrażenie i niosą piękne przesłanie, posłuchajcie:





piątek, 18 listopada 2011

ZNAD DYNIOWEJ ZUPY

Przez te półtora tygodnia od ostatniej notki wydarzyło się parę mniej lub bardziej ważnych rzeczy. M.in. uczestniczyłam w polskich rodzinnych - i nie tylko -spotkaniach, obchodziłam w pokojowym i radosnym stylu Imieniny Ulicy Św. Marcin w Poznaniu (alternatywnie w stosunku do Święta Niepodległości w pozostałej części kraju, np. Warszawie ;)), narobiłam trochę zakupów, poszłam do kina na "Służące" (świetne, polecam!), kupiłam bilet do Turcji, wylądowałam w Antalyi z wysuniętym podwoziem (czego mi życzyli wszelcy bliżsi i dalsi znajomi). A ponadto, o czym nie można zapominać - dzięki polskim wakacjom i niekoniecznie tylko polskim smakołykom przytyłam dobrych parę kilo.

Jestem więc teraz w Alanyi, lekko zachmurzonej, ale na polskie warunki oczywiście ciepłej (choć Turczynki uparcie chodzą w kozaczkach a turyści ze Skandynawii w rybaczkach). W ramach diety gotuję zupę z pysznej, zakupionej dziś na bazarze dyni.
Gdzieś "po drodze" skończyłam 31 lat, czego postanowiłam nie ukrywać, w końcu w dzisiejszych czasach ukryć się nie da - a tym bardziej, że 30-tka była całkiem udana. Wnioskuję więc, że z roku na rok będzie coraz fajniej ;)
Mój przyjazd do Turcji przypadł akurat na jeszcze jedno ważne wydarzenie - w ciągu kilku dni ma być wprowadzony nowy przepis o wojskowej służbie zastępczej dla tych, którzy z rozmaitych względów nie chcą czy nie mogą jej odbyć. Wiadomość zaiste doniosła i zaskakująca - wcześniej raz na jakiś czas wspominano o tym w mediach, ale nigdy na serio. A tu nagle okazuje się, że prace są na ukończeniu.
Nagle w okolicy okazało się więc, że dużo osób nie chce iść do wojska i odetchnie z ulgą... wcześniej mało kto odważyłby się coś takiego przy innych Turkach powiedzieć (no, chyba że w zaufanym gronie).
O ostatecznych decyzjach napiszę na pewno w którejś z następnych notek, jest to bowiem temat niezwykle ciekawy i frapujący.

(po półgodzinie)

Po konsumpcji dyniowej zupy - która wyszła bardzo smaczna - postanowiłam notkę ubarwić jeszcze paroma stambulskimi ujęciami. A co! :)



IMG_9398
Obfotografowany tramwaj na Istiklalu.

IMG_9437
Kot na wystawie sklepiku vintage - stambulska klasyka

IMG_9489
Same witaminy! ;)

IMG_9496
Z cyklu napisów na murze: Czy jesteś morzem czy portem? Dopisana odpowiedź: "Oceanem"

IMG_9512
Bosfor raz jeszcze.

IMG_9554
Sprzedawca szczotek na Kadikoy.

IMG_9572
Dzielnica Moda.

IMG_9735
Jednen z wielu pięknych 'obrazów' w tunelach kolejek podziemnych.

IMG_9776
Rybacy w akcji na Ortakoy.

IMG_9777
Simity (obwarzanki) są w porządku.

IMG_9792
Starszy dziadek i morze.

IMG_9882
Pociągi pod specjalnym nadzorem ;)

IMG_9978
Kot za burtą! Burgazada.

IMG_9988
Dla odmiany kot w przybraniu jesiennym.

IMG_9990
Urocze domki na wyspie Burgazada.

IMG_0008
I znów koty, tym razem w roli strażników domu.

IMG_0036
- Wskoczyłeś na moje miejsce!
- Nie, to ty na moje...

IMG_0061
Sprzedawca wyciskarki do soku z cytryny za jedną lirę - cieszący się wielkim powodzeniem na promie prezentuje swoją cudowną machinę ;)

IMG_0167
Fast food po stambulsku, czyli coś, czym nigdy nie przestanę się zachwycać: łodzie z balik ekmek (buła z rybą) w przystani Eminonu jak widać bije rekordy popularności. Proste i pyszne.

środa, 9 listopada 2011

środa, 2 listopada 2011

STAMBULSKIE SPACERY

Oto i są, obiecane zdjęcia ze Stambułu - pewnie część pierwsza; mimo ograniczonej ilości czasu dałam radę nieco popstrykać. Ograniczonej? Tak, bo mając trzy dni w Stambule, jeden całkowicie został poświęcony spotkaniom towarzyskim oraz organizacyjnym rozmowom dotyczącym na przykład minionego wieczoru autorskiego... Drugi dzień z założenia był przeznaczony na zakupy (a więc zeszłam wszelkie ulubione sklepy na ulicy Istiklal w części oraz w dzielnicy Moda w Azji), bo przecież w Alanyi przy ogromnej ilości bazarów a raczej straganów z podróbkami nie ma wcale za dużo ładnych porządnych ubrań. Trzeci dzień i kawałki dwóch pozostałych minęły na spacerowaniu mniej lub bardziej gorączkowym, z aparatem, i przypominaniem sobie wszystkich miejsc i przystani promowych. W końcu był to mój pierwszy pobyt w Stambule po - uwaga - dwóch latach!!! Kiedy uświadomiłam sobie ile to już czasu minęło, sama zdziwiłam się niezmiernie i takie zdziwienie już mi zostało.

A potem, nie wiedzieć kiedy, trzeba było już jechać. Szkoda, bo w Stambule, żeby tak kompletnie poczuć klimat, trzeba by było zostać minimum miesiąc. Chętnie bym tak zrobiła, tylko - cóż - to miasto ma jedną w tej sytuacji poważną wadę - wysysa gotówkę z portfela jak wampir! Niniejszym trzeba by było znaleźć kogoś, kto mi takie "reporterskie" wakacje w Stambule zasponsoruje... a z tym, jak się rozejrzeć, raczej ciężko.

Cóż, pora na konkrety, czyli plik powybieranych bez żadnego z góry ustalonego klucza zdjęć. Tak czasami jest najlepiej.


IMG_0178
Raj dla smakoszy, Bazar Egipski (zdecydowanie ciekawszy niż oklepany Kryty Bazar).

IMG_0158
Z ukrytej kamery.

IMG_0124
Jedno z moich ulubionych zdjęć: Stambuł z pokładu promu.

IMG_0105
Słynny dworzec kolejowy Haydarpasa, którego dach spłonął - o ile dobrze pamiętam - na początku tego roku. Na zdjęciu jak widać budynek nadal bez dachu.

IMG_0084
Pogoda była jesienna, ale i tak zawsze najlepszą miejscówką na promie jest ta z widokiem na Bosfor. Nawet jak wieje tak, że hej.

IMG_9968
Skylar na wyspie Burgazada - jednej z Wysp Książęcych.

IMG_9950
Niby prom, to tylko prom. Ale dla mnie właściwie esencja Stambułu.

IMG_9834
Ulica w dzielnicy Beşiktaş (czy jak mówią w telewizji polskiej: "Besiktas") w kolorowym przybraniu, jak zwykle pewnie bez okazji.

IMG_9824
Zrozumie ten, kto mieszkał lub pomieszkiwał w Stambule. Instrukcja zmian w ruchu drogowym. Szacun dla tych, który prowadzili w tym mieście auto.

IMG_9792
Stary człowiek i morze. Dzielnica Örtaköy.

IMG_9781
Zamieszanie ze sprzętem :)

IMG_9745
Stambuł miastem wolnych kotów. Jedno z wielu zdjęć, które im zrobiłam w dziwnych miejscach.

IMG_9593
Most i wieża Galata, tam po drugiej stronie w pewnej wąskiej gwarnej uliczce niedaleko słynnego klubu Babylon mieścił się nasz hostelik.

IMG_9533
Ponoć najsłynniejsza i najlepsza kawiarnia w Stambule, w dzielnicy Kadiköy. Na zdjęciu: kawa Skylar i kawa Agaty Wu.

IMG_9490
I znów kot tym razem zmotoryzowany.

IMG_9428
Fajne kreatywne graffiti w jednej z uliczek Beyoglu.

IMG_9383
Demonstracja pronarodowa na Istiklalu w wykonaniu uczniów szkoły średniej. Bez komentarza.

IMG_9352
Dwa ptaki.

IMG_9339
Lądując w Stambule - 1.

IMG_9336
Lądując w Stambule - 2.